poniedziałek, 14 listopada 2016

Kości, a potem już tylko otchłań liczbowa


 Cassandra - "Rodział II, część IV"


Mimo moich obaw lekcja poszła dość dobrze. Naprawdę bardzo starałam się ich nie zanudzić i wymyśliłam, że możemy wspólnie przygotować przedstawienie na koniec roku związane z właśnie omawianą przez nich twórczością Szekspira. Dziś zajęliśmy się wyborem sztuki, wstępnym planem i obsadzeniem ról. Po skończonych zajęciach podszedł do mnie mój "papierowy przyjaciel".
- Mogę ci w czymś pomóc? - spytałam pakując swoje rzeczy.
- Nie radzę sobie sam, ale jest coś o czym powinnaś widzieć.
- A mianowicie?
- Nie mogę powiedzieć, ale masz moje samolociki?
- Yyyyy....noooo....szczerze powiedziawszy to tak...- wstyd mówić, ale tak z sentymentu do sama nie wiem czego zachowałam je wszystkie....
- Dobrze. Proszę, przejrzyj je. Do widzenie pani profesor! - zasalutował mi i wymaszerował z klasy.
Naprawdę dziwny dzieciak, ale postanowiłam, że nie zlekceważę jego prośby i faktycznie je obejrzę, choć nie zauważyłam by było na nich coś ciekawego.
Spokojnie wróciłam do swojego pokoju. Na moje szczęście dziewczyn nie było i mogłam bez tłumaczeń przejrzeć tę papierową twórczość. Jedną z szuflad biurka miałam po brzegi wypełnioną tymi samolocikami. Wysypałam je wszystkie na łóżko i zabrałam się za przeglądanie. Dopiero po pewnym czasie wpadłam na pomysł, że może warto je rozprostować i zacząć sprawdzać w środku. Tak też zrobiłam. Z początku nie było w nich nic ciekawego. Przez nic ciekawego mam na myśli, że w ogóle NIC tam nie było. W końcu zaczęłam się lekko irytować, że niepotrzebnie tracę czas. W końcu na jednym z kawałków papieru za zagiętym rokiem było coś wypisane drobnym maczkiem. Choć z niemałym trudem udało mi się to odczytać:

Nauczyciele nie mają o niczym pojęcia, a przynajmniej udają, że o niczym nie wiedzą. Chociaż ja uważam, że po prostu nie chcą widzieć.

Wydało mi się to na tyle dziwne, że z nową energię zaczęłam przeglądać samolociki w poszukiwaniu kolejnych ukrytych wiadomości. Znalazłam jeszcze trzy:

Wszyscy musimy być czujni, bo on zwerbuje każdego. Ma na tyle dużą moc. Może i zrobi to. Właśnie Ty musisz go powstrzymać. Tylko Ty jesteś w stanie go przekonać.

Wszystko dzieje się w piwnicy, ale nie idź tam to zbyt niebezpieczne...

Gra rozpoczęła się już na dobre, a ja nie chcę w nią grać...

Z każdym kolejnym zdaniem byłam coraz bardziej przerażona. Co to wszystko może znaczyć. Miałam jakieś dziwne przeczucie, że to wcale nie są głupie żarciki tego chłopaka. Czułam, że to prawda, a w dodatku ta niedawna tragedia - śmierć tego ucznia, to tylko potwierdza te tajemnicze zapiski.
 Ale to przecież nie może być on... Vincent zginął i już nigdy nie powróci, bo to niemożliwe, prawda...?
 Trzęsącymi się rękami schowałam wszystkie samolociki do szuflady, ale tym razem zamknęłam ją na klucz. Od teraz muszę się pilnować. Uważnie rozglądając się dookoła wyszłam z akademika i pospiesznie przeszłam na drugą stronę dziedzińca. Wzięłam kilka głębokich wdechów i weszłam do jaskini testosteronu. O ile w pokojach dziewczyn było raczej spokojnie i schludnie. Tu zawsze panował zgiełk i wszechobecny bałagan. Wymijając porozrzucane wszędzie skarpetki i inne przedmioty codziennego użytku. Weszłam na piętro. Od jakiegoś dzieciaka dowiedziałam się, gdzie mój ulubiony uczeń, a teraz również sojusznik ma pokój. Wzięłam głęboki wdech i zapukałam. Przez dłuższy czas nikt mi nie otwierał, ale w końcu usłyszałam, że ktoś podchodzi do drzwi.
- Czeeee...pani profesor? - trochę się zmieszał na mój widok. Chyba spał, bo oczy miał podkrążone, a to co miał na głowie można określić tylko jednym mianem - "natychmiastowy zgon fryzjera". W dodatku koszulkę miał na lewej stronie - pewnie ubierał się w pośpiechu. Posłałam mu czarujący uśmiech na poprawę humoru.
- Mam do ciebie sprawę Teddy, czy możesz się w miarę doprowadzić do porządku i pójść ze mną na spacer? Chyba musimy porozmawiać - spojrzałam na niego znacząco.
- To randka, jeśli tak zgadzam się - kiedy już się bardziej rozbudził od razu wrócił żartowniś, którego znałam z lekcji.
- Nazywaj to jak chcesz - uśmiechnęłam się mimo woli. - Zaczekam na zewnątrz.
 Odwróciłam się i zbiegłam po schodkach. Przysiadłam na ławeczce przed budynkiem i spokojnie czekałam, aż raczy zejść na dół. Kiedy się w końcu pojawił wyglądał zupełnie inaczej, niż kiedy go zostawiałam. Porządnie ubrany i uczesany nie przypominał już dzieciaka. Chociaż chyba bardziej podobał mi się takie nieogarnięty. Całkiem uroczo się to prezentowało.
- Domyślasz się o czym chciałam z tobą porozmawiać?
- Tak, pani profesor - mrugnął do mnie, a ja siłą woli powstrzymałam się od kolejnego uśmiechu.
- Nie musisz mnie tak nazywać. Cassandra wystarczy. Od razu przejdę do rzeczy, z skąd o tym wszystkim wiesz i dlaczego uważasz, że moja rola jest, aż tak kluczowa?
- Może chodźmy do lasu. Wolę mieć pewność, że nikt nie będzie podsłuchiwał.
Mimowolnie zadrżałam na sam dźwięk tego słowa, ale kiwnęłam głową. Nogi mi się trochę chwiały, ale pierwszy raz od dwóch lat przekroczyłam dobrowolnie linię drzew. Momentalnie zrobiło się ciszej... Ta cisza mi się nie podobała.
- Odpowiadając na twoje pytanie - zależy mu na tobie i jesteś pewnie jedyną osobą, której posłucha. Wszystkich innych ma gdzieś. To tylko pionki w jego rozgrywce, choć on sam też jest tylko pionkiem...
- To jest jeszcze ktoś więcej? 
- O tak z pewnością. On wykonuje tylko odgórnie narzucone polecenia. A wiem o tym, bo sam na początku zgodziłem się grać. Sądziłem, że to będzie sposób na łatwy zarobek... Z początku mi się to podobało. Adrenalina, stres, wygrana to wszystko dawało  niesamowitą satysfakcję - uśmiechnął się błogo.
- O czym ty mówisz? Jaka gra? - rozumiem stan upojenia, samo wspomnienie kisielu Vincenta przyprawiało mnie o zawrót głowy, ale wciąż nie bardzo rozumiałam o jakiej grze mówił...
- Hazard rzecz jasna - spojrzał na mnie nic nierozumiejącym wzrokiem.
- Vincent i hazard? To mi zupełnie do siebie nie pasuje! - teraz naprawdę się już pogubiłam. Nie dość, że znów się wśród żywych to jeszcze zajmuje się takimi rzeczami....
- Vincent? Przecież ten szaleniec nie żyje! Mówię o Łuce Ivanowichu....
Wtedy serce stanęło mi na kilka sekund. To on był potworem. Potworem, ale wciąż tylko pionkiem w większej grze. Jakby nie wystarczył mu alkohol to jeszcze wplątał się w hazard, a w dodatku wciąga w to uczniów. Czy on do reszty oszalał. Poczułam jednak mimo wszystko ulgę, że Vincent już nam nie zagraża i dalej pozostaje niezmiennie martwy, ale gdzieś w głębi czułam, że to wszystko ma związek z Łuką. Wszystko co złe, zawsze musi być z nim w jakiś sposób powiązane...
- Ach tak on... - dodałam z goryczą.
- Wiem, że to trudne, bo przynajmniej kiedyś z tego co słyszałem no.... - widać, że nie chciał poruszać tego tematu i w sumie mu się nie dziwię. Ja też nie chciałam.
- Tak byliśmy blisko, ale okazał się zwykłym nieudacznikiem, który ma problem sam ze sobą. 
- Uuuu, ale jesteś na niego cięta - od razu humor mu wrócił, a razem z nim mnie również.
 Przez chwilę wymienialiśmy się żartami na temat Łuki, które stawały się z każdą chwilą coraz wredniejsze. Kiedy już bolał mnie brzuch od śmiechu uznałam, że pora wrócić do poważnych spraw.
- Powiedz mi kiedy odbywają się te....yyyyy... "sesje"?
- Dziś wieczorem jest kolejna. Z piwnicy jest tajne przejście do klubu w wiosce. Tam gramy.
- Jak dużo osób na nie przychodzi?
- Bardzo dużo...
- Ta dzisiejsza młodzież. Co wy macie w głowach? Naprawdę musicie się uciekać, aż do tego typu rozrywek? - obudził się we mnie syndrom starszej siostry.
- Nie wszyscy od razu się zgodzili, ale Ivanowich jest mistrzem w kontrolowaniu emocji. Wielu w życiu by nie przyszło gdyby nie jego wpływ...
- Dobrze w takim razie, dziś pójdę tam z tobą  - oznajmiłam stanowczo.
- Wykluczone. Nigdzie nie idziesz! - zaoponował. - Ja sobie poradzę, ale ty? - spojrzał na mnie wymownie. Jakby dwadzieścia centymetrów wzrostu dawało mu, aż taką przewagę...
- Pragnę ci tylko przypomnieć, że ja już ukończyłam kurs z mocy i potrafię sobie poradzić, a tak w ogóle to jestem starsza i mądrzejsza, a poza tym znam Łukę lepiej niż ktokolwiek w tej szkole - uśmiechnęłam się z wyższością.
- Co do tego, że jesteś mądrzejsza to się zgodzę, ale nie wyglądasz mi na dużo starszą - powiedział z powątpiewaniem.
- Mam dwadzieścia lat, jeśli tak bardzo cię to interesuje.
- A ja siedemnaście, to mała różnica =D

2 komentarze:

  1. Więc to tutaj ma się rozpocząć świat hazardu dla Cassy(kiedyś gdzieś przeczytałam tutaj o tym wzmiankę).
    Gdybym była na miejscu Cassy to bym te wszystkie samolociki wyrzuciła ale też oprócz irytacji stanowiły jakąś odmianę więc miała podstawy by czuć do nich jakiś sentyment.Nieźle wymyślił by nim przekazać wiadomość - to przecież normalne, że niektórzy uczniowie dokazują na lekcjach a nastolatkowie są zazwyczaj pełni fantazji i pewności siebie(mógł nawet napisać tekst na kartkach od samolocików przedtem, przed lekcja a nawet jeśli się obawiał, że ona je wyrzuci to jakby je brała do kosza to mogła by zobaczyć wiadomość, no i miał z nią zajęcia to je mógł rzucać cały czas). Ciekawe tylko czemu właśnie ona - bo wydaje mu się na tyle młoda by móc zrozumieć jego punkt widzenia i na tyle poważna i odpowiedzialna by go ochronić, bo Łuka się nią interesuje i ją by to wciągnął( a przynajmniej próbował), bo tak samo jak Łuka ma moc wpływu psychicznego na człowieka to powinna umieć sobie z nim poradzić, bo wie, że wyszła z vincentowych tarapatów więc myśli, że z kolejnym manipulatorem sobie poradzi?
    Kolejny złoczyńca się pojawił- nie spodziewałam się tutaj Łuki, pewnie w następnych rozdziałach się ukaże jak to jest ale jak na razie dla mnie Łuka wplątał się w hazard i dla odrobiny emocji organizuje spotkania u siebie, w Akademii i coraz więcej sobie i innym na nich pozwala.Poza tym hazard łączy się z pieniędzmi a ona mogą być przyczyną śmierci chłopaka o której dowiedziała się Briana.
    Pozdrawiam, weny i wolnego czasu życzę!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak nadszedł wreszcie czas, by wprowadzić ten wątek...
      Cassandra jest bardzo sentymentalna i łatwo przywiązuje się do przedmiotów. Zachowa sobie wszystko co może w przyszłości, przypomnieć jej jakieś wydarzenie czy sytuację.
      Teddy stwierdził, że Cassy może mu pomóc, bo pierwsze nie dzieli go z nią różnica wieku tak jak w przypadku nauczycieli, z którymi coraz ciężej im się porozumieć, a po drugie jest dla Łuki ważna, nawet bardzo i to widać. Co do mocy masz całkowitą rację, oboje zarówno Łuka jak i Cass mają wpływ na umysł, a Cassandra poza Borem jest jedyną osobą w szkolę, która w pełni opanowała podróżowanie po snach.
      Łuka jest podatny na wpływ i wszelkiego rodzaju nałogi. Z początku ucieczka od problemów przerodziła się w coś więcej...
      Dziękuję :D
      ~MrocznaKosiarka

      Usuń