poniedziałek, 10 października 2016

Szczęśliwe zakończenie?

Briana - "Rozdział IX, część III"
Hej! Z racji, że mój wpis fabularnie poprzedza wpis Kosiarki, więc pojawi się on dzisiaj, a jej w piątek. Zapraszam na wielki finał i wyjaśnienie wszystkich tajemnic!

 Nie zastanawiając się nad konsekwencjami, natychmiast, aby Nigel na mnie nie spojrzał pocałowałam jedynego faceta przy stoisku z bombonierkami. A był to Michael Chihuahua - mój nauczyciel języków obcych. Dokleiłam się do niego, a on zszokowany, mnie nie odepchnął. Gdy mój były partner przeszedł, upewniłam się, że już mnie nie widzi i odetchnęłam z ulgą. Dopiero wtedy odważyłam się spojrzeć na nauczyciela. Jego twarz nie wyrażała emocji, ale po chwili zrobił coś czego ja się nie spodziewałam. Pocałował mnie! To był szok. Poczułam się tak jak on chwilę wcześniej. Odwzajemniłam namiętny pocałunek, a gdy zaczerpnęliśmy powietrza pokazał mi palec na ustach. Tak narodził się nasz mały sekret. No co?! On jest tylko cztery lata starszy ode mnie. Tamtej nocy nasza wycieczka nocowała w Nowym Jorku, a następnego dnia po zwiedzeniu kilku zabytków wróciliśmy do Chicago. Renibus dojechał na miejsce o późnej godzinie, lecz ja nie chciałam spać. Kiedy wszyscy już padli, zapukałam do okna Michaela. Tak jak ja nie miał ochoty zmrużyć oczu. Gdy otworzył okno pocałowałam go. Iskra eksplodowała między nami i... reszty można się łatwo domyślić.
 Tak to się zaczęło, a potem... Potem przychodziłam do niego już prawie codziennie. U niego czułam się całkowicie oderwana od rzeczywistości. Nic się nie liczyło, nikt się nie liczył. Wtedy nie było sierżanta czekającego na moje raporty, Nigela, z którym miałam niedokończone sprawy, Romy, która chciała mnie zapuszkować jak sardynkę, Dawn, która nie rzadko przesadzała, Trinity, która potwornie działała mi na nerwy, Rowan, która zamierzała zostać jej bliźniaczką, Tris, która warczała na wszystkich... Od wielu rzeczy chciałam uciec i jakoś się udawało. Ale potem zmarł Jack. Od tego nie dało się uciec, jego wspomnienie kroczyło za mną jak cień. Poza tym te ostatnie sny... Bałam się, że Chris ze swoimi tajemniczymi metodami w końcu nas odkryje. Musiałam to zakończyć. Ale nie dałam rady.
- Mieliśmy porozmawiać! - Zaczęłam ostro wpadając do jego domku i już miałam dalej na niego wrzeszczeć, kiedy zauważyłam bandaż na jego ręce.
- Roma wysłała mnie na przeszpiegi do Irytów. Podejrzewała, że Vincent mógł zawrzeć z nimi sojusz. A ja byłem kiedyś jednym z nich...
- Że co?!
- To długa historia, teraz powinniśmy omówić nasze sprawy.
- Racja... To koniec. - Widać, że był zaskoczony, więc kontynuowałam. - To się robi niebezpieczne, jeszcze chwila, a ktoś nas odkryje. Poza tym, nie sądzisz, że to niestosowne?
- Jesteś tylko cztery lata młodsza ode mnie. Nie, nie sądzę. A ty?
 Zagiął mnie tym pytaniem. Wszyscy tak uważali, tak nie powinno być, ale co ja uważałam? Nie byłam pewna jakie jest moje zdanie w tej kwestii.
- Myślisz, że to jest niestosowne? - Pocałował mnie w prawą dłoń. - A to? - Dał mi całusa w policzek.
- Wiesz, że na tym się nie kończy. - Moje tętno przyspieszyło gwałtownie.
- Czy gdybyśmy nie byli w szkole, to byłoby dziwne? To, że mam uprawnienia do tego by cię uczyć wszystko przekreśla? Wiem, przecież że lubisz łamać zasady.
- Cóż, racja. - Trudno się było nie zgodzić. Zwłaszcza gdy stałam w korytarzu domku nauczyciela i pozwalałam by całował mnie po policzkach.
- Już nie jestem tego wart? - Zażartował. Przycisnął usta do moich.
 Mmm! Był, zdecydowanie był wart łamania zasad. Wolałam mu jednak tego nie mówić. Zresztą, nie dał mi szansy, bo przycisnął mnie do ściany i całował jakby wracał z dalekiej podróży. Może te bandaże...
 W każdym razie, nieźle się zapędziliśmy i w takim właśnie momencie weszła Roma. Niewiele się myliłam mówiąc, że "jeszcze chwila, a ktoś nas odkryje". I to, po Trinity, najgorsza osoba z możliwych. Dyrektorka! Trzymajcie mnie, bo padnę ze wstydu. Do tego on powiedział do niej ciociu! Ale ona tylko rzuciła coś o Irytach i weszła do kuchni. Mike pocałował mnie po raz ostatni i nakazał wracać do pokoju.
 Kiedy wychodziłam z domku, przypomniałam sobie po co tam właściwie poszłam. Miałam to zakończyć. Jedna, wielka, upokarzająca porażka. Pięknie, po prostu pięknie.
  Ziewając wróciłam do akademika, już przy drzwiach zatrzymał mnie jednak spory tłum. Po drugiej stronie ulicy przed mieszkaniem męskim było to samo. Co się działo? Przepchnęłam się do drzwi, co stanowiło nie lada wyczyn, i tam zauważyłam źródło całego tego zamieszania. To był wielki, czerwony, cieknący krwią napis "Nadchodzimy by zdobyć należne nam miejsce". Wytrzeszczyłam czy. Kto mógł to napisać? Vincent chyba nie użyłby liczby mnogiej, w takim razie kto? Wtem zauważyłam kogoś kto na milion procent zna odpowiedź.
- Dawn! - Podbiegłam do niej, lecz zatrzymałam się z lekkim szokiem widząc z kim rozmawia. - Hej Forrester - rzuciłam, a zarz potem wlepiłam wzrok w koleżankę. - Co o tym wiesz? - Wskazałam na napis.
- Między dwunastą, a pierwszą chłopak, którego nikt wcześniej u nas nie widział, nabazgrał to i zniknął jak kamfora. Prawdopodobnie był jeden z Irytów, z mocą teleportacji i krwią Perry.
- Że co?! Co do tego mają Iryci?
- No tak, zapomniałam, że cię wczoraj nie było. Iryci zaczęli się kręcić koło Al's. W końcu wyszedł do nich Gruby, a oni zaczęli coś gadać o należnym im miejscu, odzyskaniu chwały i pokonaniu nas. Po prostu pletli jak opętani, ale wiesz jacy są Iryci. Cholerna sekta fiu-fiu! - Pokręciła znacząco palcem przy głowie.
- Czekaj, coś mi wyleciało. Oni mają moce?
- Tak uczyliśmy się o tym w tym roku. Ich moce częściowo pokrywają się z naszymi, ale oni mogą działać tyko na siebie dlatego nie mają kontroli emocji, telekinezy i podróżowania po snach.
- Czego ty nie wiesz?
- Nie wiem jak udało im się zbratać z Vincentem.
- To stąd mieliby krew Perry. Boże, co ten wariat musi jej tam robić?
- Zapowiada się rozróba na całego i to poważnie, więc szykuj czyste majty i do boju!
 Jej bojowy krzyk przerwało pojawienie się Romy Renibus we własnej osobie na środku ulicy między akademikami.
- Słuchać mnie, dzieciarnia! To nie historia, czy żałosne ćwiczenia. Iryci wypowiedzieli nam wojnę. Zjawią się tu w nocy i zniszczą wszystko co składa się na nasze dziedzictwo. Możliwe, że nawet nas zabiją. Są bezwzględni z natury, zburzą budynki i spalą biblioteki kiedy już odnajdą przepis na kisiel. Będziemy musieli z nimi walczyć, wszyscy! Wasze moce nareszcie przydadzą się do czegoś innego niż wygłupy. Każdy kto stanie do walki otrzyma zwolnienie od pytania z biologii do końca roku. Kto się na to pisze?
 W górę uniósł się las rąk.
- Tak też myślałam. Przygotujcie się bo tym razem od was zależeć będą losy Selenów, nasza przyszłość - to mówiąc odeszła do Akademii.
 Gdy tylko zamknęły się za nią wrota, wśród uczniów wybuchła wrzawa i zamieszanie. Czy oni będę zdolni nas zabić? Czy damy im radę? Kto będzie miał przewagę liczebną? Pytania wirowały i nikt nie znał odpowiedzi, nawet Dawn. Próbując się uchronić przed tym hałasem ukryłam się w pokoju. W środku nikogo nie było, więc mogłam się odprężyć. Próbowałam przemyśleć kilka spraw, aż wreszcie zasnęłam.
 Rano obudził mnie krzyk. "Iryci!". Na korytarzu natychmiast podniósł się alarm. Wszyscy wybiegli z pokojów próbując się jakkolwiek ubrać i przygotować do nagłej walki. Niestety nie mogłam wziąć swojego pistoletu i palarizatora ukrytych pod łóżkiem, by nie musieć się tłumaczyć. Mieliśmy do dyspozycji tylko własne umiejętności i... moce. Nie mogliśmy zapominać, że oni też je mieli, ale właśnie to było powodem wiekowych sporów - nasze moce były lepsze. I zamierzaliśmy to w pełni wykorzystać.
 Wybiegliśmy na zewnątrz, niektórzy nadal w pidżamach. Na ulicy pomiędzy akademikami pojawił się tłum postaci ubranych w stare zakonne szaty zrobione z worków po ziemniakach. Wybiegliśmy mu naprzeciw krzycząc jak wariaci. W tym samym czasie Roma wybiegła z Akademii i zawołała wszystkich pierwszoklasistów. Oni nie potrafią jeszcze używać mocy, więc dyrektorka wzięła ich do środka, aby bronili Akademii w ostateczności. Jej pomysł był bardzo sprytny i pozwolił nam się skupić na odparciu wroga. Każdy Selen włożył w to całe serce, staraliśmy się oddziaływać na jak największą liczbę osób czego oni nie umieli. Piątoklasiści spisali się nienagannie, grupami wywalając Irytów poza granice wioski. My młodsi staraliśmy się tak jak umieliśmy.
 Gdy wszystko się zaczęło odbiegłam na prawo od wejścia, złapałam pierwszego lepszego Ziemniaka za łachy i pchnęłam z całej siły za ziemię. W CIA nauczyli nas tajnego chwytu, dzięki któremu mogliśmy obezwładnić każdego. Zwykły trik, po którym delikwent padał na ziemię jak kłoda. Takim sposobem powaliłam kilkoro wariatów, zauważyłam, że i Trinity stosuje taką taktykę. Walki trwały ponad godzinę, kolejni Iryci się wycofywali i napływali, lecz ja odnosiłam sukcesy. Nie przewidziałam jednak tego, że to mnie ktoś zajdzie od tyłu. To ja tu jestem niewidzialna! Próbowałam usunąć ze środka ulicy powalego Iryta, gdy jakiś napakowany grubas złapał mnie za rękę i wykręcił ją do tyłu. Ból był straszny, koleś miał krzepę jak niedźwiedź! Sama w życiu nie potrafiłabym się uwolnić z tego uścisku.
- Puść ją, Osten!
- Michael, zdradziecki syn samego Romana Renibusa. - Osiłek zwrócił się niskim głosem do mojego nauczyciela języków. - Czemu miałbym wykonywać twoje rozkazy po tym jak nas zdradziłeś?
- Użyję mocy. Chcesz się przekonać, co teraz potrafię?
- Możesz myśleć, że twoja moc jest silna, ale to nic w porównaniu z tym co mógłby dać ci Vincent.
- Nigdy nie chciałem żadnego prezentu od mojego kuzyna i nie jest mi to potrzebne.
 Uniósł rękę, a Osten zaczął się unosić ku górze. Niestety ja razem z nim. Trzymał mnie w żelaznym uścisku, a wysokość wzrastała. Próbowałam się wyszarpnąć, lecz nagle grawitacja powróciła do normalnego stanu i runęliśmy w dół jak kamień. Osiłek spadł na wycofujących się Irytów, a ja wpadłam prosto w ramiona Michaela. Ten nie zastanawiając się wiele pocałował mnie. Gdy oderwaliśmy się od siebie szepnęłam:
- Gapią się na nas.
 To rzeczywiście była prawda. Przegoniliśmy Irytów i na pustej drodze odwrotu staliśmy tylko my dwoje, a reszta uczniów gapiła się na nas spod wrót Akademii.
- Niech zobaczą jaką mam wspaniałą dziewczynę.

2 komentarze:

  1. Więc to tak się zaczęło-od tej wycieczki, według mnie to nierozsądne robić takie rzeczy-romanse z nauczycielami uczniów są zakazane nawet w normalnych okolicznościach a teraz Briana sobie nagrabiła przed Romą, która pewnie z radością by ją wywaliła z Selenu.Z drugiej strony Briana nie byłaby Brianą gdyby kierowała się przede wszystkim rozsądkiem oraz przeżyła wiele ciężkich chwil związanych z facetami(zawód związany z Nigelem, jej relacja z Pello) więc cieszę się, że jest w związku z mężczyzną, który przyzwoicie ją traktuje i jest z nim zadowolona.
    Michael był Irytem- czy go zabrał do Irytów ojciec kiedy ten podrósł czy sam zwiał do Irytów bo uważał że może być mu tam lepiej(nie wiem jak w Akademii-czy Roma szczególnie na niego naciskała by dobrze się uczył ale odniosłam wrażenie,że Roma jest surowa i przywiązana do zasad tak jak jej rodzice a że Michael jest wyluzowany to mu trudno było wytrzymać w takim domu)?
    Więc jednak to z Vincentem się dogadali-ciekawe co mu obiecali żeby ich wspomógł.I chyba są trochę za pewni siebie-wypowiedzieli Selenom wojnę a sami już tak oberwali(wiem, że to dopiero pierwsza bitwa ale takie odniosłam wrażenie;związali się z Vincentem chyba dlatego by ten pomógł im zmierzyć się z Selenami mogącymi fizycznie i psychicznie wpłynąć na drugą osobę, do tego celu też mogliby chcieć pozyskać moc Cassy).
    Moce Irytów wpływają tylko na nich samych, nie na otoczenie więc stąd się dogadali z Vincem by ten ich wzmocnił tak by mieli szanse z Selenami z taką a nie inną specyfiką ich mocy?
    Pozdrawiam, weny i wolnego czasu życzę!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, cała Brie. Jej szaleństwa wychodzą na dobre.
      Michael jest synem Romana - brata Romy. Sam uciekł z tej porąbanej sekty jaką są Iryci, a Romcia wzięła go pod swoje skrzydła. Była surowa, ale za to on wyrósł na inteligentnego Selena.
      Oni byli tacy pewni, właśnie przez wsparcie Vinca. Szczegółów dowiecie się z wpisu Cass.
      Dziękujemy i nawzajem :)

      Usuń