niedziela, 16 października 2016

Ciemna czy jasna strona mocy? Wygląda na to, że wszystkie

Cassandra - "Rozdział VIII, część III"
 Powrót do Akademii wymagał ode mnie ogromnej odwagi, ale naprawdę nie miałam dokąd pójść, a coraz bardziej doskwierała mi samotność i odrzucenie. Stałam się niepotrzebna, zbędna. Mogę odliczać minuty kiedy po mnie przyjdą, ale ja się nie poddam, nie tak łatwo. Wiedziałam, że Roma jest okropna, ale wychodzi na, że Vincent właśnie po niej odziedziczył wiele swych cech. Jak ona może decydować o czyimś życiu?! Wbiegłam do pokoju i wrzuciłam do torby kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Nie mogłam tu zostać, ani chwili dłużej. Na złapanie autobusu nie miałam najmniejszych szans, a pójście pieszo w takie zimno też odpadało. Miałam tylko jedno wyjście. Pójść do Vincenta i liczyć na to, że okaże się to lepszą decyzją niż oddanie się w łapska Irytów.
 Wybiegłam z akademika, już w grubej kurtce i szalu i szybkim krokiem weszłam w las. Teraz wydawał mi się najbezpieczniejszym miejscem tutaj. Chociaż w zasadzie był chyba najgroźniejszym. Ale nie myślałam wtedy racjonalnie. W głowie miałam tylko jedną myśl - przetrwać.  Płatki śniegu przylepiały się do mnie z każdej strony, ale szłam dzielnie. To była moja droga ku wolności, albo ku zniewoleniu. Wracałam w miejsce, z którego uciekłam. Wracałam do swojego więzienia, z nadzieją na ratunek, ale nie miałam wyboru, czułam, że właśnie tak powinnam zrobić. Vincenta chociaż znam, a Irytów wcale.
 Kiedy wydawało mi się, że idę już wieczność, że nie przejdę ani kroku dalej, przede mną jak spod ziemi wyrósł posępny budynek. Jakaś postać siedziała na ganku na bujanym krześle. Zadrżałam, ale nie z zimna. Postać podniosła się i zeszła po schodach. Vincent.
- Cassandra, czekałem na ciebie. Nawet nie wiesz jak przejmujący żal mnie ogarnął gdy tak zniknęłaś. Przykro mi, że Dereck tak was potraktował, ale sama rozumiesz środki bezpieczeństwa.... - chwycił mnie za ramię i zaprowadził do środka.
 Teraz było tam ciepło i tak spokojnie. Poczułam się bezpieczna, choć zdecydowanie nie powinnam, ale mój mózg jakby powoli się wyłączał. Jakby było coraz mniej mnie we mnie. Bardzo dziwne. Zdjęłam płaszcz i usiadłam w salonie. Po chwili Vincent przyniósł mi kubek z parującym kisiel. Wypiłam wszystko bez chwili zastanowienia. Potrzebowałam tego, bardziej niż czegokolwiek.
- Posłuchaj, są rzeczy, o których nie masz pojęcia, a powinnaś - Vincent usiadł naprzeciw i spojrzał na mnie łagodnie.
- Jest wiele takich rzeczy - przytaknęłam.
- Nie mogę uwierzyć, że moja matka przez tyle lat pozwalała niszczyć ci życie, ale ona zawsze taka była. Dla niej liczyła się tylko władza...
- Myślałam, że Seleni są dobrzy, ale chyba doszczętnie przestałam im ufać.
- Bardzo rozsądnie. Zrozumiałem to wiele lat temu i próbowałem przekonywać o tym nowych uczniów, ale nigdy nie chcieli słuchać, aż w końcu pojawiłaś się ty. Ty, która byłaś inna, dużo bardziej inteligenta i wytrzymała. Z nikim jeszcze nie nawiązałem takiego porozumienia.
- A co z Perry?
- Och, Perry. Przez tyle lat odmówiono mi kontaktu z własnym dzieckiem i oszukano. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ogromny to dla mnie ból. Jak sądzisz, co powinienem zrobić teraz, gdy odkryłem prawdę?
- Zemścić się....
- Tak, Cassandro i właśnie to mam zamiar zrobić. Dokładnie to, a ty i Perry mi w tym pomożecie.
- Ja? To przecież Perry jest tą WYBRANĄ. Ja jestem nikim... - poczułam jak łzy napływają mi do oczu, ale zagryzłam wargi, byle tylko nie dać upustu swoim emocjom, a przynajmniej nie teraz.
- Widzisz, to kolejne kłamstwo. Jesteś ogromnie ważna i dlatego proszę cię o pomoc - posłał mi ciepły uśmiech i wyciągną dłoń. Zawahałam się chwilę, ale tylko przez chwilę. Czułam się zdradzona, skrzywdzona i oszukana. Chciałam się zemścić tam samo bardzo. Uścisnęłam jego dłoń. I wtedy się zaczęło...
 Vincent miał plan. Bardzo dokładny, mogłoby się zdawać idealny. Plan dopracowany w każdym calu. Do tego mówił, że jestem mu potrzebna. A co najważniejsze chyba naprawdę mnie potrzebował. Wcale nie było tak jak wmawiała mi Roma. Ja wciąż byłam ważna. W tym jak mi się kiedyś wydawało ponurym miejscu, teraz odnalazłam spokój i czułam się bezpieczna.
 Wkrótce pod domem zaczęli się zbierać ONI... Iryci pojawiali się w przerażająco szybkim tempie. Nie sądziłam, że jest ich aż tak wielu. Myślałam, że to oblężenie, że traktują Vincenta jako jednego z Selenów, ale prawda okazała się zupełnie inna. Wkrótce pan domu wyszedł do nich i spokojnie cały czas dziwnie się uśmiechając omawiał coś z ich Mistrzem. Nie wyglądało to najlepiej.
 Przerażenie powróciło ze zdwojoną mocą, ale teraz byłam jeszcze bardziej zdezorientowana. Po chwili Iryci głośno coś wykrzykując odeszli, a Vincent wrócił do środka.
- Dlaczego tu przyszli, co się dzieje? Pomagasz im? - wyrzuciłam z siebie najbardziej nurtujące pytania.
- To jest wojna, a na wojnie i w miłości wszystkie chwyty są dozwolone...
- Chyba się pogubiłam...
- Posłuchaj, najpierw Iryci rozprawią się z Selenami, a potem my wkroczymy do akcji. Czas by wreszcie pokazać kto tu jest najlepszy, a my możemy wreszcie stanąć u należnej nam władzy! - w jego oczach zapłonął ogień.
- Ja nie chcę władzy...
- Ależ chcesz. Chcesz jej, a ja pomogę ci ją osiągnąć.
 Vincent gdzieś zniknął, a ja czekałam w salonie. Czas płynął powoli. Z każdą upływającą minutą byłam coraz bardziej przerażona. Chciałabym, żeby ktoś był tu teraz ze mną - Nova, albo Rodrick. Ale byłam sama. Oni pewnie teraz walczyli z Irytami. Zostali po stronie Selenów, ale czy to jest ta dobra strona? Co jeśli coś im się stało? Jeżeli któreś z nich jest ranne? Nie wybaczę sobie tego, będę się czuła współwinna.
 Co będzie kiedy tam wkroczymy? Czy Vincent zdecyduje się pomóc którejś ze stron? A może chce doprowadzić, aby obie te organizacje wykluczyły siebie nawzajem, a on nie będzie musiał brudzić sobie rąk?
- Cassandro  już czas! - Vinc zamaszystym krokiem wszedł do salonu wziął mnie pod rękę i razem ramię w ramię wyszliśmy na zewnątrz. Sądziłam, że czymś pojedziemy, droga jest w końcu dość długa, ale las jakby rozstąpił się przed Vincentem i wystarczyła chwila byśmy znaleźli się na polanie gdzie rozgrywała się bitwa. Obie strony walczyły zaciekle, ale Seleni chyba byli bliżej zwycięstwa.
My oboje staliśmy skryci w cieniu i obserwowaliśmy to wszystko zza linii drzew
- To zabawne wiesz, Irytom wydaje się, że zdradziłem im przepis na kisiel. Oczywiście to kłamstwo, nigdy bym im nie podał tajnego składnika, ale mina Romy, gdy się o tym dowiedziała była bezcenna - zaśmiał się ozięble.
- Jaki jest plan? I jaka jest w tym wszystkim moja rola?
- Plan jest prosty. Prosty dla mnie, ale zawiły dla ciebie. Niedługo będzie nasza część występu. Wejdziemy na scenę kiedy tylko zjawi się Dereck z Perry. Wtedy wszystkie światła będę padać na nas, a krwawe róże chwały legną u naszych stóp... - Vincent odpłynął gdzieś na chwilę, a ja dalej tam stałam i patrzyłam na to wszystko. Nie potrafiłam się nawet ruszyć. Ciągle tylko usilnie próbowałam dojrzeć gdzieś Novą, albo Rodricka.
- Gdzie oni są? Powinni już tu być! - Vincenta zaczęła ogarniać złość, gdy Dereck i Perry wciąż się nie pojawiali.
Wreszcie od strony lasu nabiegła Gladys.
Rzuciła się Vincentowi w ramiona, ale on odepchnął ja od siebie i wyrwał kartkę, którą trzymała w ręce.Chwilę wodził po niej wzrokiem, a oczy rozszerzały mu się coraz bardziej.
- NIE!!!!!!!!!!! - po lesie głośnym echem przetoczył się jego krzyk. Z jękiem padł na kolana, a oczy zapłonęły mu ogniem. Żądza wściekłości całkowicie go opanowała. Podarł kartkę i wbiegł między walczących ciągnąc mnie za sobą.
- TO KONIEC!!!!! Koniec was wszystkich! - krzyczał. Zarówno Seleni jak i Iryci zamarli. Każdy czuł się zastraszony przez Vinca. -  Mam was wszystkich w garści! Jesteście tylko pionkami w MOJEJ grze! - wściekłość, która go ogarnęła co prawda zmusiła go do nieplanowanego działania, ale to dalej on miał tutaj władze.
Ku mojemu ogromnemu zdumieniu przed szereg wyszedł Rodrick. Serce zabiło mi mocniej gdy zobaczyłam, że jest cały i zdrowy. Chociaż koszulę miał w wielu miejscach podartą, a na ramieniu głębokie rozcięcie, ale co najważniejsze ŻYŁ. Tylko co on chce zrobić?
- Nieprawda. Główna część twojego planu zawiodła. Perry - twoja tajna broń uciekła - obwieścił wszystkim zebranym. Seleni zaczęli wiwatować myśląc, że już po wszystkim, jedynie Madeinusa łkała cicho z boku, a Iryci wydawali się być lekko zbici z tropu. Widać Vincent w tę część planu już ich nie wtajemniczył. Mnie w zasadzie też nie...
- Kłamca! Nic takiego się nie wydarzyło! - Vincent zupełnie stracił panowanie nad sobą.
- To prawda! Sam im w tym pomogłem! Uwaga wszyscy Perry Dowle i Dereck Forrester są już pewnie gdzieś nad Atlantykiem.
- Vincent rzucił się na Rodricka, ale ten w ostatniej chwili zdążył przemienić się w Wielką Stopę. Vinc poleciał kilka metrów odepchnięty ogromną łapą mojego przyjaciela.
 Poczułam, że wreszcie jest tak jak być powinno i zdecydowałam się wyjść z cienia, ale to zdecydowanie nie była dobra decyzja...



2 komentarze:

  1. Tytuł- Cassy nie wie już kto tu jest dobry a kto zły dla niej?
    Obrazek mi się kojarzy z królewną Śnieżką lub z jakąś bohaterką filmu o czarownicach.
    Cassy woli znane zagrożenie niż nieznane kłopoty dlatego wróciła do Vincenta(i stąd ona się nie odnalazła-wróciła po cichu a potem szybko wyruszyła a Seleni zajęci przygotowaniami do walki z Irytami nie tylko nie szukali jej ale też myśleli o niej).
    Vincent ją omotał by chciała mu pomóc a potem nawet gdyby się rozmyśliła to by nie mogła się wycofać....i tu niespodziewane zakończenie, Perry uciekła(osobiście się nie spodziewałam,Vincent przed jej porwaniem pewnie zabezpieczył jej celę by była anty-teleportacyjna a tu Derrick ją wykradł).
    To było dobrym posunięciem by Rodrick mówił-przemieniony jest silniejszy fizycznie od Vincenta i jest bliskim kolegą Cassy- ona by do niego mogła wrócić.
    Kłopoty Cassy-wzięto ją za wspólniczkę Vincenta i potencjalnie współwinną napadu na siedzibę Selenów? Może mieć teraz kłopoty.
    Pozdrawiam, weny i wolnego czasu życzę!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, trochę się już pogubiła kto kim jest i jaką rolę pełni w jej życiu.
      Dokładnie, Vincent wciąż jest zagrożeniem, ale znanym, a ona nie lubi niespodzianek.
      Rodrick pomógł im w ucieczce, a po za tym po przemianie Vincent pod względem fizycznym nie może się z nim równać.
      Kłopoty będą, a wszystko będzie szerzej wyjaśnione w następnej części
      Dziękuję =D
      ~MrocznaKosiarka

      Usuń