poniedziałek, 3 października 2016

Nadciąga wojna

Briana - "Rozdział VIII, część III"

 Wydostałyśmy się! Uciekłyśmy Vincentowi! To niesamowite! No prawie, bo po drodze gdzieś zniknęła Cassy, ale pewnie tylko biegła z tyłu nie mogąc dotrzymać nam kroku. I kto by pomyślał, że to Forrester nas uratuje? Na pewno nie ja!
 Gdy tylko na paluszkach wymknęliśmy się z Kryjówki Złoczyńcy, biegłam jak głupia. Na początku chciałam być jak najdalej od tamtego miejsca. Potem przypomniał o sobie rozum, zmęczenie i fakt, że nie znam drogi powrotnej. Spowolniłam więc i biegłam tuż przy Forresterze, nie mogąc się doczekać aż zobaczę coś poza drzewami.
 Biegliśmy długo, wydawało mi się to wiecznością. Było chyba jeszcze gorzej niż przy drodze w poprzednią stronę, bo teraz czułam, że ktoś może nas ścigać.
 Jednak wreszcie po długiej drodze, kiedy już miałam dosyć i chciałam poddać po raz piąty, drzewa się rozrzedziły i przed nami pojawił się akademik.
- Tak! - Upadłam na kolana i dyszałam po biegu. - Przynieś mi wody i coś do jedzenia, szybko, ja tu umieram! - zawołałam w stronę chłopaka.
 On zniknął za rogiem budynku, a ja wstałam i resztką sił doczołgałam się do ławki przed akademikiem.  Uwaliłam się na nią i czekałam. To głupie, kiedyś ta ławka wydawała mi się niewygodna i twarda, a teraz było to dokładnie to czego potrzebowałam i już nie bolał mnie tyłek. Próbowałam wyczytać godzinę z nieba, ale te zasnute chmurami równie dobrze mogło zapowiadać zmierzch, deszcz czy też poranek. Ach ta listopadowa pogoda...
- Nareszcie! Co tak długo, padam z głodu! - wykrzyknęłam w stronę chłopaka. Szybko wyrwałam mu z rąk sporą kanapkę i szklankę wody. Ugryzłam ogromny kęs i popiłam, po czym spytałam: Która godzina?
- Jedenasta rano.
- Idziemy do Romy. Gdzie Cassandra?
- Nie wiem, myślałem, że jest z tobą?
- Zgubiłeś ją?! Faceci to idioci! Może zaraz przyjdzie, zna drogę do Selenu.
- No nie wiem. Wydawała się dość nieobecna. Może powinniśmy jej poszukać?
- To leć, ja idę do Renibus. Tylko ją znajdź! - zastrzegłam mahając na niego groźnie kanapką. Udaliśmy się w odpowiednie strony bez zbędnego marudzenia.
 Zapukałam do klasy biologii, dopiero gdy przełknęłam resztki sałaty i sera. Jeszcze by mi się oberwało za jedzenie na lekcji. Zapukałam, a gdy władczy głos zezwolił mi na przekroczenie progu, otworzyłam drzwi. Jakie było zdziwienie siedzącego w klasie Chrisa Pello gdy ukazałam się w wejściu.
- Bella! Co to ma być? Gdzie żeś się podziewała?
- Właśnie przyszłam z panią o tym porozmawiać.
- Nie widzisz, że prowadzę lekcję?! Przyjdź na przerwie - warknęła. Cała Roma!
 Wyszłam więc potulnie z klasy i poczekałam pięć minut na dzwonek. Gdy uczniowie zaczęli się wylewać z klas usłyszałam szepty. To ona! Uciekinierka wróciła. Ciekawe gdzie była? Roma ją wyrzuci! Olałam ich. Mogą sobie myśleć, im ciekawsze hiatorie przyjdą im na myśl, tym lepiej. Chociaż ta ostatnia wypowiedź nie była taka nierzeczywista. Ciekawe jak mocno mi się oberwie?
- Bella! Do mnie.
 Do jej gabinetu weszłam z wysoko uniesioną głową. Proszę bardzo, niech mnie nawet wywali. Zachowam dumę. Lecz gdy zatrzasnęły się za mną drzwi nie byłam już taka pewna siebie. Cholera, bałam się jej bardziej niż Vincenta!
- Siadaj - poleciła ściskając mnie za ramiona. Ała! Ale ta babka ma krzepę! Stara, ale jara.
- No, więc ja i Cassandra poszłyśmy uratować Perry - zaczęłam.
 Roma nie przerywała mi zbytnio gdy opowiadałam jej po kolei wszystko co się wydarzyło. Najbardziej była zdziwiona, że przyczyną mojego zniknięcia było akurat to. Nie zdziwiła jej nawet informacja o tym, że Forrester żyje, choć uniosła brwi kiedy oznajmiłam, że to on nas uratował.
- Gdzie są teraz Forrester i Tenebris?
- Cassandra... wraca jeszcze z lasu. Dereck po nią poszedł.
- Niedojdy, idioci. - Pokręciła głową karcąco. - Nie uwolniliście Perry! Wy kretyni. Ona jest najważniejsza! Nie wiem jak to zrobicie, ale macie ją sprowadzić z powrotem, i to już!
- Ale...
- Bez żadnych "ale"! Nie obchodzi mnie czy Vincent was złapie, macie przyprowadzić Perry!
- Mogę chociaż odpocząć? - pisnęłam nieśmiało
- Zejdź mi z oczu! - Pochyliła głowę i pomasowała skronie.
 Najszybciej jak mogłam, nie robiąc hałasu wymknęłam się z jamy smoka i odetchnęłam. Dopiero teraz w pełni poczułam okropne zmęczenie. Nie było w ogóle mowy o jakimkolwiek wysiłku, o lekcjach nie wspominając. Przeszłam prosto przez zatłoczone korytarze, otaczana przez szeptających między sobą uczniów.
- Wyglądasz jak trup.
- Nie tęskniłam za tymi komentarzami. - Szłam dalej do drzwi.
- A ja tak! Wiesz, jak mi brakuje Perry? Masakra! - Dawn pokręciła głową.
 Zignorowałam ją i poszłam prosto do akademika. W środku nikogo nie było, wszyscy mieli lekcję, lub siedzieli w Pokoju Gier i Zabaw. Skorzystałam z niesamowitej ciszy i walnęłam się prosto na łóżko. Już po chwili zmożył mnie sen i nie miałam siły się przebierać. Zasnęłam w ubraniu.
 Śniło mi się, że jestem ponownie w Vincent Manor i szukam Perry. Sprawdzałam tuziny drzwi, a za każdymi krył się pokój w szpitalu psychiatrycznym. Wreszcie w jednym z pokoi zauważyłam coś specjalnego. A dokładniej kogoś. Na łóżku, tyłem do mnie, siedziała jakaś dziewczyna. Gdy się obróciła zobaczyłam wyraźniej jej wypłowiałe rude włosy, chude trzęsące się ręce i zapadniętą twarz. Mimo takiej starsznej zmiany poznałam ją. To byłam ja. Tak się przestraszyłam, że krzyknęłam i się obudziłam.
 Nadal roztrzęsiona podbiegłam do lustra i szarpnęłam się za policzek. Nadal miałam pełną buzię i lekki nadmiar sadełka w udach. Nadal byłam sobą. Czym prędzej przeczesałam włosy, umyłam twarz po śnie i zmieniłam ubranie. Miałam coś ważnego do załatwienia.
***
 Weszłam do gabinetu tylko na chwilę, by zabrać stertę zeszytów. Śpieszyłam się by wrócić do domu i sprawdzić pracę domową jednej z klas. Złapałam stosik, lecz pod nim znalazłam coś czego tam wcześniej nie było. List. Biała koperta zaklejona godłem z ziemniakiem nie zapowiadała nic dobrego.
"Seleni!
Strzeżcie się potęgi Zakonu Irytów! Wasza chwała trwała już długo, a nawet za długo, ale oto nadszedł Wasz koniec! Podczas gdy Wy pławiliście się w blasku Waszej świetności, my po cichu obrastaliśmy w siłę. Czas panowania Selenów dobiega koniec. Nadchodzi Nowa Era. Nasza Era. Era Irytów. Jako Wielki Mistrz Zakonu jestem upoważniony, gdyż tego wymyga kultura, której jesteście do szczętu pozbawieni, by powiadomić o wypowiedzeniu wojny swych wrogów. Tak, więc to właśnie czynię. 
Twój ukochany brat
Roman Renibus
 PS Mamy tego, którego utraciliście po swojej stronie, więc strzeż się siostro. Strzeż się..."
 Jest jeszcze gorzej niż się spodziewałam. Wiedziałam, że niedługo nadzejdzie ten moment, ale taka pewność siebie zapowiada spore problemy i ogromne zniszczenie. Zaatakują Akademię, nie mogę pozwolić na to by dziedzictwo Selenów przepadło!
 Poderwałam się z krzesła natychmiast. To jest wojna, potrzebuję więc żołnierzy. Wybiegłam z gabinetu i jak najszybciej dotarłam do drzwi Michaela Chihuahua. Bez pukania wdarłam się do środka. To co tam zastałam sprawiło, że zostałam wstrząśnięta po raz drugi tego dnia i upuściłam trzymane zeszyty. Tuż przed drzwiami Michael się z kimś całował, w bardzo niestosowny sposób. A tą osobą, pożal się Boże, była Briana Bella. Niech mnie wszyscy diabli! Wiedziałam, że ten chłopak przysporzy mi jakichś kłopotów. A Bella?! To zło wcielone, ale żeby spoufalać się z nauczycielem do takiego stopnia? Zakochana parka ssała się obleśnie, ale usłyszeli jak upuściłam zeszyty i z przerażonymi minami odkleili się od siebie. Gdy zobaczyli, że to ja, ich przerażenie sięgnęło zenitu.
- Ciociu Romo, bo my właśnie... - Chłopak cały czerwony próbował zamaskować obandarzowaną rękę i rozpięte guziki od koszuli.
- Iryci wypowiedzieli nam wojnę, waszą dwójką zajmę się później.

2 komentarze:

  1. I tu widać, że pisze Briana-każdy by się cieszył z powrotu do domu ale ona cieszy się również z siedzenia na twardej ławce w ponury, listopadowy dzień.
    Briana naprawdę uważa, że Dereck ma wobec niej czyste zamiary?Uwierzyła w to przez swoją lekkomyślność czy przez to, że nie spotkała go wcześniej oraz nie wie co umie i co robił?
    Dobrze postanowiła jedząc kanapkę przed-Roma by ją opieprzyła za jedzenie na lekcji, i tak dostałaby burę za spóźnienie a lepiej znieść naganę z pełnym żołądkiem.
    Chris Pello tak się zdziwił bo oczekiwał, że zniknie u Vincenta na zawsze?Oczekiwałam raczej, że się wścieknie-w końcu była dla niego źródłem rozrywki ale i kłopotem-dziewczyną,która mu nie uległa( i jakby znikła to byłoby dla niego lepiej).
    Jak się teraz Briana Romy boi to pewnie potem się nie zdziwi,że jest matką Vincenta.
    To przez jej typowe cechy charakteru czy też,że była tak wykończona nie spytała czemu Perry jest tak wyjątkowa?Czy też powodem do ratowania jej jest to, że jest tak samo jak ona Selenką i jej koleżanką?
    Sen Briany to kolejny z jej koszmarów czy też rezultat jakiejś ingerencji-wcześniej nie bała się tego, że zwariuje(ale opuszczenia pewnie tak)?
    Briana całująca się z Michaelem-tego się nie spodziewałam, pamiętam, że był zakochany w jakiejś uczennicy ale czy Brianie się podobał?Cieszę się, Briana po tym wszystkim zasługuje na kogoś sympatycznego.I on jest naprawdę siostrzeńcem Romy-chyba wszyscy z jej rodziny mają wyraziste charaktery.
    Kogo mają Iryci- Cassy?Kogoś innego?Przekonanie do siebie Vinca byłoby zbyt szalonym i niebezpiecznym przedsięwzięciem.
    Pozdrawiam, weny i wolnego czasu życzę!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo w porównaniu z zimną podłogą w piwnicy Vinca, to jest luksus.
      Nie poznała go wcześniej zbyt dobrze, ale mimo to jest odrobinę naiwna.
      Haha! Totalna racja.
      Oczekiwał, że uciekła, oni nie wiedzieli, że poszła do Vinca, myśleli, że rzuciła szkołę.
      No raczej, kto się nie boi Romy?
      Perry została porwana, a ona jako stróż prawa poczuła w sobie obowiązek ją ratować.
      Cóż samo przebywanie w towarzystwie Vinca naraża na szaleństwo.
      Tak, to właśnie ona. On jest bratankiem Romy, a dokładnie synem Romana, a cała rodzina Renibus to wyraziste postacie
      A zdziwisz się...
      Dziękujemy serdecznie i nawzajem :)

      Usuń