piątek, 23 września 2016

Musimy stąd uciec

Briana - "Rozdział VII, część III"

 Chyba zwariowałam. Co tu się działo!? Cassandra rzucała kubkami jak wściekła, a ona jest przecież najbardziej opanowaną osobą jaką znam! Gdybym ja nagle wzięła filiżankę i nią rzuciła, to nie byłoby aż tak niespodziewane. Jeśli to Vincent sprawił, że zaczęła się tak zachowywać, to był potężniejszy niż zakładałam. Co on tak konkretnie potrafił? Wydawało mi się, że on nie ma mocy tylko niesłychaną siłę objawiającą się na szczeblu umysłowym. Tylko serią szalonych eksperymentów mógł doprowadzić do takiego stanu.
 Gdy przemówił do nas choć byłyśmy niewidzialne, przestraszyłam się nie na żarty. I czy on wspimniał coś o Derecku Forresterze? Przecież ten chłopak nie żyje od dwóch lat!
- To my tobą nakarmimy rybki, kretynie! - chciałam krzyknąć, lecz nagle wszystko zgasło.
 Nie poczułam nic, aż do czasu kiedy spróbowałam otworzyć oczy. Nie wiedziałam gdzie byłyśmy, ale czułam coś twardego i zimnego pod tyłkiem. Miałam zasłonięte oczy, a ręce okalało coś zimnego i chropowatego. Gdy opaska zsunęła się z moich oczu zauważyłam, że to stare, zardzewiałe kajdany.
- Kim jesteś? - Przede mną kucała blada kobieta mniej więcej w wieku mojej matki, a jej włosy wydawały się wręcz białe. To jej delikatne palce zdjęły mi opaskę.
- Jestem? Nie wiedziałam, że jestem, a jestem?
- To tylko Gladys, zawsze jest taka oderwana od rzeczywistości - zbyła ją Cassandra.
- Co ona tu robi? Nie jest przykuta. - Zauważyłam, że ona nie ma kajdan, które łańcuchami łączą jej ręce ze ścianą, tak jak ja i Cass.
- To jest Gladys, ona uwielbia Vincenta, możesz ją zapytać jeśli chcesz. - Machnęła ręką w nieokreślonym kierunku.
 Uwielbia Vincenta? Jak...? Dobra, odwołuję to. Wyglądała na tak nieobecną duchem i rozkojarzoną, że jednak było to możliwe.
 Zamiast wpatrywać się w puste spojrzenie Gladys (co stało się upiorne po dziesięciu sekundach), przyjrzałam się uważniej kajdanom, zastanawiając się jak mogę je zdjąć. Wyglądały na kiepskie, ale czy takie były na prawdę, nie byłam pewna. Tutaj niczego nie można być pewnym - to Vincent Manor! Ten gość zna się na wszelkich "czarach", jakkolwiek głupio to brzmi.
 Jednak bezczynne siedzenie mnie irytowało. Chciałam się ruszyć i móc wreszcie skopać dziadowi tyłek. Szarpnęłam z całej siły rękoma, ale łańcuch zblokował moje ruchy po metrze i nic nie pękło. Czyba, że moje żyły, bo nadgarstki potwornie zabolały.
- Chodź na solo, jak taki cwaniak z ciebie! Dawaj Vinc, ty tchórzu! - Darłam się jak wariatka. Siedziałam tam dziesięć minut i już wariowałam, nie dziwiłam się Gladys w takiej sytuacji.
 Cassandra tylko popatrzyła na mnie z miną mówiącą "I ty myślałaś, że coś to da?".
- Zawsze warto spróbować.
 Sięgnęłam ręką do kieszeni żeby sprawdzić czy coś w niej nie zostało. Cholera! Zabrał mi pistolet, teraz to jest już na prawdę źle. Nawet gaz pieprzowy mi zabrał. To nie było na niego... tylko, no... ten... na niedźwiedzie w lesie! Ten last dzika puszcza!
 Jeśli nie mogłam przerwać kajdan siłą, spróbowałam je jakoś przetrzeć. To prawie sama rdza. Na nierównej podłodze leżał chropowaty kamień, więc wzięłam go i zaczęłam pocierać o kajdany. Szorowałam gorliwiej niż podłogę w domu. Skutek był taki, że rdza nawet zeszła, ale sam metal był mocny i nie do zdarcia. Czy była to jakaś magia, czy dobry stop, trudno stwierdzić.
 Siedziałam na zimnej podłodze, a lekki wiatr z odległego okna, sprawiał, że było mi jeszcze zimniej. Lekka bluza, którą ubrałam w nocy nie chroniła mnie przed piwnicowym zimnem. Bo zakładałam, że zimne pomieszczenie z dwoma oknami przy suficie, w którym się znalazłyśmy było właśnie piwnicą. Przez głowę przemknął mi wyraz - lochy. W końcu to stara willa szaleńca. A lochy to idealne miejsce żeby przetrzymywać małżonkę - histeryczkę.
 Wtem zerknęłam na Gladys. Chodziła wokół piwnicy, wodząc palcem po ścianach i mahała beztrosko głową na boki. Nagle przyszedł mi do głowy chytry pomysł. W CIA uczono nas technik manipulacji, więc ten plan mógł zadziałać... na jakieś 20%.
- Heej, Gladys. Wychodzisz czasem z piwnicy? - zagadnęłam ją.
- Czy wychodzę? Nie wiem, ale czasem robię sobie spacery po lesie. Czy las to jeszcze piwnica?
- Nie. Pójdziesz po klucze od naszych yyy... bransoletek? Pan Vincent na pewno trzyma je gdzieś w pobliżu. - Serio powiedziałam Pan Vincent?! Robię z siebie idiotkę, ale przecież próbuję nas stąd wydostać!
- Jasne, pewnie. Może przy okazji odwiedzę fryzjera. Od dawno nie widziałam prawdziwego fryzjera.
- Yyy... Tak. To idź. Tylko nie mów Vi... To jest Panu Vincentowi.
 Gladys wyszła sunąc po podłodze i schodach jak widmo. Biała Dama Vincent Manor. Była szalona, ale mogła się do czegoś przydać. Ten fantastyczny plan miał jednak dwie luki - umysł pięciolatka, którym posługiwała się nasza widmowa posłanniczka i Vincenta. Gdyby wpadł na żonę podczas przechadzki po domu, to straciłybyśmy taką niebywałą szansę. Nie byłam też pewna, czy to nie kosztowałoby nas średniowiecznych tortur. Zawsze warto próbować. Co ja gadam!? My tu zginiemy!!
 Zastanawiając się nad kresem swojego istnienia i jak to się mówi - życie przeleciało mi przed oczami. Zobaczyłam wszystkie te koszmarne chwile, które chciałam wymazać z mojej pamięci - sikanie w majtki w przedszkolu, żałosne zauroczenie kolegą z klasy, głupie żarty z koleżankami w podstawówce, tą okropną miłość do chłopaka z Meksyku, przemoc w domu, pierwszy dzień w CIA, ta akcja na której doznałam poważnego urazu kolana, kłótnie z Nigelem, Chris Pello, nocne wypady, wszelkie kary Romy za złe zachowanie... Tego było sporo w moim życiu. Często myślałam tylko o złych rzeczach, które się wydarzyły, myślałam, że one przeważają te dobre, ale ważny był całokształt. Dobre wspomnienia zawirowały w mojej głowie mieszając się z tymi neutralnymi i stwierdziłam, że chyba jest remis z niewielką przewagą złych. No co?! Nie mogę całe życie być pesymistką i nagle zamienić się w wielbicielkę jednorożców! Bez przesady.
 Każdy ma wady, a ja mam ich sporo, ale osąd nastąpi po moim odejściu. Czyli kiedy? Jak Vincent zamierza się z nami rozprawić? To była wielka niewiadoma, ale mój umysł podpowiadał mi sceny godne Hannibala Lectera. Makabryczne tortury jakimi mógłby uraczyć nas gospodarz domu mogły przypominać średniowieczne męki. Powiedział, że Cassandra nie jest mu już potrzebna, a ja to w ogóle! Czy będzie nas trzymał tutaj wieczność, tak jak swoją ukochaną Gladys.
 Przysypiałam opierając się o zimną, chropowatą ścianę zastanawiając się gdzie jest nasza wtyka. Gdyby pani Vincentowa wypełniła powierzone jej zadanie, zapewne by już wróciła, więc zawiódł jej umysł pięciolatka. Przeliczyłam, że siedzimy tam około pięć godzin, i zaczynało robić się ciemno. Nie miałam pojęcia, która była godzina, ale robiłam się potwornie głodna i zdenerwowana, zaczynało mi się chcieć spać. Przysypiałam, mimo iż było mi niewygodnie. Cassy tylko patrzyła się w ścianę i wyglądała jakby liczyła cegły. Ja wreszcie usnęłam.
 Nagle coś mnie zbudziło. Skrzypnięcie drzwi. Do środka wpadło światło, które mnie oślepiło, więc nie zobaczyłam kto wszedł. Serce zabiło mi mocniej, byłam przerażona, bałam się że to Vinc. To na pewno, nie była Gladys, figura mężczyzny była wyraźnie oświetlona od tyłu. Kiedy postać się zbliżyła zobaczyłam... ducha. To był Dereck Forrester - chłopak, który rozpadł się na kawałki podczas lekcji biologii dwa lata temu. Czyli Vincent miał rację, on żyje.
- Albo obie zaraz ruszycie dupę, albo wszyscy zginiemy! - warknął w naszą stronę.
Hej! Z racji tego, że harmonogram nam się trochę rozwalił z powodu spóźnień, mój wpis wcześniej. Kosiarka spróbuje się wyrobić na ponidziałek, ale nic nie obiecuję. Natomiast jeśli znów pojawią się spóźnienia, to tak jak teraz - następny wpis będzie szybciej.

2 komentarze:

  1. Opanowanie opanowaniem ale Vincent dręczył Cassy przez dłuższy czas wcześniej a teraz powrócił i znów przewraca jej życie do góry nogami-Briana o tym słyszała i nie pomyślała, że po tym wszystkim Cassy chce odreagować?
    Briana nie pomyślała,że jeśli ktoś jest szalony to nie myśli-ogólnie chyba wśród Selenów wiadomo jaką ma moc i że jest sprawna fizycznie, przy jej mocy( niebędącej wędrowaniem w snach) wpływ Vincenta jest mniejszy(choć mógł jej siłą wlać swój kisiel) więc uwięził ją fizycznie i skonfiskował wszystko co by jej pomogło uciec.
    Gladys nie musiała wpaść na Vincenta, mogła zapomnieć wszystko co usłyszała tuż po wyjściu z piwnicy( lub nie zapomniała i powiedziała Dereckowi- może dlatego on do nich poszedł...)
    Pozdrawiam, weny i wolnego czasu życzę!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż Brie nie jest zbyt uważna i nie wiedziała w jakim stopnu Cass była dręczona, więc wydawało jej się, że opanowana Tenebris to przezwycięży.
      Racja, Vinc nie jest głupi.
      Tak to cała Gladys, z nią bywa różnie.
      Dziękujemy, co tak krótko?

      Usuń