Cassandra - "Rozdział IV, część III"
Nawet po trzech latach nauki w Akademii dalej się zastanawiam kto dał Romie Renibus prawo jazdy. Chyba, że to jej tajemny plan jak nas wykończyć....Taaa, całkiem możliwe.
W tym tygodniu szczególnie (nie) chcę wrócić do domu. Mimo wszystko muszę poznać prawdę. Nawet jeśli faktycznie Vincent jest moim ojcem, to i tak będę kochać moją rodzinę. Wychowywali mnie i dali prawdziwy dom i miłość, ale chcę wiedzieć. Po prostu. Wciąż wydaje mi się to takie nieprawdopodobne.
Podróż dłużyła się niemiłosiernie. Odliczałam najpierw minuty potem nawet sekundy. Wybiegłam z baru i najszybciej jak tylko potrafię pobiegłam do domu. O mało nie wpadłam pod samochód i prawie zrzuciłam z roweru rowerzystę. Prawie, robi wielką różnicę. Na szczęście nic się nie stało.
Od progu jak zwykle powitał mnie smakowity zapach obiadu. Woń łososia i szpinaku rozchodziła się po całym domu. Wielu ludziom przeszkadza zapach ryb, ale ja go uwielbiam. Lucy, gotuje naprawdę dobrze, ale co w domu to jednak w domu. Rzuciłam torbę i weszłam do kuchni. Wszyscy siedzieli przy stole. Poczułam jak zbiera mi się na płacz. Henry mocno się do mnie przytulił jak zawsze. Stanęłam na palcach żeby poczochrać mu włosy. Jest taki wysoki. Usiadłam przy stole. Było tak cudownie. Obiad był przepyszny. Gawędziliśmy sobie o nic nie znaczących rzeczach. Potem grałam na konsoli z Henrym. Z roku na rok jest coraz lepszy, ale to ja jestem mistrzem!
Nie chciałam zaczynać tej rozmowy. Nie chciałam płakać, wrzeszczeć, ani nic z tych rzeczy. Musze trzymać nerwy na wodzy. Nie dać się ponieść emocjom. Idealnie się złożyło, że Henry poszedł do Emmy (mieszka tuż obok) obejrzeć jakiś film. Wzięłam głęboki oddech (a raczej dziesięć). Zawsze miałam problem z zaczynaniem takich trudnych rozmów.
- Nie zrozumcie mnie źle. Ja....ja naprawdę nie mam o nic żalu. Chodzi tylko o to....ja... chciałabym po prostu wiedzieć - jąkałam się dłuższą chwilę - czy jestem adoptowana? - wypaliłam wreszcie. Rodzicom opadły szczęki. Mama zamrugała zdziwiona, a tata wybuchnął śmiechem.
- Dziecko co ty mówisz! Jesteś naszą córką i tylko naszą - mama przytuliła mnie mocno.
Potem podeszła do kredensu i z jednej z szuflad wyjęła jakąśteczkę z moim imieniem.
- Tutaj jest twoja książeczka zdrowia, akt urodzenia, wszystkie badania i wszędzie figurujemy jako twoi rodzice, ale nawet jeśli to ci nie wystarcza możemy zrobić badania - cała się trzęsła, a po policzkach spływały jej łzy.
- Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy! Cassy czy coś się stało? W tej twojej szkole? Nam możesz powiedzieć wszystko.
Nie byłam pewna ile im mogę powiedzieć. Ufałam im najbardziej na świecie, ale bezpieczniej by było pozostawić ich w niewiedzy. Lepiej żeby trzymali się z dala od Vincenta, a nawet jeśli to możliwe nigdy nie dowiedzieli się o jego istnieniu. Nigdy bym sobie nie wybaczyła gdyby coś im się stało. Nigdy.
Rozmawialiśmy cały wieczór. Płakałam, choć tak bardzo nienawidzę tego robić. Wreszcie poszłam do swojego pokoju, ale zabrałam ze sobą każdy album jaki wpadł mi w ręce. Trzymając ten dość pokaźny stos usadowiłam się wygodnie na łóźku. W radiu leciała jakaś ckliwa piosenka. Zdecydowanie robię się zbyt sentymentalna. Oglądałam zdjęcie po zdjęciu, a wspomnienia ożywały w mojej głowie. Od nadmiaru emocji chyba dostałam gorączki
Policzki mnie piekły i byłam cała rozpalona. Moi rodzice uwielbiali robić mi zdjęcia, mojemu bratu zresztą tak samo. Setki fotografii uwieczniajacych piękne, czasem ważne, a czasem zupełnie błahe chwile.
Zatrzymałem się przy zdjęciu z jesiennego spaceru. Od zawsze uwielbiałam Central Park jesienią. Podrzucałam liście, albo rzucałam się w zaspy, żeby za chwilę zebrać bukiet najładniejszych badylii. Jesień to zdecydowanie najlepsza pora roku. Przyglądałam się zdjęciu i próbowałam rozpoznać gatunki poszczególnych liści. Gdy tak studiowałem obrazek moją uwagę przykuła jakaś ciemna niewyraźna plama w krzakach. Przejrzałam kilka następnych zdjęć. Z każdym kolejnym plama była coraz wyraźniejsza. Wreszcie w pełni wyraźnie ukazała się blada i orzyprawiająca mnie o ciarki postać - Vincent we własnej osobie. Obawy odżyły we mnie że zdwojoną mocą. Śledził mnie? Znalazłam następne fotografie ze spacerów i studiowałem je dokładnie. Na każdej, słownie każdej gdzieś majaczyła jego twarz. Ktoś tu musi kłamać. Drażałam już tak bardzo, że nie byłam w stanie utrzymać w rękach kubka z herbatą. Powróciły wspomnienia. Dziwny cień, który tak często zauważyłam z oknem. Fantazjowałam często co to może być, a teraz wiem. Obserwował mnie, zbierał informacje, ale dlaczego dowiaduję się prawdy dopiero po trzech latach. Czemu nie powiedział mi wcześniej? Czy to faktycznie jest prawda? Moje życie wydało mi się jedną wielką mistyfikacją. Podeszłam szybko do okna. Szarpnęłam za zasłonę tak mocno, że o mało jej nie wyrwałam. Obejrzałam każdy kąt dziedzińca. Tym razem niczego nie dostrzegłam. Ćmiło mi w głowie i ogólnie nie czułam się najlepiej. Opadłam bez sił na łóżko. A raczej chciałam to zrobić. Moje ciało zastygło kilka centymetrów nad materacem. Szamotałam się chwilę w powietrzu, aż wreszcie udało mi się spaść.
Światło w pokoju zamigotało i zgasło. Cholera! Jeszcze tego mi brakowało. Kiedy chciałam już iść na poszukiwanie świeccy lampa rozbłysła z powrotem. Zerwałam się z łóżka i podbiegłam do lustra, po jego gładkiej tafli spływała lepka maź. Rozpływający się napis głosił "Nie siedź do późna. Nowa moc to super sprawa, ale idź już spać jak grzeczna dziewczynka... ". Wypisane kisielem...
Rozmawialiśmy cały wieczór. Płakałam, choć tak bardzo nienawidzę tego robić. Wreszcie poszłam do swojego pokoju, ale zabrałam ze sobą każdy album jaki wpadł mi w ręce. Trzymając ten dość pokaźny stos usadowiłam się wygodnie na łóźku. W radiu leciała jakaś ckliwa piosenka. Zdecydowanie robię się zbyt sentymentalna. Oglądałam zdjęcie po zdjęciu, a wspomnienia ożywały w mojej głowie. Od nadmiaru emocji chyba dostałam gorączki
Policzki mnie piekły i byłam cała rozpalona. Moi rodzice uwielbiali robić mi zdjęcia, mojemu bratu zresztą tak samo. Setki fotografii uwieczniajacych piękne, czasem ważne, a czasem zupełnie błahe chwile.
Zatrzymałem się przy zdjęciu z jesiennego spaceru. Od zawsze uwielbiałam Central Park jesienią. Podrzucałam liście, albo rzucałam się w zaspy, żeby za chwilę zebrać bukiet najładniejszych badylii. Jesień to zdecydowanie najlepsza pora roku. Przyglądałam się zdjęciu i próbowałam rozpoznać gatunki poszczególnych liści. Gdy tak studiowałem obrazek moją uwagę przykuła jakaś ciemna niewyraźna plama w krzakach. Przejrzałam kilka następnych zdjęć. Z każdym kolejnym plama była coraz wyraźniejsza. Wreszcie w pełni wyraźnie ukazała się blada i orzyprawiająca mnie o ciarki postać - Vincent we własnej osobie. Obawy odżyły we mnie że zdwojoną mocą. Śledził mnie? Znalazłam następne fotografie ze spacerów i studiowałem je dokładnie. Na każdej, słownie każdej gdzieś majaczyła jego twarz. Ktoś tu musi kłamać. Drażałam już tak bardzo, że nie byłam w stanie utrzymać w rękach kubka z herbatą. Powróciły wspomnienia. Dziwny cień, który tak często zauważyłam z oknem. Fantazjowałam często co to może być, a teraz wiem. Obserwował mnie, zbierał informacje, ale dlaczego dowiaduję się prawdy dopiero po trzech latach. Czemu nie powiedział mi wcześniej? Czy to faktycznie jest prawda? Moje życie wydało mi się jedną wielką mistyfikacją. Podeszłam szybko do okna. Szarpnęłam za zasłonę tak mocno, że o mało jej nie wyrwałam. Obejrzałam każdy kąt dziedzińca. Tym razem niczego nie dostrzegłam. Ćmiło mi w głowie i ogólnie nie czułam się najlepiej. Opadłam bez sił na łóżko. A raczej chciałam to zrobić. Moje ciało zastygło kilka centymetrów nad materacem. Szamotałam się chwilę w powietrzu, aż wreszcie udało mi się spaść.
Światło w pokoju zamigotało i zgasło. Cholera! Jeszcze tego mi brakowało. Kiedy chciałam już iść na poszukiwanie świeccy lampa rozbłysła z powrotem. Zerwałam się z łóżka i podbiegłam do lustra, po jego gładkiej tafli spływała lepka maź. Rozpływający się napis głosił "Nie siedź do późna. Nowa moc to super sprawa, ale idź już spać jak grzeczna dziewczynka... ". Wypisane kisielem...
Co tak krótko?
OdpowiedzUsuńI o co chodzi z tą nową mocą? Czegoś nie zrozumiałam, czy Cassandra będzie władać dwoma mocami? To by było fantastyczne! No bo, skoro masz już jedną magiczną zdolność, to dlaczego nie mieć drugiej? I jaka jest ta moc? Chociaż, jeśli miałaby tą moc otrzymać od Vincenta, to nie jestem pewna, czy to wyjdzie na dobre. W końcu to Vincent! Te jego łapy lepkie od kisielu, mogłyby się w końcu odkleić od Cass.
Sprawa z Vincentem-ojcem robi się coraz bardziej chora! Skoro był na tylu zdjęciach, pewnie śledził Cass przez całe życie. I jeszcze ten kisiel na lustrze! To okropne! Co prawda jej rodzice powiedzieli, że są biologiczni, ale znając Vincenta, to pewnie podał im kubek kisielu i już zapomnieli co i jak. Tylko... jeśli Vincent może być ojcem Cassandry, to kto może być jej matką?! Bo nie sądzę, żeby pani Tenebris w ogóle go znała. Chyba, że kisiel... ale nie! To potworne wyobrażenie!
A może jednak rodzice Cassie, to jej prawdziwi rodzice, a Vinc sobie tylko pogrywa? Tak chyba byłoby lepiej dla wszystkich. Rany, ile teorii można wymyślić! Lecz która jest prawdziwa? A może jest jeszcze jakaś zupełnie inna? Prawdę znasz tylko Ty, MrocznaKosiarko! Nie mogę się doczekać, aż przekażesz te informacje czytelnikom!
Życzę wieeeeeeeeeeelu nowych pomysłów ;)
Przepraszam, ale ostatnio nie mogę się wyrobić z pisaniem...
UsuńZ tymi mocami, to wyjaśni się w następnym rozdziale, więc nie będę na razie zdradzać ;)
Jeżeli chodzi o Vincenta i potwierdzenie jego ojcostwa, to również w następnym wpisie zagadka zostanie rozwikłana. Mam nadzieję, że zaspokoi to waszą ciekawość ;)
Jeszcze Cameleon wie :D Ale powiem, Ci że jedna z Twoich teorii jest bardzo bliska prawdy...
Dziękuję :)
~MrocznaKosiarka
Tytuł to aluzja, że na zdjęciach jest Vincent?Obrazka nie umiem przypasować.
OdpowiedzUsuńRoma wyjątkowo idealnie zdała część teoretyczną testu i za to pozwolono jej
zdać pomimo kiepskich wyników praktycznych(o ile tak jest z testem na prawo jazdy, może przez brak takich umiejętności dostała moc telekinezy by jej to wynagradzała).
Też lubię zapach ryb.Tak w ogóle to chyba wszystkie zapachy lubię...oprócz chwil kiedy się głodnym wraca do domu...
Cieszę się, że Cassy choć trochę się z tym pogodziła.Rozmowa z rodzicami też była dobrym manewrem, tylko tutaj sprawa zamiast się wyjaśniać coraz bardziej się wikła-pewność mam do tego,że ktoś tu kręci(Vincent albo rodzice Cassy),może też być tak,że jedna strona została oszukana( rodzice w szpitalu lub później) albo ktoś coś sobie wmówił(Vinc ,że Cassy jest jego córką).Czekam z utęsknieniem na wyjaśnienie tej sprawy ale najbardziej się ucieszę gdy wreszcie się rozwiąże to jak moce są dziedziczone.
Cassy dostała moc lewitacji a lampka i napis było sygnałem od Vincenta?Dał jej nową moc by się jej przypodobać?Czy też znowu tu wychodzą jakieś kwestie dziedziczenia?
Pozdrawiam, weny i wolnego czasu życzę!
Anonimowa 2
Szczerze mówiąc, ja też nie potrafię go przypasować...
UsuńZ Romą zgadłaś idealnie. Moc wynagradza jej kiepskie prowadzenie auta i ogólnie zdolności motoryczne.
Kłamstw jest dużo, ale prawda wcale nie jest tak oczywista jak się może wydać. Obiecuję, że bardziej zagłębię się w kwestie dziedziczenia, jeśli tak Cię to interesuje :D
Nowa moc miała być zarówno prezentem jak i ostrzeżeniem. Takie dwa w jednym.
Mogę zdradzić, że następny rozdział bardzo dużo wyjaśni.
Dziękuję :)
~MrocznaKosiarka
Obrazek pochodzi z gry Five Nights At Freddie's
UsuńWiem, skąd jest, zapomniałam w jakim kontekście go dodałam ;)...
Usuń