Dziś przed-ostatni wpis nauczycieli. Małżeństwo Dowle czyli nauczycielka geografii Madeinusa i woźny Ravid.
Madeinusa Dowle
Pożółkły papier szeleścił i chwilami bałam się, że rozpadnie mi się w rękach. Książka nie była wcale tak wiekowa, lecz gdyby tak zliczyć ile razy wylałam na nią herbatę...Kiedyś miałam takie śmieszne pismo - kanciaste i bardzo drobne, a między wyrazami praktycznie nie było przerw. Za to jego pismo, zawsze było pochyłe i smukłe. Wspomnienia wracały do mnie ogromnymi falami, a obrazy zalewały moją świadomość. Sądziłam, że udało mi się o tym zapomnieć. Ale on wrócił. Zawsze wraca....Usłyszałam dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Zatrzasnęłam notatnik i wcisnęłam do szuflady. Pewnie Ravid wrócił już z pracy.
Wszedł po schodach i zajrzał do mojego gabinetu. Złożył mi życzenia. Byłam sceptycznie nastawiona co do jego pamięci, ale kiedy usłyszałam, że zamówił kolację, zapomniałam o wszelkich obawach. Rzuciłam mu się na szyję i udawałam, że wcale nie dostrzegam jego niepewności. Wyszłam z gabinetu i skierowałam się do sypialni. Otworzyłam szafę na oścież. Żałowałam, że Dolly wyjechała na miesiąc miodowy, nie miałam kogo poprosić o pomoc. Swoją drogą to takie dziwne, jednych spotyka szczęście np. Dolly i Warnera, a drugich dotykają dramaty - biedni rodzice Victorie, na pogrzebie córki byli zrozpaczeni. Nie pamiętam, żeby jakikolwiek rok obfitował, aż tak bardzo w tego typu wydarzenia, a przynajmniej nie od kiedy jestem tu nauczycielką.
Przebraliśmy się w eleganckie stroje. Włożyłam koktajlową sukienkę kupioną niedawno. Zawiązałam Ravidowi krawat i ruszyliśmy. Pojawiliśmy się za restauracją, żeby żaden przypadkowy przechodzeń nie padł na zawał na widok dwójki ludzi pojawiających się znikąd.
Lokal był bardzo elegancki. Ravid musiał się nieźle wykosztować, ale wiem jak bardzo mnie kocha i, że zrobiłby dla mnie wszystko. Odkąd go poznałam, niezmiennie przez tyle lat jest we mnie wpatrzony jak w obraz. Powiedziałby mi, że wyglądam pięknie nawet gdybym włożyła na siebie worek po kartoflach!
Zajęliśmy stolik i złożyliśmy zamówienie. Zupełnie jak za starych dobrych czasów, kiedy jeszcze spotykaliśmy się w Al's. Tylko, że tam sprzedaje się colę i chipsy, ewentualnie piwo i kanapki, a nie homara czy krewetki.
Miejsce było bardzo klimatyczne - czerwona boazeria na ścianach i kilka olejnych obrazów. Stoły były wykonane z dobrego drewna. Powróciły wspomnienia, gdy jeszcze w Meksyku pomagaliśmy tacie z jego obróbką. Teraz to dla mnie zupełnie inny świat, ale nie żałuję swojej decyzji. Przywykłam do życia w Chicago i nie wyobrażam sobie by mogło być inaczej! Meksyk to już tylko odległe wspomnienia z dzieciństwa. Był piękny i wyjątkowy, ale ja nie czułam się tam spełniona. Gdyby nie moja ucieczka pewnie do teraz byłabym analfabetką. Nikomu nie zawdzięczam tak wiele jak pani Romie, dzięki jej dobroci nie wylądowałam na bruku.
Tylko Seleni zechcieli przygarnąć, dziesięciolatkę, ledwie potrafiącą się podpisać. Akademia jest dla mnie jak dom, a nauczyciele praktycznie mnie wychowali. Dzięki swojej determinacji i chęci poznawania świata jestem tu gdzie jestem. Nie musiałam przechodzić próby by dostać się do Akademii, wielu uczniów miało mi to za złe, ale był taki jeden...nie, nie chcę go wspominać. Pokręciłam głową i spojrzałam na Ravida, nawet nie zauważył, że się zamyśliłam, sam był myślami gdzieś daleko. Lata wcale nie odebrały mu uroku. Wciąż tak samo przystojny jak w dniu gdy go poznałam. Spadł mi wtedy jak gwiazdka z nieba. Był mi potrzebny i spełniał wszystkie kryteria. Miłość naprawdę może przyjść z czasem. Jestem tego żywym przykładem. Kocham go, bardzo mocno, mimo że z początku nie potrafiłam się z tym pogodzić, ale znów z pomocą przyszła mi pani Roma. Nie mogłam pozwolić, by... nigdy nie chciałabym skrzywdzić Perry w ten sposób. Jest moim jedynym dzieckiem. Zrobiłabym dla niej wszystko....
Położyłam rękę na dłoni Ravida i uśmiechnęłam się do niego. Jest taki smutny, ale jeden mój uśmiech zawsze potrafi uśmierzyć jego ból.
Ale mimo wszystko... Vincent całował lepiej...
Ravid Dowle
Kolejny dzień pełen wrzasków i narzekań. Tych dzieci nie da się uciszyć! No i brudzą jak bobasy! Ciągle trzeba po nich sprzątać. Po całej szkole walają się papierki po batonach, paczki po chipach i puszki po gazowanych napojach. Jakby obok nie stał kosz! Aghrrr! Dobrze, że mogłem chociaż ich dzisiaj ukarać. Po lekcjach trzech młodzików zostało, pozamiatali przedsionek, wyczyścili komin, zmyli swoje własne graffiti. Wrzeszczenie na nich i poprawianie sprawiło mi radość i poprawiło nastrój. Z dziarskim uśmiechem wróciłem do domu, gdzie czekały już na mnie żona i córka. Przechodziłem przez kuchnię i spojrzałem na kalendarz. Zamarłem. Cholender! Rocznica ślubu. Nienawidzę tej głupiej tradycji. Co roku muszę coś jej kupić. Westchnąłem i podeszłem do telefonu. Zamówiłem dla nas kolację w jakiejś restauracji. Madeinusę znalazłem w jej gabinecie. Jak zwykle przeglądała stare papiery, czy jej się to nie nudzi.- Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy, kochanie - mruknąłem niepewnie.
- Miło, że jak zwykle zapomniałeś - mruknęła nie podnosząc głowy znad kartek.
- Wcale nie zapimniałem! Zamówiłem nam kolację, ale jeśli nie chcesz...
Jednak Madeinusa szybko mnie przytuliła. Oboje zmieniliśmy ciuchy robocze i żona teleportowała nas przed drzwi restauracji. To takie przydatne, nie trzeba, samochodu, nie trzeba się tłoczyć z jakimiś kretynami w transporcie publicznym. Pełen luksus. No może za pierwszym razem puściłem pawia.
Niestety nie wiedziałem w jakiej knajpie zamówiłem nam stolik. Na półce przy telefonie leżała ulotka, a że oferowała "romantyczne obiady dla dwojga" to zarezerwowałem. Nie wiedziałem, że będzie to najbardziej snobistyczne miejsce w Chicago! Kobiety miały na ramionach futra, a mężczyźni odziali się w marynarki. W co ja się wpakowałem?
Jednak Madeinusie wydawało się to nie przeszkadzać. Usiedliśmy przy stoliku wskazanym przez kelnera. Gdy otworzyłem kartę dań oczy o mało nie wyszły mi na wierzch. Na obiad z winem straciłem całą moją miesięczną pensję! Samo miejsce kosztowało mnie fortunę! Dobrze, że Madeinusa zarabia trzy razy więcej niż ja.
Zresztą zawsze tak było. Ona jest ode mnie mądrzejsza, bardziej lubiana, jest piękna i ma pasję. To cód, że zwróciła uwagę na kogoś takiego jak ja. Dla mnie jest jak bogini. Wszyscy zastanawiają się, co ona we mnie widzi. Łącznie ze mną. Kto chciałby być z jakimś brudnym woźnym?
Kiedy się poznaliśmy włóczyłem się po mieście nie wiedząc co ze sobą zrobić. Moje marzenia właśnie legły w gruzach i zaszyłem się w Al's. Popijałem przy barze i wtedy podeszła do mnie ona. Jak anioł. Miała w sobie tyle dobra, tyle szczęścia. Porozmawiała ze mną, mimo tego, że byłem już lekko pijany. Podniosła mnie na duchu i dała mi radość życia. Przegrana w konkursie śpiewu już się dla mnie nie liczyła. Pragnąłem tylko być z nią i dalej doświadczać jej dobroci.
Jednak to było tyle lat temu. Od kiedy zamieszkaliśmy w Selenie, zaczęła uczyć i nie mieliśmy już dla siebie tyle czasu. Oddalaliśmy się, a ja zacząłem przeklinać każdy głupi dzień, kiedy Madeinusa mi się wymyka. Może za mało ją kocham, nie okazuję jak bardzo mi jej brakuje i jaka jest dla mnie ważna? Tracę ją i nie mogę tego znieść.
Wspólna kolacja jednak przypomina mi błędy, które popełniam. Czuję, że nie zasługuję na jej miłość. Nawet Perry mnie odtrąca. Nie chce mieć takiego ojca jak ja. Przynoszę jej wstyd wśród znajomych. Te głupie dzieciaki! Nie widzą w mojej ukochanej córce piękna i delikatności, które odziedziczyła po matce. Każdego dnia mam ochotę im za to przyłożyć.
Tak każdego dnia coraz bardziej zapadam się w tych uczuciach - w nienawiści, we wstydzie, w poczuciu bycia niegodnym. Nie wiem jak mogę to przerwać.
Zatracony w rozmyślaniach, nawet nie wiem kiedy jedzenie znika z mojego talerza. Madeinua próbowała ze mną rozmawiać. Tak jak wtedy, wydaje mi się, że tłumy poszłyby za nią w ogień. Jednak ja nadal gryzę się w poczuciu winy, że to wszystko się rozpada. Nasza rodzina kruszy się w oczach. Spędzamy ze sobą za mało czasu, Perry już jest prawie dorosła, niedługo odejdzie, a ja nie zrobiłem prawie nic by mogła dobrze wspominać dom.
Ojej... Mogłabym przysiąść, że komentowałam oba wpisy :-/ skleroza.. Ale co się dziwię tyle co ja to ludzie nie żyją.
OdpowiedzUsuńTo mmoże tak szybko tylko wtrące z poprzedniego, że postać historyka jest bardzo ciekawa, zamiłowanie do mitologii akurat rozumem. Te wszystkie bóstwa i bóstewka. A jego spojrzenie na kucharkę wydaje mi się... Hmmm... Jak by to powiedzieć. Nie ma w nim pożądania tylko takie zainteresowanie dobrem drugiej osoby. Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi.
No dobra a teraz państwo Dowle. Dziwne są między nimi relacje. Rozumiem, że w wirze pracy ludzie mogą się od siebie oddalić, mogą mieć gorsze stosunki ale żeby aż tak? Czytając to miałam wrażenie, że są tylko współlokatorami a nie małżeństwem. A rozmyślania Ravida sprawiły, że mam wyrzuty sumienia, że za mało czasu spędzam z rodzicami... Co z tego, że nawet jak każde jest w swoim pokoju, to przez cały dom do siebie krzyczymy XD ale wracając do bohaterów dzisiejszego wpisu.
Madenuisa musiała być bardzo zakochana w Vincie, ciekawa jestem co się wtedy stało dokładnie. Coraz bardziej wydaje mi się, że wina za całą sytuację nie leży po stronie Vincenta tylko gdzieś pośrodku między nim a Selenami. Każde z nich musiało coś źle zrobić, że tak to teraz wygląda. Mam zbyt dużo pytań i tak mało odpowiedzi.
Czekam na kolejny wpis.
Tule, wasza In :*
Aj taka skleroza to jeszcze nic. Żebyś Ty czasem mnie widziała.
UsuńKumamy o co biega. Faktycznie jest to ciekawa postać.
Cóż tak to już jest. Praca niszczy i jego i nią.
I dobrze, wzbudzamy ciekawość. Wszystko wyjaśni się już w nadchodzącej III części. Tu wyjawimy całą prawdę.
A my czekamy na Ciebie. Przytulaski :*
A już po tytule myślałam, że będzie jakaś awantura( bo przecież Ravid jest).
OdpowiedzUsuńMadeinusa wydała mi się po poprzednich nauczycielach taka...nijaka, jednak to dlatego bo nie ma takich charakterystycznych cech charakteru jak inni, wypadła mi jako łagodna i spokojna osoba- czy ona prezentuje taki typ spokojnej determinacji czy wcześniej prezentowała ją inaczej lub mocniej?
Ich związek przez pracę nie układa się najlepiej ale i tak wygląda jak dla mnie dobrze(oddalili się od siebie i ich uczucie stagnuje ale kochają się nie są ze sobą z przyzwyczajenia- tak myślę).
Czy dobrze zrozumiałam aluzję Madeinusy- że zaszła w ciąże i żeby zagwarantować dziecku normalne, szczęśliwe życie zaczęła na gwałt szukać kogoś kto mógłby zostać ojcem Perry, akurat wpadła na Ravida, który zrobił na niej pozytywne wrażenie więc zaczęła się z nim umawiać i wyszła za mąż?
Boję się już myśleć co było dokładniej między nią a Vincentem, bo pewnie nie poprzestali na pocałunkach a nie wspomniała o nikim innym z którym mogłoby dojść do spłodzenia Perry...A jest ona tu jedynym wymienionym dzieckiem innego Selena(czy dobrze zapamiętałam) i jeszcze jako jedyna moc odziedziczyła.
Skąd tylu Selenów znało Vincenta?Chciał on wszystkich w Akademii omotać czy też był również popularny za swoich czasów w Akademii?
Myślałam, że tylko Roma potrafi tak intensywnie krytykować.Ravid choć zdecydowanie nie lubi i nie ma cierpliwości do nastolatków i zdecydowanie za dużo narzeka to trochę rozumiem jego irytację.Wiem jacy nieuważni nastolatkowie są kiedy czymś się nie interesują lub coś olewają a dbanie o porządek plasuje się pewnie wysoko na liście takich rzeczy.Uważam też, że należy często policzyć do 10 zanim się zajrzy zobaczyć co takiego taka osoba wyrzuciła m.in dlatego że ze śmietników koło szkoły można podobno wyłowić całkiem dużą ilość domowych kanapek(choć temu raczej trudno zaradzić bo trzeba by było konfiskować pieniądze przed wyjściem do szkoły oraz zmusić do samodzielnego przygotowywania kanapek).
W tym rozdziale Ravid wypadł znaczniej pozytywniej niż poprzednio.Wcześniej zachowywał się jak gbur niepotrafiący trzymać języka za zębami, nie miejący zrozumienia dla innych i krytykujący ile wlezie a tu widać ,że ma zwyczajnie kompleks Snape'a- ma wszystkie powyższe wady ale jednocześnie ma kogoś kogo rozumie ,czci i jest miły-ta osoba żyje i na dodatek jest z nim w związku(nie całemu swemu otoczeniu gra na nerwach)no i jeszcze chciałby dobrze wypaść w oczach kogoś innego-córki!Tylko skoro widzi ,że ma ze sobą problemy to czemu nie wpadł na pomysł by iść do psychologa(Seleni pewnie mają kogoś takiego zaufanego)?
Nigdy bym nie pomyślała, że Ravid za młodu śpiewał.
Pozdrawiam, weny i wolnego czasu życzę!
Anonimowa 2
Ona jest natury bardzo spokojna, wiele przeszła w życiu i na chłodno podchodzi do wszelkiego rodzaju problemów.
UsuńIch relacja nie jest tragiczna, ale uczucie nieco osłabło przez lata...
Było dokładnie tak jak napisałaś. Ravid spadł jej z nieba. Potrzebowała w tedy dokładnie kogoś takiego, by zapewnić Perry pełną i kochającą rodzinę, a także bezpieczeństwo.
Tak, pod tym względem Perry jest wyjątkowa, a co do relacji Madeinusy i Vincenta to będzie o tym więcej w trzeciej części ;)
Każdy zna Vincenta, nie ma takiego Selena, który by nigdy o nim chociażby nie słyszał.
Ravid ma słabe nerwy i nienawidzi swojej pracy. Wyśmiewanie i docinki ranią jego dumę, na co odpowiada powarkiwaniem i licznymi zgryźliwościami.
Dokładnie czuje się niedoceniony i niewystarczająco dobry. Ciągle wydaje mu się, że na to nie zasługuje i wszyscy, którzy go kochają pewnie niedługo go porzucą..
Nie mają psychologa.
Miał kiedyś kapelę "Black Cat', niestety pokłócił się z resztą zespołu i jego kariera przeminęła na zawsze...
Dziękujemy i do napisania
~MrocznaKosiarka