poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Herbatka z szalonymi przyjaciółmi

Cassandra - "Rozdział VIII, część II"

 Vincent jest takim dobrym przyjacielem. Tyle dla mnie robi. Powinnam być mu wdzięczna. Powiedział, że wcześniej byłam dla niego bardzo niemiła, ale że nie ma mi tego za złe. Czyż on nie jest wspaniały? Zaproponował, że pójdziemy do jego domu na kubek gorącego kisielu. Z radością poszłam za nim. Przecież nie zrobi mi nic złego. Jest na to zbyt kochany. 
 Usiadłam przy stole na kanapie, a Vincent wrzasnął na Derecka, żeby przygotował dla mnie kisiel. On tak dobrze mnie znam, wciąż pamięta, że mój ulubiony to owoce leśne! Dereck jest okropnym niewdzięcznikiem. Vinc tyle dla niego robi, a on jeszcze ma czelność marudzić i się nad sobą użalać. Jest beznadziejny!
 Gawędziliśmy sobie bardzo miło. Vincent jest taki niesamowity, nie w sobie nic z egoisty, ciągle chciał rozmawiać o mnie, a o sobie nie mówił, ani słowa. To cudowne, że tak się mną interesuje. Wypytywał mnie bardzo szczegółowo. To wspaniałe mieć przyjaciela, który tak się tobą interesuje. 
 Vincent powiedział, że kisiel, który dostajemy w szkole, nie ma tak wielkiej mocy jak jego. Umówiliśmy się, że nie będę piła tamtego. Vinc powiedział, że ja muszę dostawać to co najlepsze! Ma całkowitą rację!
 Rozmawialiśmy do późna, ale ja tak bardzo nie chciałam wracać. Vincent powiedział, że Dereck mnie odprowadzi. To miło, że tak się o mnie troszczy, ale nie chciałam iść z Dereckiem. On jest taki nieprzyjemny. On chyba też nie chciał ze mną iść. Ale Vinc spojrzał na niego w taki szczególny sposób i ten maruda grzecznie odprowadził mnie sam skraj lasu.
***
Obudziłam się rano z dziwnym bólem głowy. Jakby ktoś oblewał mi mózg gorący kisielem. Niezbyt przyjemne. Ale to nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, że nie pamiętam nic z poprzedniego dnia. Zero. Kompletna pustka.Jakby ktoś wciągnął moje wspomnienia odkurzaczem i to takim naprawdę mocnym.
Wyszłam z imprezy, a potem pustka...
 Jestem prawie pewna, że to ma związek z Vincentem, chyba że po prostu zemdlałam, co też jest możliwe...ale zdecydowanie ciekawiej będzie jeśli to Vinc. 
Nasz pokój jest pusty. Zresztą nic dziwnego. Jest już południe, pewnie wszyscy są na zewnątrz, albo w pokoju gier i zabaw. Wychodzę do łazienki żeby się ubrać i wychodzę na dziedziniec. Grupka starszych chłopaków gra w koszykówkę, a kilka dziewczyn siedzi niedaleko i ciągle chichocze. Jakie to infantylne...
- Cassandra! Pójdziesz ze mną!  - profesor  Dowle chwyta mnie za ramię i ciągnie w stronę budynku głównego. Widząc moją zdezorientowaną minę dodaje - Chodzi o Flynna Johnsona. To pilne.
Żeby nadążyć za nauczycielką muszę przeskakiwać po trzy stopnie naraz, a i tak zostaję w tyle. Wreszcie stoimy przed drzwiami gabinetu Romy. Pomieszczenie, które budzi grozę, a przed wejściem lepiej spisać testament i wybrać urnę na prochy, bo można spłonąć w jakże gustownym marmurowym kominku w rogu...
Madeinusa otwiera drzwi i wkraczamy do twierdzy smoka. Czerwień atakuje oczy ze wszystkich stron. Ostrożnie siadam na jednym z krzeseł ustawionych przed biurkiem. Roma (dziś ma czarny turban) wygląda na bardziej wściekłą niż zwykle. Z jednej z szuflad biurka wyciągnęła czarno białą fotografię.
- Czy wiesz kto to jest?
- To przecież Flynn  - odpowiadam odruchowo.
- Skąd ta pewność?
- Ma kolczyk w wardze. Levis nie ma takiego...
- Możesz powiedzieć mi coś więcej na ich temat?
- No cóż, wydaje mi się że nie dogadują się ze sobą zbyt dobrze...Levis jest też bardziej towarzyski, a Flynn to Flynn.
- Czy zauważyłaś, że z jednym lub drugim dzieje się coś dziwnego? - coraz mniej mi się to wszystko podoba. Ta rozmowa bardzo przypomina przesłuchanie...
 - Flynn miał czasem chwilowe załamania, ale potem przechodziło...- czy powinnam mówić dalej, czy na pewno mogę ufać Romie i co ważniejsze Madeinusie, do której listy pisał Vincent. Bo Issa musi byś skrótem od jej przydługiego imienia!
- Posłuchaj Cassandra, jesteś jedyną osobą, która w ogóle zna Flynna Johnsona! Więc lepiej powiedz nam wszystko co wiesz...! - jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby Madeinusa była tak wściekła, nie sądziłam, że ona w ogóle jest w stanie się zdenerwować...
- Ja...ja nie miałam pojęcia, ale jak to...chyba nie rozumiem! - to nie ma najmniejszego sensu, brat ukrywany przed wszystkimi prócz mnie?! I co z Lewisem...?! Kim oni tak naprawdę są?!
- Rok temu do Akademii uczęszczał niejaki Flynn Johnson. Był...no cóż był inny. Nie potrafił z nikim nawiązać normalnej relacji. Często znikał, czuł się coraz gorzej. Ciągle wydawało mu się, że ktoś go śledzi. W końcu prawda wyszła na jaw. Vincent się nim zainteresował. Flynn nie radził sobie z tym. Musiał odejść z Akademii, ale nie potrafił powrócić do normalnego życia. Próbował wrócić - Roma bierze głęboki wdech i mówi dalej - Na ostatnie eliminacje zgłosił się jego brat bliźniak. Przyjęłam go i teraz wiem, że była to zła decyzja...
-    Ja widziałam Flynna kilka razy, tu w Akademii czy to znaczy, że Levis pozwala mu tu wracać? Tylko po co? - ta wszechogarniająca bezradność. Niemoc. Niewiedza. Dezorientacja. Wściekłość. Czego on tu chce? I to wszystko jak zwykle jest w jakiś sposób związane z Vincentem. Z szaleńcem, który jest zdolny zabić chyba każdego, jeśli nie będzie odpowiednio grał  jego zawiłą grę...!
- Levis i Flynn nie są bliźniakami, ani nawet braćmi...- zmarszczki na twarz Romy pogłębiły się jeszcze bardziej o ile to w ogóle możliwe. - Kogoś takiego jak Levis Johnson w ogóle nie ma...
 Te słowa uderzają bardziej niż cokolwiek innego ostatnimi czasy. On nie istnieje. Nie ma go. Nieprawdziwy. Udawany. Wymyślony. Nie ma.
- Ale co to ma wspólnego ze mną? - staram się zachować jasność umysłu, ale to coraz trudniejsze. Im dłużej  jestem w Akademii tym bardziej zagmatwane jest moje życie. Nawet nie pamiętam co robiłam wczoraj!
- Tak samo jak on jesteś związana z Vincentem - widząc moje skonsternowanie unosi dłoń do góry - nie zaprzeczaj, wiem że wczoraj u niego byłaś, nie mam pojęcia jak udaje mu się nakłaniać uczniów by robili to co chce, ale chwilowo nie możemy nic na to poradzić. Wracając, Levis Johnson nie istnieje i nigdy nie istniał. Jest to jedynie wymysł szerokiej wyobraźni Flynna.  Vincent zniszczył go do tego stopnia, że młody Johnson zaczął cierpieć na rozdwojenie jaźni. Nie radził z tym sobie, wydawało mu się że ma wspaniałego brata bliźniaka, takiego Flynna 2.0, który pokona Vincenta i uratuje ludzkość, ale mu się nie udało. Wykryliśmy to.
- Co z nim teraz będzie?
- Zanim zostanie odesłany do zakładu psychiatrycznego prosił o rozmowę z tobą. Tyle jeszcze możemy dla niego zrobić. Zaprowadzę cię do niego - podnosi się i kieruje w stronę drzwi. - Ty Madeinuso wiesz co masz robić - skinęła jej głową i wychodzimy na korytarz. Szkoda, że ja nie wiem co mam robić.
Idziemy bez słowa do jednej z klas. W środku siedzi Flynn w ubraniach Levisa. Nauczyciel języków nerwowo przemierza klasę.
- Chihuahua zostawmy ich na chwilę - Roma i Michael wychodzą z pomieszczenia, a ja zostaję sam na sam z psychopatą. Lekko przerażające.
- Trzymasz się jakoś? - pytam, choć zaczynanie rozmów nie jest moją mocną stroną.
- A jak myślisz? Zaraz odeślą mnie do budynku bez okien i drzwi! - wybucha wściekłością. Podrywa się z krzesła i chwyta kaktus leżący na biurku. Bierze zamach i rzuca. Czuję jak igiełki ocierają się o moje ucho, ale doniczka rozbija się na ścianie tuż obok. Dlaczego oni stąd wyszli?! Nie pozwalają mi wchodzić samej do lasu, a zamykają mnie w jednym pomieszczeniu z psychopatą?! Gdzie tu logika?!
- Miałaś być moją przyjaciółką i....i zawiodłaś!
- Przepraszam, nie chciałam żeby tak wyszło, ale...
- Ale co?!
- Ale jeszcze da się to naprawić! Będę cię odwiedzać, obiecuję!
- Nie.
- Dlaczego, na pewno jakoś bym ich przekonała na krótką wizytę raz w miesiącu!
- Nie chcę, żebyś do mnie przychodziła, nie będę zadawać się ze zdrajczynią!
- O czym ty mówisz?!- jego słowa zabolały i to mocno.
- Sprzymierzyłaś się z Vincentem! Myślisz, że o tym nie wiem! Jesteś taka sama, a kto wie czy nie gorsza...Chciałem pomóc, ale miałaś to gdzieś, teraz radź sobie sama! - otworzył drzwi i pozwolił by stojąca tam Roma wyprowadziła go na zewnątrz, gdzie wraz nią i jakimś starszym chłopakiem wsiedli do autobusu. Już nigdy miałam go nie zobaczyć. Bo wszystko zepsułam, bo go zdradziłam, bo okazałam się koszmarną przyjaciółką, bo pozwoliłam Vincentowi się omotać, bo stałam się kimś zupełnie innym...Pomachałam mu na pożegnanie. Nie wiem czy zauważył. Ten sam Flynn, który używał więcej eyelinera ode mnie miał być wywieziony na jakieś odludzie. Miał już nigdy nie zaznać normalnego życia. I to wszystko wina Vincenta. Wszystko to jego wina! A ja i tak nie potrafię go nienawidzić...dlaczego?! Dlaczego gdzieś z tyłu mojej głowy rozbrzmiewa myśl, że Vinc to ten dobry, który próbuje naprawić błędy Selenów, który dąży  do lepszej przyszłości?! Nie chcę tak myśleć, ale tak myślę. Dlaczego?!
Otępiała wyszłam z klasy. Nogi jakby niosły mnie same. Ani się obejrzałam, a stałam na środku naszego pokoju. Wygrzebałam listy  Vinc'a  i Madeinusy z mojej tajnej skrytki. Czy można jej ufać, może i odcięła się od Vincenta, ale czy na pewno? Czy listy nie były sfałszowane by uśpić czujność? Mogło tak być, a ja nie miałam zamiaru wykluczać żadnej ewentualności.  I do tego jaką role odegrał tutaj woźny? Dowiem się tego, choćbym miała prosić Łukę o pomoc!
Spojrzałam na zegarek. O nie! Dla wszystkich którzy zostają w Akademii na weekend są dodatkowe zajęcia z wf, żebyśmy utrzymywali dobrą kondycję. Czy wspominałam, że nie lubię sportu...co najmniej sto razy?!! Warcząc i sapiąc powlokłam się na boisko do kosza. Błagam, niech da mnie na rezerwę, błagam, błagam, błagam!
 Na boisku nie było zbyt wiele osób, ale ja zaspałam na autobus, więc musiałam zostać. Niestety. Stanęłam koło Vegas i czekałam na instrukcje Franka
- Dzisiaj - zaczął przygryzając drożdżówkę - gramy w koszykówkę. - kolejny kęs - Podzielcie się na dwie drużyny i grajcie - machnął wielką łapą i rozsiadł się na ławce.
Jest nas tak mało, że mamy wf razem z drugą klasą. Wreszcie zostaję tylko ja i Vegas, no bo kto inny mógłby zostać na końcu jak nie my? Nie ma opcji, żeby było inaczej. Jednak prozaizm sportu pozwala zapomnieć o tym, że mój przyjaciel wyląduje w psychiatryku. Chociaż nie do końca...Kiedy w końcu jedna drużyna zostaje zmuszona, żeby mnie wziąć, okazuje się, że jest nas tak mało, że nie będzie rezerwy. Pięknie, po prostu pięknie.Ustawiłam się i miałam nadzieję, że nawet nie przyjdzie mi mieć kontaktu z piłką.I tak nikt nigdy do mnie nie podaje. Po kilku minutach moja drużyna zdobyła już cztery punkty, przeciwnicy wciąż mieli zero. Wylądowałam w grupie z Perry, która mieszka tutaj, więc zawsze zostaje na weekendy. Niespodziewanie Dowle rzuciła do mnie, bo tylko mnie nikt nigdy nie kryje. Byłam tym tak zszokowana, że o mało się nie potknęłam o własne nogi. Złapałam piłkę i rzuciłam w stronę kosza. Chybiłam, ale liczą się dobre chęci...
 Jakiś starszy chłopak, którego znam tylko z widzenia, odbił piłkę bardzo mocno, nie trafił jednak do kosza, tylko w brzuch Vegas. Jak można rzucić na takiej wysokości?! Blondi krzywi się  z bólu i opada na ziemię. Podbiegam do niej i idziemy do wnętrza budynku. Po pierwsze to zachowałam się bardzo miło, a po drugie, każdy sposób żeby nie musieć biegać jest dobry! Victorie wygląda naprawdę kiepsko, rękoma obejmuje się w pasie i jest praktycznie zgięta wpół. Otworzyłam jej drzwi do gabinetu pielęgniarki i doprowadziłam do kozetki. Pielęgniarka dała jej coś przeciwbólowego i na szczęście pomaga. Dostaje też zwolnienie z wf-u na najbliższy tydzień, w razie czego ma się zgłosić z powrotem. Dostała też jakieś ziółka, które ma sobie codziennie parzyć i okład. Wracamy do naszego pokoju. Nie chce mi się  znowu grac w kosza, więc schodzę do kuchni zaparzyć jej te zioła. Niech się dziewczyna cieszy.
Po kwadransie wróciłam z kubkiem parującego naparu. Aż mi się zrobiło jej szkoda, jak tak leżała i popijała te ziółka.
- Cassandra?
- Tak?
- Mogę cię coś powiedzieć? Tylko nie mów nikomu, proszę - robi minę zbitego psiaka.
- Jasne.
- Wiesz, to dla mnie naprawdę ważne. Nikomu tego nie mówiłam, ale...nienawidzę cię. Nie mogę na ciebie patrzeć. Denerwuje mnie wszystko co robisz. Nikt nie może z tobą wytrzymać. A ja tak bardzo cię nienawidzę! - robi się coraz bardziej czerwona i mówi coraz głośniej.
- Tak cię nienawidzę, że chciałabym móc patrzeć jak GINIESZ! Ja po prostu tak strasznie CIĘ NIENAWIDZĘ!

4 komentarze:

  1. Ta końcówka sprawiła, że czułam się jakby Dereck przez Victorie przemawiał. No bo bliźniak miał chyba inna moc, albo to Vincent... Choć najbardziej pasuje mi Dereck.
    No i moment! Jak to Levis nie istnieje (okej... I tak zawsze mi się kojarzyło z Elvis, a przecież Flynn uważał, że to jego ojciec.. Jeśli dobrze pamiętam, a wątpię). Ludzie po prostu go nie rozumieją, ale fakt. Skopała sprawe, zaczęła go zbyt szybko ignorować, tylko skąd widział, że może być podatna na wpływy Vinca?
    No i jeszcze mam jeden problem.. Komu wierzyć. Jak dla mnie ani Seleni, ani Vincent nie jest ten dobry. Ale komuś zawsze musi być bliżej do kłamstwa. Aż jestem ciekawa co z tego wyniknie. Fajnie by było, gdyby się okazało, że Vincent nie jest do końca zły, jak mówi opinia, a Seleni nie są tak dobrzy jak uważają. Albo całkiem, żeby rolę się odwróciły... Ale wy macie swój pomysł więc się nie wtrącam.
    Do następnego, buziaki.
    Wasza In :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje przypuszczenia są trafne, ale nic więcej nie mogę powiedzieć...
      Tak, Levis
      nie istnieje, w zasadzie nigdy nie istniał ;)
      Racja, trochę to pogmatwane, już nie można być pewnym która ze stron jest tą dobrą, a kto jest czarnym charakterem =D
      Cieszę się, że powróciłaś do komentowania <3
      ~MrocznaKosiarka

      Usuń
  2. Tytuł sam mówi za siebie(Vincent i Cassy w swoim stanie) i nie muszę go więcej komentować.
    W nastroju Cassy u Vincenta maczał palce Dereck.Musiał,Cassy nawet zafiksowana przez kisiel Exorcista oraz manipulowana przez Derecka wcześniej tak nie myślała a o ile dobrze pamiętam na imprezie nic nie piła ani nie brała.Dobrze,że wróciła do siebie następnego dnia.Czy Dereck umie ją tak omotać tylko na taki czas czy też puścili ją bo na dłuższą nieobecność nauczyciele by zwrócili uwagę jako,że wcześniej była omotana przez Vincenta?
    Więc to tak jest!Sama bym nigdy nie pomyślała,że tak wygląda prawda na ich a właściwie jego temat.Sprytnie- z jednej strony bracia bliźniacy mogą być bardzo podobni do siebie,z drugiej- przy pomocy makijażu i innych akcesoriów oraz ubioru można z mienić się nie do poznania,w dodatku inna osobowość pozwalała mu zachowywać się jak inna osoba.Niepotrzebnie Cassy miała poczucie winy-rozumiem,że przykro jej,że Flynn wyląduje w psychiatryku i że odsunęła się od niego ale według mnie to on sam ją odstraszył swoim zachowaniem,jeśli chciał by z nim była(jako kumpel,bez skojarzeń) to mógł się postarać!W relacjach międzyludzkich chodzi o to by nie tylko brać ale i dawać a on więcej od niej ciągnął niż jej cokolwiek dał.Chciał pomóc-gdzie jej kiedykolwiek pomógł?
    Czy w Akademii chodzą słuchy,że Roma osoby te które ją wkurzyły wpycha swoją mocą do kominka?
    Madeinusa-kto to?Czy mi się wydaje czy to żona Vincenta?
    Z proszenia Łuki o pomoc wyszłyby by kłopoty dla Cassy... i z pewnością sporo dziwnych rozmów.
    Czemu nie ma Rodricka?Wyjechał na weekend do domu?Miał przecież pilnować Cassy,czy też uważa ,że przez taki okres czasu jej nic złego się nie stanie i, że nauczyciele jej przypilnują?Nie pojawił się on od tamtej imprezy,czyżby już wcześniej wyjechał?
    Cassy nie lubi biegać?Przecież biegała z Rodrickiem!Czy lubiła biegać z nim a na wuefie ogólnie nie?
    Końcówka mnie powaliła.Naprawdę.Nigdy bym się nie spodziewała(wiedziałam,że z Flynnem dzieje się coś dziwnego),że Vegas walnęła tekst-proszę nie mów nikomu ale Cię nienawidzę i chciałabym patrzeć jak giniesz w męczarniach!Rozumiem,że Vegas miała powody by jej nie lubić-Cassy jest poważna i ponura więc psuje jej landrynkowaty świat,nie rusza jej makabra,przebrała się na imprezę za zombie ale żeby jej od razu nienawidzieć?Bo mieszka z nią w jednym pokoju?Hyena jej dokuczyła czy też coś przelało czarę goryczy?I czemu jej nigdy tego nie okazała-ludzie jak kogoś nie lubią to zaznaczają to w zachowaniu do tej osoby a ona nic!Nie pasuje do jej image słodkiej blondynki czy też Cassy nigdy wprost nie zrobiła jej nic złego ale cały czas drażniła więc głupio jej było być w stosunku do niej niemiłym?
    Pozdrawiam,weny i wolnego czasu życzę!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, że to Dereck ma swój udział w jej dziwnym zachowaniu, ale przez swoje osłabienie może ją kontrolować tylko gdy jest w jego pobliżu.
      Dokładnie, mogli być bliźniakami, ale z zupełnie różnymi stylami, ubioru,zachowaniem. Flynn miał problem sam ze sobą i próbował chociaż trochę zrzucić za to winę na Cassy, żeby nie nienawidzić się, aż tak bardzo.
      Roma, to Roma, jej należy się bo inaczej nie wypada.
      Madeinusa to nauczycielka geografii, jest w spisie, ale do tej pory nie odegrała żadnej bardziej znaczącej roli.
      Wszystko rozmowy z Łuką są dziwne i to nie tylko z powodu akcentu ;)
      Wyjechał na weekend do domu, a Cassandra się spóźniła na autobus, więc siłą rzeczy musiała zostać.
      Ona lubi biegać z przyjaciółmi, nie lubi być zmuszana do wysiłku fizycznego i ma problem z grami zespołowymi...
      z Vegas jeszcze się wszystko wyjaśni, ale z tego płynie ważna nauka, że nawet nie wiadomo jak słodka landrynka może stanąć kością w gardle!
      Dziękuję i do napisania
      ~MrocznaKosiarka

      Usuń