poniedziałek, 29 lutego 2016

Tęcza w supermarkecie

Cassandra - "Rozdział V, część II"

 Flynn?!?!?! On wszedł taki...a wyszedł taki??? To nienormalne. Jak niby....Że co?!
Ledwie się kontrolując wyszłam za nim na zewnątrz. Skradał się przy murze, tak by nie padło na niego światło latarni. W ręce znów miał wypchaną po brzegi reklamówkę. Ale tym razem wystawał z niej rękaw bluzy Lewisa. Tak po prostu obszyty cekinami we wszystkich kolorach tęczy, plus kilka kolorów ekstra kawałek materiału obijał się o siatkę z logo supermarketu.
 Trzymałam się blisko niego, ale nie za blisko. Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia w śledzeniu, ale chyba nie szło mi to najgorzej. Chyba, bo całkiem możliwe, że mnie zauważył, zaraz skręci, a potem wyskoczy na mnie zza krzaków. To wielce prawdopodobny scenariusz.
 Flynno-Lewis wyszedł na małą polankę, na której często można było spotkać Vincenta, czyżby on też?
Nie mogę wykluczyć takiej możliwości. Mój znajomy stanął na środku i czekał.
- Mój przyjacielu przyszedłeś! - zza drzew wyłonił się Vincent. Z otwartymi ramionami podszedł do....no....nie wiem jak go nazywać...do niego, ale chłopak odsunął się na bezpieczną odległość. - Tak dawno cię nie widziałem Flynn. Ile to już minęło?
- Rok - odwarknął. Chyba nie darzy Vinc'a przesadną sympatią.
- Naprawdę? Niesamowite. Ale opowiadaj co cię do mnie sprowadza. Potrzebujesz rady? A może chcesz wrócić? Wiesz, że z radością cię przyjmę. Gladys też się ucieszy. Zawsze tak cię lubiła!
- To co zrobiłeś Gabe'owi było okropne - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Och, nie przesadzaj! Chłopak sobie na to zasłużył. Dałem mu szansę, której nie wykorzystał. Teraz daję szansę tobie. Czy ty ją wykorzystasz? - z twarzy psychopaty zniknął uśmiech, jakby go tam w ogóle nigdy nie było.
- Chcę zadać ci tylko jedno pytanie.
- Śmiało - na powrót uśmiechnął się szeroko.
- Cassandra. Po co ci ona? Co w niej takiego specjalnego?
- Och, a więc o to chodzi. Jesteś zwyczajnie zazdrosny - mrugnął do niego znacząco. - Ona jest po prostu ważna z pewnych względów. Nie martw się nie jest żadnym wybrańcem. Nic z tych rzeczy. Jest po prostu mocno związana z pewną sprawą. Sam rozumiesz, nie wybieram swoich podopiecznych przypadkowo. Ale tak często mnie opuszczacie...to smutne.
- Zawsze przychodzi czas by zrozumieć. Bliźniaczki Force zniknęły i nikt nie wie co się z nimi stało. Dereck, to już w ogóle chyba nie jest w stanie samodzielnie myśleć. Gabe ci się postawił i co?! Najpierw stracił nogę, a teraz odebrałeś mu nawet życie!
- A co tobą Flynn? - położył mu rękę na ramieniu i spojrzał głęboko w oczy - dość osobliwy widok nie powiem.... - Byłeś samotnym wyrzutkiem społeczeństwa, niechcianym, niekochanym!  Ubzdurałeś sobie nawet, że Elvis Presley jest twoim ojcem! A ja? Ja dałem ci wszystko. Zupełnie nowe życie. Lepsze życie Flynn.
- Nieprawda! - na wspomnienie o królu rock'n'rolla zaczął zanosić się płaczem. Makijaż spływał po twarzy czarnymi strugami, przez co przypominał przerażającego klauna.
- Ależ prawda. Bolesna, ale prawda. Tchnąłem w ciebie nowe życie. Tylko...trochę namieszałeś. Nie sądziłem po prostu, że jesteś tak słaby psychicznie  - odsunął się na sporą odległość, by nie poplamić koszuli.
- Zniszczyłeś mnie. Zniszczyłeś! - wydzierał się punk i wymachiwał rękoma.
- Uspokój się. Nie musisz tak znowu dramatyzować. Pozwoliłem ci wrócić. Dereck podmienił akta. A ty nie masz zamiaru mi się w żaden sposób odwdzięczyć?
- Nie! Nigdy! Jesteś psychopatą, *************(czas na przeklinanie) - wykrzyczał prosto w twarz Vinc'a.
 Usłyszałam za sobą szelest i tupot wielu kilku par stóp. Byli blisko. Vincent wycofał się i zniknął w mroku. Na polanę wbiegli wszyscy nauczyciele. Otoczyli Flynna. Nie wyglądało to dobrze. Naprawdę, żylaki na nogach Romy to niezbyt przyjemny widok. Wrażenie potęgował puchaty pomarańczowy szlafrok. Bor miał okulary do góry nogami, a Dolly pluszowe japonki. Dopiero teraz spostrzegłam jak późno się zrobiło. Bardzo późno.Na szczęście mnie nie zauważyli. Chociaż logika podpowiada, że powinni, ale co tam.
 Brakowało jedynie Shagowskiego. Pewnie tak się spił, że nie dało się go dobudzić...Flynn był zdezorientowany. Nie mógł się teleportować, bo na pierwszym roku jest tylko teoria i pewnie zwyczajnie nie potrafi tego zrobić.
 Z nim było coś bardzo nie tak. Musiał znać Vincenta i to bardzo dobrze go znać.
 Michael uniósł go w górę i odeszli z powrotem do Akademii, mnie pozostawiając samą w ciemnym lesie. W ciemny lesie, w którym mógł być Vincent. Właśnie Vincent. On jest wszędzie. Z kim bym nie rozmawiała każe mi na niego uważać. To zaczyna się robić wkurzające. Mimo, że mają rację, ale mogliby się przymknąć. Byłoby miło. Usłyszałam za sobą podejrzany szelest.
 Powtarzając sobie, że wszystko jest w porządku wyszłam z lasu. Od razu poczułam się lepiej. Odwróciłam się by sprawdzić czy ktoś może jednak za mną nie idzie. Nikt nie szedł. Ale ona zwisała z drzewa. Jej piękne rude futro lśniło w blasku księżyca. Oczy, czarne jak węgle, straciły dawny blask. Łapki opadały przy tułowiu. Jak można być taką bestią?! Sznurek, ten sam który wisiał nad głową Rodricka był przywiązany do gałęzi. Ciało Jelly zwisało smętnie kiwając się na boki. Podbiegłam do niej i rozplątałam supeł. Ciało liska było chłodne, ale futerko dalej było puszyste i miękkie. Gdybym tylko mogła coś jeszcze dla niej zrobić. Cokolwiek. By uczcić jej pamięć. Najcudowniejszego lisa na świecie. Oderwałam mech  z jednego miejsca i rozgrzebałam ziemię by zrobić chociaż płytki dół.Ułożyłam jej biedne ciało i zakryłam mchem. Oparłam się o pień drzewa pod którym ją pochowałam i poczułam ogromne zmęczenie. On ich zabiera. Sprawia, że cierpią. Że odchodzą. Ale dlaczego Jelly? Przecież ją uwielbiał. Była jego. Nie moja. A mimo to ją zabił.
Myślałam tak i myślałam, aż w końcu chyba zasnęłam.

***
Tup. Tup. Tup. Pochód składający się ze sporej gromady ruszył. Nauczyciele ubrani w długie czarne płaszcze żałobne. Roma wcisnęła mi do ręki kwiaty. Mam je pierwsza złożyć na jego grobie. Przecież nawet nie jestem z nim spokrewniona, ale jak widać nie ma to znaczenia. Żadnego. Też dostałam płaszcz. Wystają spod niego tylko moje blade dłonie ściskające bukiet. Słychać płacz, łkanie czy szloch. Wszystkie możliwe odmiany okazywania rozpaczy. Nie ma co rozpaczać. Jemu to już nie pomoże. Nic mu nie pomoże. To nie czas na smutek. To czas na strach. Vincent pokazał na co go stać. Do tej pory był tylko legendą, cieniem, opowieścią dla niegrzecznych uczniów, był koszmarem. Ale nie był realny. Teraz już jest. Jest blisko. Każdemu wydaje się, że czuje jego oddech na karku.
 Doszliśmy na miejsce. Kaplica jest nieco oddalona od Akademii. Jest mała, ale w sam raz  by nas wszystkich pomieścić. Jest piękna. Witraże są kolorowe i przejmują smutkiem. Po bokach ławek wyrzeźbiono klęczące postacie. Wszystkie płaczą. Żałują Gabe'a. Żałują każdego z nas. Ksiądz mieszka we wsi, są również jej mieszkańcy. Nabożeństwo było przejmujące i patetyczne. Piękne. Kapłan powiedział naprawdę dobre kazanie. Nie takie w stylu "to był świetny i prawy młody człowiek". Nie. Nie takie.
Kilkoro rosłych wieśniaków wzięło trumnę. Długim pochodem pomaszerowaliśmy na cmentarz przy kaplicy. Nie ma tu zbyt wielu nagrobków. Ale wszystkie są zadbane, a świeże kwiaty są przynoszone regularnie. Dół Gabe'a już wykopano. Tak ciężko patrzeć jak niknie w mroku. Czas na mnie. Podeszłam by rzucić wiązankę. Białe różę opadły w zwolnionym tempie. On już nie wróci. Nigdy. Życie to nie bajka. Ten kto odszedł już nie powróci.
 Następnie Roma wygłosiła przemówienie. Na szczęście mnie do tego nie zmusili. Bo co miałabym powiedzieć. Że ledwie go znałam, że po prostu przypadkiem potknęłam się o jego martwe ciało? To miałabym powiedzieć. Nie...to nie jest warte opowiadania.
Po skończonej ceremonii wszyscy się rozeszli. Wiem, że nie powinnam, ale poszłam do lasu. Chciałam odwiedzić Jelly. Choćby na chwilę. Odnalazłam jej dołek i złożyłam na mchu kilka stokrotek. Ona też mnie opuściła. A Vincent jej "pomógł".
- Vincent nie jest wcale tak zły jak myślisz - głos był przyjazny i jakby trochę dziecinny. Zbyt słodki. Zbyt miły. Odwróciłam się szybko w stronę jego źródła. O pień dębu opierała się kobieta w jasnej sukni. Miała bardzo długie prawie białe włosy i niesamowicie jasne oczy. Prawie nie było widać różnicy między tęczówką, a białkiem. Z lekka przerażające. Było boso, ale nie wyglądała jakby było jej zimno, pomimo panującej w lesie wilgoci. Jej twarz była dziecinna, choć mózg podpowiadał, że jest sporo starsza ode mnie.
- Kim jesteś?
- Jestem....no cóż, nie pamiętam swojego imienia, więc nazywaj mnie jak chcesz - wzruszyła ramionami.
- Jakieś imię musisz mieć...
- Pewnie tak, ale czy to ważne? Nie. Ważne jest to kim ty jesteś - uśmiechnęła się przymilnie.
- Ja znam swoje imię, w przeciwieństwie do ciebie....
- Och, nie o to chodzi. Chodzi o to, że masz coś co należy do mnie....
- A mogę wiedzieć co to takiego? - spytałam ostrożnie.
- Bardzo nie lubię kiedy dotyka się moje rzeczy - podeszła bliżej.
- Zdążyłam zauważyć...
- Masz to w kieszeni - wskazała palcem na mój płaszcz.
Sięgnęłam tam ręką.Chusteczki, klucz od pokoju, jakaś przypinka, sznurek, paczka gum i kilka innych dziwnych drobiazgów. Zaraz...czy to był SZNUREK?! Wyszarpnęłam przedmiot z kieszeni. Ten sam sznurek, na którym zawisła Jelly. Musiałam go odruchowo zabrać.
- Chcesz TO z powrotem?
- Tak, byłabym wdzięczna. Ale wiesz naprawdę miło mi się zrobiło kiedy mnie pochowałaś....
- CO?! Jak to pochowałam ciebie?!

2 komentarze:

  1. Czy to jest tak ,że ta mikstura,którą wypili na ostatnim zadaniu dała im moc ale nieaktywną a żeby była aktywna potrzebny jest aktywator czyli kisiel?Czy też moc mają w sobie zawsze ale jest ona za słaba by działać a kisiel sprawia ,że działa-w sensie jak enzym na reakcje?
    Nic dziwnego,że Vincent eksperymentował na kisielu,miał go przecież tuż pod ręką.Co on chciał uzyskać?Odkrył,że może wpływać na innych podróżujących po snach a dzięki kisielowi chciał móc podporządkowywać sobie innych Selenów?
    Więc to tak jest Flynnem.Był on Selenem,któremu Vincent namieszał w głowie więc odszedł a bez kisielu nie miał mocy a że jego brata bliźniaka wybrano(bo ponad wszelką wątpliwość ma brata-bliźniaka ,prawda?Czy był on zwykłym chłopakiem,któremu Vincent wcześniej namieszał w głowie a kiedy jego brat startował do konkursu dostał odrobinę z jego kociołka i dzięki temu oraz fizycznemu podobieństwu(obaj łażą wystylizowani więc to normalne,że nie widać ich podobieństwa)?A pytał o Cassy bo uznał ją za osobę bez charakteru i zainteresowań,która poza nauką nic nie robi?Wiem,że szalone czarne charaktery potrafią nie myśleć logicznie ale tu się zdziwiłam-czemu się dziwi teraz,że świruje skoro był taki już wcześniej?Myślał,że przemiana w Selena,uzyskanie mocy umocni i ustabilizuje jego charakter?
    Flynn naprawdę nie umie się teleportować czy jeśli był Selenem wcześniej to wpadł w Vincentowe łapska właśnie na pierwszym roku?Czy to po prostu wynika z nieznajomości sytuacji przez Cassy?
    Tytuł to aluzja do kolorowych ciuchów Lewisa?
    Czemu jej nie zauważyli nauczyciele?Bo się schowała odpowiednio szybko?Bo się skupiali na Flynnie?Nawet jakby to udali to pewnie by ją potem opieprzyli za włóczenie po lesie(które zresztą zostało jej zakazane).Zauważyli ale nie mieli na to czasu teraz, naganę dostanie później?
    Ona ma naprawdę taki super wzrok czy chowała się tak blisko,że zobaczyła żylaki Romy?Pokrywają jej całe nogi czy też zauważyła je w wycięciu szlafroka(niemożliwe, by Roma nosiła przykrótki szlafrok)?Co do samego szlafroka nie mam pytania-chyba każdy lubi puchate szlafroki,prawda?
    Jak można założyć okulary do góry nogami?Przecież spadają i dziwnie się w nich widzi w takim ustawieniu?Był aż tak zaspany czy aż tak się spieszył?
    Do Cassy chyba nie dotarło,że zmarła lisica to ta dziewczyna?Na początku pomyślałam,że to matka Vincenta(bo matki na ogół widzą dobro w swoich dzieciach,nie licząc tych rzecz jasna ,które widzą same wady) ale potem...Czy to żona Vincenta?Nie zabił jej lecz zamienił w zwierzę(lub miała taką moc,dlatego też kochał lisy).Jako zwierzę miała też umysł zwierzęcia i nie pamiętała bycia człowiekiem więc mógł ją kontrolować przez najzwyklejszą tresurę(nie wiem czy lisa da się wytresować,może istnieje wśród Selenów moc kontroli nad zwierzętami?).Na to też wskazuje jej amnezja.Czy Cassy odwiązując ją i chowając uwolniła ją ze zwierzęcej postaci czy też uwolnił się tylko jej umysł i przez swoja moc Cassy mogła z nią rozmawiać?Czy to jej futro wzięła Cassy do mikstury(więc ona jest częścią teraz jej więc może z nią rozmawiać?)
    Rozumiem czemu Vincent to zrobił-widział,że Cassy ją polubiła,była w jego domenie(żyła w lesie) i/lub była jego domowym zwierzątkiem.Zabił ją bo wiedział,że to zrani Cassy i bo to było dla niego łatwe?Jeszcze bardziej by ją bolało gdyby skrzywdził Rodricka ale na to musiałby poświęcić dużo czasu i energii-nie może na niego wpłynąć swoją mocą;Rick nie chodzi do lasu,jest silny fizycznie normalnie i po przemianie,unika sługusów Vincenta i z całą pewnością nie jest głupi.Zastanawiam się czy przypadkiem nie planuje on na nim zemsty bo Cassy odwróciła się od niego.
    Pozdrawiam,weny i wolnego czasu życzę!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie daje moc, ale to kisiel (taka mikstura o podobnej konsystencji) jest aktywatorem.
      Vinc eksperymentował z kisielem jeszcze kiedy chodził do szkoły i odkrył składnik, który pozwala mu na kontrolę w tak szerokim zakresie.
      Z Flynnem jeszcze się wyjaśni, więc pominę tę kwestię, by nie szczerbić przedwcześnie fabuły ;)
      Tak dokładnie to aluzja do jego tęczowej garderoby =D
      To, że jej nie zauważyli ma pewne wyjaśnienie, ale tego również nie mogę ci zdradzić, a przynajmniej jeszcze nie teraz...
      Roma żylaki na całych nogach i to takie naprawdę okropne...
      I był zaspany i się spieszył, a po prostu trzymał się dzięki skołtunionym włosom.
      Jeżeli Selen w tym przypadku żona Vinc'a, gdyż tak to jest ona ma moc zamiany w zwierzę, to nawet jeśli umrze w swej zwierzęcej postaci, to jako człowiek żyje dalej, choć można zauważyć pewne uszczerbki na zdrowiu zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym.
      Zemsta...jedno z ulubionych słów Vincenta ;)
      Dziękuję :)
      ~MrocznaKosiarka

      Usuń