poniedziałek, 1 lutego 2016

Potrzebna drabina! Chcę przytulić kumpla

Cassandra - "Rozdział III, część II"

 Zmyłam się z imprezy, kiedy tylko usłyszałam słowa "Miss Mokrego Podkoszulka". Gavin próbował mnie zatrzymać, ale wymówiłam się tym, że nie założyłam różowego stanika i czmychnęłam do swojego pokoju. Moje współlokatorki spały. A przynajmniej tak  to wyglądało. Jedynie Brie koniecznie chciała zostać oblana wodą z  węża.
 Przebrałam się w piżamę i wskoczyłam do łóżka. Nawet królowa Klawości musi czasem odpoczywać.
 Mimo zmęczenia nie mogłam zasnąć. Leżałam wpatrując się w sufit. Usłyszałam trzaśnięcie drzwi i krzątaninę Brie. Zastanawiałam się nad wszystkim co się ostatnio stało. Vincent zdominował każdy aspekt mojego życia. Naprawdę chciałabym komuś powiedzieć, ale komu? Rodzice by nie zrozumieli, nie są aż tak zagłębieni w sprawy Selenów, a po za tym nie chcę przysparzać im zmartwień.
 Jednak zniknął mój dawny problem. Zniknęły dziwne sny. Jeszcze dwa miesiące temu miałam z nimi do czynienia cały czas, a teraz po prostu zniknęły. Nie ma. Wyparowały. Dziwne stworki zagrzebały się w szufladkach mojej wyobraźni i nie mają zamiaru wychodzić. Dlaczego?
 Może nie powinnam była brać udziału w zawodach w jedzeniu kisielu? Ale pokusa była zbyt wielka. Zbyt wielka... Mam dość. Dość tego wszystkiego. Czasem łatwiej chyba byłoby być kimś innym, ale nie mogę narzekać. Zawsze może być gorzej.
 Wstałam i narzuciłam na ramiona różowy puchaty szlafrok, nogi wsunęłam w kapcie króliczki. Wyszłam na ledwo oświetlony korytarz. Paliła się tylko co trzecia lampa. Pomaszerowałam przed siebie. Najprzyjemniej jest w pralni. Stamtąd mam dobry widok na cały korytarz, a  jest ciepło i przytulnie.
 Usadowiłam się wygodnie pomiędzy wypranymi ręcznikami, a poduszkami i pościelą. Miło i przyjemnie. Drzwi zostawiłam otwarte. A nuż ktoś wybierze się na nocną przechadzkę. Jutro sobota, więc nie trzeba przejmować się zmęczeniem.
 Długo nic się nie działo, nawet trochę zachciało mi się spać, gdy nagle trzasnęły drzwi i zaskrzypiały schody. Ktoś wszedł do budynku. Przesunęłam się tak by nie było mnie widać z korytarza.
 Na piętro wszedł Levis, bacznie się wokoło rozglądając. Wydawał się być spięty. W  ręce miał siatkę wypełnioną czymś po brzegi. Ciekawe co to?
 Szybkim krokiem wszedł do łazienki i zniknął tam na dłuższą chwilę.
- Co tu robisz? Sama,  w środku nocy? - Coś, a raczej ktoś spory usadowił się koło mnie. No tak - Rodrick.
- Ile masz wzrostu? - wypaliłam nagle.
- 2 metry trzynaście.
- Wow. Ale super - mam obsesję na punkcie wzrostu. Czystą obsesję...
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie - uparcie obstawał przy swoim.
- Ty nie lubisz siedzieć i patrzeć na pusty korytarz w środku nocy? - udałam zdziwienie.
- Lubię - widać nie jest szczególnie rozmowny.
Chwilę siedzieliśmy w milczeniu gapiąc się przed siebie. Z lekka niezręczne...
- Jestem twoim przyjacielem? - zapytał i spojrzał na mnie dziwnie.
- Nawet mnie nie znasz - nie mogłam dłużej wytrzymać jego wzroku i odwróciłam głowę.
- Nie wiem jak to jest mieć przyjaciela - wyszeptał ze smutkiem.
- Ja też nie wiem - odparłam i sztywno poklepałam go po ramieniu.
- Gavin mówi, że jestem głupi, czy ty też tak uważasz? - spytał.
- Nie, nie jesteś głupi. Żaden głupek nie przeszedłby próby Selenu- zapewniłam.
Uśmiechnął się do mnie i nastała kolejna chwila ciszy. Ale z Rodrickiem przyjemnie się milczy.
- Jak się zdobywa przyjaciół?
- No cóż. To chyba tak jak z psem. Trzeba go oswoić, kupować mu karmę, zabierać na spacer, rozłożyć gazety w domu, żeby nie nabrudził. Nigdy się nie zaprzyjaźniałam, ale to na pewno męczące, prawda? - spojrzałam na niego pytająco. Strasznie mi głupio, że widać czegoś ode mnie oczekuje, a ja w żaden sposób nie potrafię mu pomóc. No bo jak?!
- Moim zdaniem, przyjaciel to ktoś wyjątkowy - kiwnęłam głową by zachęcić go do dalszej przemowy. - Ktoś z kim dobrze się milczy - popatrzył na mnie wyczekująco.
- Dobrze się milczy powiadasz? - przytaknął. - A tobie dobrze milczy się ze mną?
- Tak, z nikim innym nie milczę, a przynajmniej nie z własnej woli - wymamrotał.
- Myślisz, że skoro dobrze nam się nic nie mówi, to się zaprzyjaźnimy?
- Myślę, że właśnie się zaprzyjaźniliśmy.
Uśmiechnęłam się do niego i pomilczeliśmy jeszcze trochę. W końcu zaczęła mnie ogarniać senność. Pomachałam Rickowi i powlokłam się do pokoju. Zasnęłam natychmiast.
 Obudziłam się rano. Wypoczęta i zadowolona. Nie nękał mnie żaden koszmar. Zostałam królową Klawości i ostentacyjnie przepchałam się na sam początek kolejki do łazienki. Jak dobrze być królową...
 Wciągnęłam na siebie czarne dżinsy i niebieski sweter. Z niczym się nie spieszyłam bo po co. Nie będę tak robiła codziennie, ale dzisiaj mam ochotę wykorzystać w pełni swoje możliwości.
 Przeszłam przez dziedziniec do zamku głównego. Weszłam na stołówkę. Zazwyczaj siadałam z Gabe'm, albo sama gdzieś w rogu. Dzisiaj wiedziałam gdzie usiąść. Z Rodrickiem. Wzięłam z wystawki miskę płatków zbożowych i kilka grzanek z kostką masła. Zajęłam miejsce przy moim przyjacielu. Zjedliśmy w milczeniu i byłam z tego powodu jak najbardziej zadowolona.
 Nie miałam pojęcia co mogę tu robić, więc wyszłam na dwór, chcąc wrócić do Akademika, ale ktoś wciągnął mnie dość brutalnie między drzewa.
- Vincent - Dereck wypowiedział tylko to jedno słowo.
 ***
- Jak to nie masz czasu?!!!! Masz w ogóle czelność mnie, MNIE czegoś odmawiać?!- Vincent był wściekły, cisnął filiżanką z chińskiej porcelany  wypełnioną kisielem wiśniowym przez cały pokój. Kawałki wiśni smętnie spływały po kamiennej ścianie. Aż ślinka cieknie...
- Ale tłumaczę przecież, że wtedy mam zebranie! Muszę na nim być i ty dobrze o tym wiesz! - Dereck też krzyczał. Obaj z Vincentem kłócili się już od kwadransa.
- Ale ja muszę ją mieć! To jedyna taka okazja!
- Przykro mi - odparł beznamiętnie Dereck.
- Nieprawda! Wcale nie jest ci przykro. Vincent uniósł dłoń i przez twarz Derecka przebiegł cień strachu. - Cassandra skarbie, przecież ty możesz pomóc kochanemu wujkowi Vinc'owi! Bądź tak miła i wyświadcz mi maleńką przysługę...- szaleniec podszedł do mnie i objął ramieniem.
- Myślę, że nie powinnam - odparłam nieśmiało.
- Nie śmiej się mnie sprzeciwiać!  - jego oczy przybrały barwę gęstego kisielu i szarpnął mnie za ramię z siłą o jaką nigdy bym go nie posądzała. - Będziesz robiła co ci każę, albo...albo twój przyjaciel będzie trochę niższy....na przykład o głowę - zaśmiał się złowieszczo.
-Nawet nie próbuj!
- Ależ nie denerwuj się tak bardzo, przecież to nic osobistego, każdy ma słabość do pewnych osób. Ja miałem słabość do swojej żony. Była taka piękna. Poznaliśmy się w sklepie, oboje sięgnęliśmy po tą samą paczkę kisielu, od razu wiedziałem, że to przeznaczenie! Wpakowałem ją do wózka na zakupy i zabrałem do siebie. Nie oponowała zbytnio - na chwilę się rozmarzył.
- Nie uśpisz mojej czujności, historyjkami z przeszłości! A od Rodricka trzymaj się z daleka! - warknęłam.
- Przemyśl to - skinął ręką Dereckowi by mnie wyprowadził.
 Coraz bardziej wkurza mnie ten koleś, ale ma piękny samochód, a to zdecydowanie stawia go w lepszym świetle.
Dojechaliśmy do Akademii i rozeszliśmy się każdy w swoją stronę, nie zamieniwszy ze sobą ani słowa.
Zmartwiona poczłapałam do pokoju gier i zabaw, rozwalenie kilku zombi na pewno pomoże. Widok krwi na ekranie zawsze mnie uspokaja.
- Gdzie idziesz? - musiałam zadrzeć głowę do góry, by spojrzeć w twarz rozmówcy.
- Chciałam pograć w coś na automatach.
- Maszyna jest zepsuta, a nikt z serwisu raczej nie przyjedzie, Shagowsky właśnie próbuje ją naprawić taśmą izolacyjną - Rodrick zaśmiał się pod nosem.
- Taśmą? - skrzywiłam się. - Czyli z grami możemy się pożegnać?
- Tak.
- Czy mógłbyś wyświadczyć mi pewną przysługę?
- Oczywiście.
- Muszę nauczyć się bić!
- Kotlety?- spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Nie! Nie chcę ubijać kotletów, tylko umieć nawalać i obijać mordy!
- To brutalne.
- Czy znasz kogoś, kto mógłby...
- Ja cię nauczę - podziwiam Ricka za taki spokój ducha, to naprawdę niesamowite.
- Znasz jakieś sztuki walki?
- Choć - pociągnął mnie za ramię i zaprowadził  na małą polankę za Akademią.
- Ale to tak już?! - wyraziłam zdziwienie.Nie sądziłam, że weźmie to na poważnie, a chciałam poćwiczyć jedynie nieszkodliwy prawy sierpowy...
- Tak, już. A teraz zrób kilka okrążeń - rozkazał z miną typowego trenera tyrana.
- Prawdziwy przyjaciel nie zmuszałby mnie do czegoś takiego! - wiem, że gram trochę na uczuciach, ale ja tak nienawidzę biegać!
- Biegaj - odparł niewzruszenie.
- Ile okrążeń?
- Tyle żeby było dobrze. Biegaj.
Zaczęłam obiegać truchtem polanę. Po trzech okrążenia, poczułam że to już szczyt moich możliwości, ciocia kondycja nigdy nie przywoziła mi ciasta...
- Czy mogę przestać? - wysapałam.
- Biegaj - jakby w ogóle nie ruszało go moje zmęczenie!
- Zaraz wypluję płuca!
- Biegaj
- Zemdleję
- Biegaj
- Zejdę na zawał
- Biegaj
- Co to w ogóle da?
- Biegaj
- Mam dość!
- Biegaj
- Dlaczego ja cię w ogóle słucham?!
- Biegaj
- Jesteś potworem
- Biegaj
- Tyranem!
- Biegaj!
- Nie upiekę dla ciebie szarlotki!
- Dobra, koniec na dziś.
 Wiedziałam, ciasto zawsze działa! Na mnie też, prawie tak  samo bardzo jak kisiel...Nie! Nie wolno mi teraz o tym myśleć!
- Nawet cię nie spytałam, jaka jest twoja moc? - wysapałam kiedy szliśmy z powrotem.
- Transformacja w zwierzę.
- Fajnie, ja podróżuję po snach.
- To najgorsza moc.
- Dlaczego?! - trochę mnie zdenerwował nie powiem.
- Vincent ją miał. Osoby, które ją mają są dość niebezpieczne.
- Co wy tak wszyscy o tym Vincencie?
- Mamy swoje powody.
- Jak nie chcesz to nie mów.
- Nie będę więc.
- Zmieńmy temat, czy Roma zawsze była taka okropna? Na pewno wiesz co mam na myśli!
- Wszyscy mówią, że od zawsze.
- Uczniowie jej nienawidzą - podsunęłam, by wyciągnąć z niego więcej informacji.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - zaśmiał się serdecznie. - W jej urodziny organizujemy ogromną imprezę. Nawet nauczyciele się z nami bawią!
- Żartujesz!
-  Shagowsky pije czasami więcej niź  niejeden z nas. A żebyś widziała Barbie, ona jest Królową Parkietu - uśmiecha się szeroko.
- Życie Selenów to niezła zabawa! -  przybija że mną piątkę.
 Wracam do swojego pokoju. Została mi dana chwila samotności - moje współlokatorki gdzieś wybyły. Padam na łóżko. Wyciągam rękę po książkę "Wybory mózgu. Czyli co kochają zombie". Niesamowity poradnik. Jednak moją ręką natrafia na rozgrzany kubek. Zrywam się i łapię naczynie w ostatnim momencie.
Ten zapach, ten kolor, ten smak... Kisiel...
I wtedy oszalałam... 

4 komentarze:

  1. A niech cię człowieku, który stworzyłeś kisiel!
    Po każdym kubku jest coraz gorzej.
    Fajnie, że Cass znalazła przyjaciela, ale fakt, przyjaciel, to ktoś kogo kochamy za to, że jest. Nie musi nic mówić, po prostu być.
    Vin... Vin... Vin... Co ty sobie myślisz... Coraz bardziej przemawia przez ciebie twoja choroba psychiczna :-/ ten kisiel sprawił, że oszalałeś, więc czemu ciągniesz do szaleństwa innych? Przecież to i tak nic ci nie da, a zniszczy im życie.
    Zostawiłaś mnie w takim dziwnym refleksyjnym nastroju. Czekam na kolejny rozdział.
    Całusy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię skłaniać do refleksji ;)
      Też się cieszę, że znalazła przyjaciela, bo przecież przyjaciele to skarb (tak Cam o Tobie mówię) =D
      Vincent chyba sam pogubił się już w swoim szaleństwie...biedak powinien od czasu do czasu sięgnąć po budyń :)
      Buziaki
      ~MrocznaKosiarka

      Usuń
  2. Z jednej strony pomyślałam,że trochę wymagający ten jej przyjaciel skoro jest potrzebna drabina by go przytulić a z drugiej,że należy ją podziwiać za to poświęcenie dla przyjaciół.Ten tytuł to dlatego,że jest taki wysoki?
    Cassy ominęła kara bo zwinęła się z imprezy zanim nadeszła Roma?
    Dlaczego sny były problemem?Bo były tak dziwne,że czuła się nienormalna?Bo z pasją malowała ich treść a to w połączeniu z jej introwertyzmem odizolowało ją od społeczeństwa(nie licząc rodziny)?Bo się ich bała(choć nie wydaje mi się),niepokoiły ją lub irytowały?
    Nic dziwnego się niepokoi brakiem snów,wygląda mi na bardzo stałą osobę a sny były ciągle w jej życiu,zdążyła się już do nich przyzwyczaić.Na początku myślałam,że Vincent chce ją wziąć na sympatię(by mu dlatego służyła) a teraz myślę,że chce ją pozbawić oparcia,by czuła,że tylko on może jej pomóc.I potwierdziło się jedno z moich przypuszczeń co do niego!
    Levis coś przemyca?
    Cieszę się,że Cassy znalazła sojusznika.Na przyjaźń jest jeszcze za wcześnie a wiadomo,że z jego charakterem nie będą mieli ze sobą płomiennego romansu(tak sądzę).Dla mnie jest on dziwny ale sympatyczny.Dobrze,że ją wspiera.
    Cassy nie wie,że podczas biegania nie powinna gadać?Ale jeśli to odwróciło uwagę od zmęczenia i mogła ćwiczyć dłużej to dobrze.
    Shagowsky trochę za dużo się Gwiezdnych Wojen naoglądał i naczytał-tam to bez taśmy izolacyjnej ani rusz(natrafiłam w jednej książce,że gdyby nie ona to Rebelia by upadła).
    Impreza w urodziny Romy?Co za kontrast.Oni chcą jakąś imprezę zorganizować i wykorzystują jej urodziny jako pretekst czy po prostu chcą jej tym pograć na nerwach?
    Wypiła kisiel-w następnym rozdziale na pewno nie będzie nudno.
    Pozdrawiam,weny i wolnego czasu życzę!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak zwinęła się zanim dyrektorka przyszła i jej się fuksem udało ;)
      Bardzo ją niepokoiły, czuła się inna, nienormalna, ale były też dla niej inspiracją.
      Ich brak jej wręcz doskwiera, wcześniej wydawało jej się, że są okropne, ale gdy ich zabrakło, zdała sobie sprawę, że były dal niej w jakiś sposób ważne.
      Co do Vinca i tego, że chce jej odebrać....coś...
      Levis ma pewien problem...
      Na romans między tą dwójką faktycznie się raczej nie zapowiada. To odwraca uwagę od zmęczenia, wiem bo czasem sama tak robię!
      Ciekawe...nie wiedziałam, że taśma izolacyjna była tam, aż tak ważna ;) Też uwielbiam Star Wars =D
      Robią imprezę po to, żeby ją wkurzyć i cieszą się, że jest coraz starsza i ma bliżej do emerytury ;0
      Dziękuję i do napisania
      ~MrocznaKosiarka

      Usuń