Briana - "Rozdział III, część II"
- Nie pij tego! - krzyknęłam przerażona i kopnęłam kubek posyłając go prosto na ścianę. Cassandra patrzyła smutnym wzrokiem jak napój o smaku owoców leśnych spływa smętnie po ścianie, a potem posłała mi perfekcyjne mordercze spojrzenie, którym zabiłaby nawet Houdiniego.
- NIGDY. NIE. DOTYKAJ. MOJEGO. KISIELU! - wrzasnęła.
- Jeszcze mi za to podziękujesz.
Wyciągnęła rękę i zacisnęła na mojej szyi. Oczy przybrały barwę kisielu, a uchwyt był naprawdę mocny. Zaczynałam tracić oddech. Puściła dopiero po chwili, upadłam na podłogę. Chwilę zajęło mi pozbieranie się po tym wszystkim.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki po sprzęt do sprzątania. Co to było? Jak ona to zrobiła? No i jak ona mogła wypić kisiel? Przecież to jest złe. Zostawiam ją samą i w co się pakuje? Widuję ją często przy automacie z kisielem. Zdecydowanie za często. Muszę jej pilnować. Kiedy wróciłam do pokoju Cassandra gdzieś zniknęła, a na łóżku naprzeciw mojego pojawiła się jego właścicielka. Trinity spojrzała na kisiel spływający po ścianie, potem na mnie ze ścierką w ręce.
- Oferma - prychnęła.
Pokazałam jej język i zabrałam się za ścieranie napoju ze ściany. Nabrałam trochę na palec i zlizałam. Mmm, faktycznie dobre.
Dni upływały mi jak woda w rzece. Szalone zajęcia z Shaggowskym, użeranie się z Hyeną i Stone, miłe zajęcia z języków, pogardliwy wzrok Romy za każdym razem kiedy tylko spojrzała na moje włosy, praca w kuchni za karę, pidżama party u Dawn i Perry, przytyki Rowan, nauka ... No dobra to ostatnie nie, ale reszta - szczera prawda!
W końcu był weekend i mogliśmy wrócić do miasta. Ach, Chicago! Brakowało mi trochę tego zgiełku, w wiosce jest tak cicho, tylko szum drzew. No i brakowało mi jeszcze skarpetek. Tak, zapomniałam spakować do torby skarpetek. Myłam je codziennie, ale strasznie to było irytujące. Więc kiedy Renibus swoim "busem" (czyli dyliżansem) podwiozła nas do Ala, natychmiast udałam się do mamy. Rodzicielka powitała mnie od progu z uśmiechem na ustach. Wypytała mnie, co i jak. Oczywiście wyraziła zaskoczenie moim nowym kolorem włosów, ale widziała mnie już w różnych odcieniach. Zapakowałam parę dodatkowych rzeczy i poszłam z Hayley na zakupy by dokupić między innymi pastę do zębów bo została tylko końcówka. W domu działając ostro i bez litości zdjęłam kolor z włosów. Dopiero teraz ukazałam ich naturalny rudy kolor. Na szczęście nie marchewa, lecz płomień. Nigel zawsze mawiał, że jestem zbyt neonowa jak na tajną agentkę.
Właśnie! Lace. Dawno go nie widziałam. Zeszłam więc do holu i zadzwoniłam na S Morgan St. 56. Sygnał ucichł już po chwili.
- Nigel?
W odpowiedzi usłyszałam tylko jakiś szum i szuranie. Po chwili gdzieś w tle odezwał się głos mojego partnera.
- Telefon dzwonił?
- Nie, wydawało ci się.
No chyba nie! Czy to był głos TRINITY STONE?! Bezczelna zdzira.
- Powiedz kotku ... ta cała Bella, czy ona ... - głos sztucznie uwiązł jej w gardle.
- Spokojnie Trini.
- Czy ty coś do niej czujesz? - zapytała płaczliwym głosem.
- Nie. Ależ skąd, przecież wiesz, że liczysz się tylko ty.
Powieka zaczęła mi drżeć.
- Ale ona jest ci taka bliska, jesteście partnerami i ...
Mocniej zacisnęłam rękę na słuchawce. Lace westchnął.
- Słonko, ona nic dla mnie nie znaczy. To, że była moją partnerką nie ma znaczenia.
Zacisnęłam szczękę.
- Przecież jesteście sobie tak bliscy.
- Tylko ci się wydaje. Jest dla mnie nikim. Kocham ciebie.
- Ja ciebie też.
Wtedy rozległy się odgłosy buziaków, namiętnych pocałunków i ogólnego miziania. Ledwo się powstrzymałam żeby nie rzucić słuchawką. Kiedy odłożyłam ją na miejsce tak, aby niczego nie urwać ciężko opadłam na fotel. I co zaczęłam robić? Płakać wniebogłosy. To bolało! Jak cholera. "Jest dla mnie nikim" Każde słowo wywoływało we mnie kolejny wybuch płaczu. On złamał moje malutkie serduszko!!! Pokruszył je na pierdyliard nic nie znaczących kawałków! Doprowadził mnie do stanu nie-mówi-płacze-krzyczy. Byłam wręcz w stanie rozpadu. Tyle czasu, tyle wspólnych wspomnień, tyle uszczypliwości, a teraz jestem nikim?! Chyba mu się znudziłam, zastąpił mnie sobie ładniejszą i dającą się zaciągnąć do łóżka. Czemu blond włosy znaczą tak wiele?
Mama już po pierwszym krzyku znalazła się obok. Zostawiła mnie na kanapie żebym się wyżaliła sama sobie. Musiałam pobyć sama, poryczeć sama i wyklinać się sama.
- Chodź córciu.
Mama pojawiła się w drzwiach, kiedy tylko zaczęłam łkać zamiast wyć. Przytuliłam się do miej. Nie pytała co się stało, wiedziała, że jak będę chciała to jej powiem. Ale wolałam nie mówić tego na głos, to by sprawiło, że wszystko stało by się bardziej realne. Otarłam oczy i wysmarkałam nos. Zrobiło mi się lepiej. Musiałam po prostu o tym nie myśleć.
Życie w Akademii było zwariowane. Codziennie widywało się na korytarzu zwierzęta, wpadało się na niewidzialnych, przechodziło przez przenikających, czuło się w głowie obecność podróżujących i zmieniających, z sufity zlatywali antygrawitacyjni, dostawało sié przedmiotami w łeb od telekinetyków, teleportatorzy znikali z klasy do klasy, a w automacie zamiast kawy czy coli dostawało się kisiel. Umierać nie żyć ... Albo to było "żyć nie umierać"? Wolę pierwszą wersję.
Po powrocie z weekendu szybko znów rzuciłam się w wir szkolnych wydarzeń. Na zajęciach z mocy dowiadywałam się całej masy rzeczy, które będę mogła zrobić.
- Ale nie zapominaj Gertrudo, że każda moc wiąże się z tym ... No ... niebezpieczeństwem.
Przyzwyczaiłam się, że mówi na mnie zupełnie inaczej za każdym razem. Kiedyś powiedział nawet Burgunda.
- Musisz uważać by nie być niewidzialna za długo, bo może to wyczerpać twoje siły, a nawet sprawić, że staniesz się niewidzialna do końca życia! - straszył mnie sztucznym głosem ducha. Tsaaa.
Jednymi z dziwniejszych lekcji ... No dobra, co się oszukuję, tu wszystko jest dziwne! Ale w-f to po prostu jakiś dramat, a konkretnie komedia i tragedia w jednym. Koleś uczący tego przedmiotu nazywa się Frank Donut. I znów dziwne nazwisko, ale dobrane do niego idealnie. Ten kolo pochłania tyle słodyczy na jednej lekcji, że starczyło by dla całej klasy! Ale jak tylko biedna Victore Vegas (kolejne pasujące nazwisko - jej ojciec ma sieć kasyn) zapytała, czy może jednego z jego cukierków ... Uch! Pan Donut wstał z ławeczki (ogromny wysiłek) i nagle ba naszych oczach przemienił się w rosłego niedźwiedzia i ryknął na blondynkę całą jej twarz oblepiając śliną. A potem znów stał się człowiekiem, usiadł na ławce (o mało jej nie zarywając) i żarł dalej. Biedna Vegas cała obśliniona i płacząca poszła do łazienki żeby zmyć to z siebie.
Jedynie lekcje języków wyglądały tak jak w zwykłej szkole. Tylko było bardziej na luzie. Michael nie był zbyt surowy, czasem coś z nami pożartował, puszczał nam trochę filmików po francusku i hiszpańsku. Ogółem nawet mnie lubił, nie było z nim problemu. Dawn opowiadała mi trochę o nim.
- Koleś jest ok. Mam z nim trzy lekcje w tygodniu. To najmłodszy nauczyciel w szkole, nawet Dolly - babka od artystycznych - i Lindsay - kucharka - są od niego starsze. A tak w ogóle to słyszałam, że Dolly wychodzi za mąż w grudniu.
Z tą różową landrynką akurat nie miałam lekcji. Jestem artystyczną ofermą więc wolałam już wziąć sobie zamiast tego historię. Miał ją tutaj Bor Odinson (tak, to kolejne pasujące nazwisko).
- Wiecie, że Thor podróżuje rydwanem zaprzęgniętym w kozły? - rzucił zupełnie od czapy kiedy kazał nam otworzyć podręczniki na lekcji o igrzyskach olimpijskich.
Tsaaa. Chodziłam na te lekcje z Cassandrą, bo skończyłam już szkołę, ale historia zawsze mnie fascynowała. I już serio wolałam mieć historię z piętnastolatkami niż gryzmolić na artystycznych z Dolly.
Ale i tak najlepsze akcje były po lekcjach. Razem z Dawn podczas wspólnych wolnych godzin kręciłyśmy się po szkole szukając tajnych przejść. Pewnego dnia wyjmowałyśmy wszystkie książki w bibliotece szukając ukrytego włącznika jak w Scoobu-Doo. I przy małej pomocy Perry uporałyśmy się w pół godziny. A wynik był taki, że udało się! Regał na oddane książki przy biurko bibliotekarza - Bora - skrywał dziurę z widokiem ns kuchnię. Po co Odinsonowi okienko na gary? Cóż był to jednak dowód na to, że w szkole istnieją ukryte przejścia i schowki. Trzeba tylko ekipy, czasu i zaangażowania by je znaleźć. No, ale nie zawsze bywa tak dobrze. Któregoś dnia próbowałyśmy włamać się do gabinetu Romci. Nie było łatwo, ale miałyśmy odrobinę wytrychów i moje doświadczenie, choć wolałam żeby to Dawn otwierała drzwi, żeby się nie zdradzić. Kiedy tylko zamek szczęknął i uchyliłyśmy drzwi uciekałyśmy gdzie pieprz rośnie. Niestety nam się nie udało, bo Renibus zatrzymała nas telekinezą. Tak, ona była w środku. Zafundowała nam takie kazanie, że nie ma przebacz. Za karę (znowu) musiałyśmy pomagać w kuchni przez dwa tygodnie. Jest to dosyć logiczna bo była tylko jedna kucharka - Lucy. Lucy Santiago nie była taką zwykłą kucharka. To była sex bomba w kuchni, ostra jak chili i słodka jak miód. Nic dziwnego, że podkochiwała się w niej połowa starszych uczniów.
- Cześć dziewczyny, co tym razem? - zapytała zamiast powitania nawet się nie odwracając.
- Włamałyśmy się do gabinety Turbanicy, a ona była w środku - odparła Dawn biorąc do ręki szczotkę. Turban lub Turbanica to nowa ksywa Romci i chyba wszyscy wiemy dlaczego. Choć jestem pewna, że włosy jej już niedługo odrosną.
Na sam początek pozmywałyśmy naczynia, a potem zabrałyśmy się za przygotowywanie kolacji. Dzisiaj placki ziemniaczane. Razem z Lucy żartowałyśmy sobie przy pracy. Santiago opowiadała nam o jej szkolnych czasach, kiedy to zamiast pomocy w kuchni karą było wysłanie delikwenta do lasu. Nie miał szans się wydostać.
- Okropieństwo. Wtedy to dopiero odechciewało się szaleć.
Kiedy odpracowałyśmy pierwszy z czternastu dni, zjadłyśmy przygotowane wcześniej przez nas placki i wyszłyśmy się przewietrzyć. Głównie po to żeby pośmiać się z chłopaków, którzy zamiast pomagania w kuchni pomagali woźnemu. Zrzędzenie Ravida przez godzinę to istna katorga. Dla nich, my mamy upaw po pachy.
- Jeszcze tutaj smarku. Ty się nazywasz mężczyzną, ty bezczelna parodio?
Normalnie jeszcze chwila i bym się posikała. Ale wtedy Dowle zwrócił uwagę na nas i przegonił z pola bitwy jakim był trawnik przy lewym skrzydle Akademii. Poza tym miałyśmy iść dzisiaj do "mojego pokoju" i sprawić żeby nie wyglądał jak w sanatorium. Wpadłyśmy we dwie do środka akurat wtedy kiedy Hyena rzuciła butem w stojącą naprzeciw drzwi Vegas. Blondynka uchyliła się przed ciosem i pantofel wylądował prosto na mojej twarzy.
- Uwarzaj sobie! - Odrzuciłam buta właścielce.
- Nie wchodź mi w drogę! - odwarknęła Tris.
Moja piegowata towarzyszka spojrzała tylko na wszystko z szeroko otwartymi oczami. Ja zignorowałam te wieczne kłótnie i podeszłam do swojej części pokoju. Dawn pomogła mi wymienić pościel na taką zarąbistą w czaszki. Na podłogę rzuciłam fioletowy dywanik, a szarą lampkę na biórku zastąpiłam fioletową.
- Myślisz, że możesz rozwalać swoke graty po całym pokoju? Nie ma mowy! - czarnowłosa zołza darła się na Victore.
- Ale ja nic nie zrobiłam - upierała się tamta.
Mimowolnie przysłuchując się rozmowie położyłam na łóżku moją włochatą poduszkę w kształcie serca. Z torby przywiezionej z domu wyjęłam drobiazgi pastę do zębów, fioletową, różową i czarną farbę do włosów ...
- Mogłabyś się uspokoić. O, już wiem! Pokażę ci jogę - świergotała Vic.
... Zestaw ołówków, kilka zeszytów oraz sekretną torbę z zapasowymi magazynkami do pistoletu, gazem pieprzowym, odznaką agentki i małym sztyletem. Takie tam ...
- Ja ci pokażę jogę ty wypindrzona lalko!
Sekretna torba wylądowała pod łóżkiem zanim ktokolwiek to zauważył. Na komodzie postawiłam zdjęcie mamy, Hayley i mnie, a obok czekoladową świeczkę. Mmm ... Klawo jak w domu.
- One tak zawsze? - zapytała Parker.
- Tylko przez godzinę.
Trinity w ogóle nie zainteresowana tematem leżała na łóżku i czytała jakąś książkę. Cassandra siedziała w rogu pokoju z Rodrickiem i obstawiali która z dziewczyn wyjdzie z kłótni zwycięsko. Tenebris miała w ręku kubek z czymś podejrzanie parującym...
- Cass co ja ci mówiłam o kisielu? - zapytałam oskarżycielskim tonem matki.
- Nic mnie to nie obchodzi - prychnęła z wyższością.
- Jesteś uzależniona. Ty wsoki, powiedz jej coś!
- Już mówiłem - wzruszył ramionami.
- Chodź Rodrick, musisz znowu mnie potrenować. - Pociągnęła chłopaka do wyjścia.
Ach, ta głupia miłość ...
- Ej, ej to my się tu kłócimy, więc mordy w kubeł - warknęła Hyena.
- Wynosimy się? - szepnęłam.
Pieguska potaknęła i ulotnilyśmy się z twierdzy. Na dworze widziałyśmy jak Tenebris i Koleś Drabina begają po bieżni. Obeszłyśmy cały żeński akademik, a niedługo potem podeszłyśmy do męskiego. Na tyłach właśnie rozpalano ognisko z okazji ostatniego dnia lata.
- Briana, tutaj! - Hipis pomachał do mnie. Nie mieliśmy wspólnych lekcji więc widywaliśmy się dosyć rzadko, czyli prawie wcale.
- Eric! - Przybiliśmy żółwik. - To jest moja nowa kumpela Dawn. Dawn to Eric.
- Miło mi poznać. - Uśmiech Hipisa był szczery i ciepły. - Usiądźcie. Zioło?
Z dziury w drewienku, na którym siedział wyjął woreczek z białym proszkiem. Razem z Parker grzecznie odmówiłyśmy. On jednak wsypał zawartość do fajki, zapalił i zaczął pykać. Gawędziliśmy sobie spokojnie, schodziło się coraz więcej Selenów, noc ciemniała, a ognisko paliło się coraz mocniej. Był pełen luz ... Do czasu aż po przeciwnej stronie zobaczyłam Chrisa Pello. O.MÓJ.KISIELU! ale on wygląda bosko! Blask ogniska sprawiał, że jego włosy zalśniły, a kolczyk w nosie błysnął. Jego cudowne szare oczy wyglądały jakby tańczyły w nich płomienie. Niebieska koszula idealnie na nim wisiała, a ręce w kieszeniach dżinsów trzymał tak nonaszalancko.
- Ziemia do Briany! Haaloooo!
- Co?
- Śpisz, czy co? Właśnie powiedziałam, że Victore wypłakuje się w ramię mojego byłego chłopaka.
- Jasona?
- Freda! Co się z tobą dzieje, zamieniasz się w Shaggowskiego? - Zamilkła na chwilę, spojrzała w stronę, w którą patrzyłam i mruknęła z zadowoleniem. - Aaa!
- No co?
- Schupałabyś go, hę?
- Ale kogo?
- Nie udawaj, przecież widzę, że ślinisz się na widok Chri...
- Ciii! - pisnęłam. Zerknęłam niepewnie na Hipisa. Ten jednak odużony ziółkami pobrzdękiwał właśnie na gitarze fałszując. Był nawalony, nic nie będzie pamiętać.
- Dalej ci nie przeszedł ten Chris.
- Jaki Chris? - usłyszałam głos po mojej prawej.
Czyli już trzy razy zapomniałam skomentować ten rozdział -_- muszę zacząć brać coś na skleroze.
OdpowiedzUsuńCzemu Briana zajęła kolor. Pięknie jej było w niebieskim :'(
No i już całkiem nienawidzę tej lafiryndy Stone. Nigel jest naprawdę skończonym kretynem. Nienawidzę go tak samo mocno jak tę jego lalunie.
Ci ludzie są tacy genialni, nawet Vegas jest fajna w tym swoim różowym lukrze.
A za końcówkę powinnam była Cię zabić. Jak tak można?! Jak?! Teraz czekaj człowieku aż się dowiesz co się stało.
A i bardzo dziękuję za próby ratowania Cass :) może uda się ją wziąć na odwyk.
Czekam na następny. Mnóstwa kiślu o smaku owoców leśnych i weny.
Całusy :*
Ja też bym musiała.
Usuń;) chciałam pokazać jej prawdziwą naturę.
Cóż to właśnie on wygrał jako najbardziej nielubiana postać.
Łii kucyki!
Muahaha! To mój ulubiony styl.
Nie uda....
Akurat jesteśmy z Kosiarką na odwyku więc sama go skosztuj.
Całusy :*
Tego akurat się nie spodziewałam.Briana w opowieści o Vincencie nie wierzy(pewnie odkąd on pojawił się w lesie przestali tam posyłać za karę uczniów) ale w szkole nader często pojawia się kisiel i to tam gdzie nie powinno go być,Cassy za nim szaleje a od dłuższego czasu się dziwnie zachowuje-Briana dodała dwa do dwóch i dlatego tak zareagowała(to bardzo logiczne ale że to ty Autorko to się nie domyśliłam).Oby się zajęła tą sprawą.
OdpowiedzUsuńBriana uważa kisiel za podejrzany(według mnie) a mimo to go próbuje?Bo uważa,że nie będzie na nią wpływać czy bo jest sobą?
To już chyba się kanon tworzy,że kiedy bohater jest silny,mądry i w ogóle poraża fajnością czegoś domowego mu brakuje(w pierwszym HP Dumbledore powiedział,że zawsze dostaje księgi a nigdy ciepłe skarpetki,receptory zimna w skórze nie zanikają ludziom z wiekiem tylko pozostają do końca).
Rudy w odcieniu płomienia to jaki?Znam marchewkowy i miedzianorudy ale o takim odcieniu to nie słyszałam.
Czyli Brianie z Nigelem romans nie jest jednak pisany.A co do tej sceny-co za świnia z Nigela,że pozwolił na to, nawet jeśli nie słyszał,że Briana słucha.Powinien oberwać za to,zaraz po Stone oczywiście.A Stone to dodatkowo Briana powinna ogolić ten blond łepek skoro tak na niego Nigel leci!
Czy Briana kiedyś miała włosy pofarbowany na burgundowo(o ile dobrze pamiętam to odcień buraczka ale to nie jest brzydki kolor,prawda?) lub kiedyś się na niego pofarbuje?
Ta Vegas to pewnie nie ma najłatwiejszego życia w Akademii Selenu(najpierw Roma,teraz Donut- rozumiem dlaczego,Roma to wiadomo chciała zrobić wrażenie a Donut nigdy wcześniej się nie dzielił to dlaczego teraz ma zacząć?).Choć skoro ma lubiącą ją nauczycielkę(Różową Landrynkę nr 2 )i sama nie należy to przejmujących się osób to chyba nie ma źle.
Bor pewnie lubi sobie dobrze podjeść i mieć blisko źródełko oraz pewnie sam od czasu do czasu pichci coś sobie.
Czy kara w kuchni była dla Briany ciężka bo była karą,bo Briana nie lubi gotować czy sprzątać,bo Lucy nie pozwala się dziewczynom lenić(pomimo,że jest dla nich fajna).
Co by było gdyby któryś z chłopaków przez te teksty Ravida odmówiłby mu pomocy(i sobie poszedł), odpyskowałby mu lub nawet gorzej?
Briana jest tam wtyką a ma przy sobie odznakę agentki?
Czyżby Pello ją usłyszał(Nigel nie zakradałby się na teren Akademii Selenu)?Oj,będzie ciekawie!
Pozdrawiam,weny i wolnego czasu życzę!
Anonimowa 2
No cóż jest tajną agentką musi umieć jak to ujęłaś "dodać dwa do dwóch".
UsuńBo jest sobą i chce spróbować zwyczajnie.
Chyba trochę tak.
To kolor czerwony.
Ooo! To jest dobry pomysł na zemstę. Jestem zaskoczona, że pokazałaś uczucia.
Nie miała, ale przemyślę to.
Tak radzi sobie, nie bójcie się.
Niestety nie zgadłaś.
Bo to kara i nie lubi sprzątać.
Dostałby gorszą karę od Romy. Tak jak powiedziała, ona dopilnuje porządku sama.
Tak, na wszelki wypadek, lub na weekend.
Tu mnie rozgryzłaś.
Dzięki i nawzajem :)