poniedziałek, 18 stycznia 2016

Kocha, lubi, szanuje/ Nienawidzi, niszczy, poluje

Cassandra - "Rozdział II, część II"

 Odstawiłam kisiel. Definitywnie. Nie tknę tego zdradzieckiego...czegoś. Już nigdy nie wezmę do ust kubka z parującym cudeńkiem...Muszę z tym skończyć. Słowa Gabe'a były jak kubeł zimnej wody, a po za tym kiedy usłyszałam Vincenta w mojej głowie to na chwilę mnie zamroczyło i mój nowy przyjaciel faktycznie chlusną mi szklanką wody w twarz...no cóż od tego momentu staliśmy się nierozłączni. Co prawda jest o cztery lata starszy, ale to nie szkodzi.
 Akademia zdecydowanie mi się podoba. Szczególnie niewymagający facet od wf, z którego jestem kompletną sierotą...
Dostałam pokój z Hyeną, Stone, Landrynką i Brie, więc nie najgorzej. Chociaż spędzam z nimi bardzo mało czasu. Czasem też widuję Derecka, ale chyba mnie unika. Odkąd przestałam pić kisiel, Vinc zniknął. Czyżby ten niesamowicie kuszący... to znaczy zwyczajny kisiel, był jego łącznikiem że mną? Chyba tak.
Próbowałam zastąpić go budyniem, ale nie pomogło. Nie pokocham ponownie. Kisiel. Na zawsze w moim sercu...
Odkąd przestałyśmy być z Brie drużyną przestałyśmy się do siebie w ogóle odzywać. Trochę mnie wkurzyła jak przeszukiwała mi torebkę i próbowała wciskać swoje kolorowe włosy w nie swoje sprawy! No ale potem ja pomyliłam ją ze Stone...W każdym razie mam Gabe'a. Oprowadził mnie po szkole i dowiedziałam się dużo ciekawszych rzeczy niż gdy robiła to Roma! Np. te tajemnicze drzwi w jej gabinecie prowadzą do Archiwum X, gdzie znajdują się akta wszystkich uczniów. Podobno są tam też papiery Vincenta...
 Jako, że nie skończyłam jeszcze nauki w normalnej szkole uczęszczam na wszystkie przedmioty. Oprócz tego mam jeszcze dodatkowe zajęcia z Borem Odinsonem. W tym roku jednak będę uczyła się jedynie teorii związanej z moją mocą. Podróżowanie po snach to złożona sztuka. Niewielu ma tę moc. Zdarzały się roczniki, że nie miał jej nikt. Ja jestem tym szczęśliwcem, który może kontrolować alternatywną rzeczywistość jaką jest sen. Profesor mówił, że w przenikaniu  do cudzych umysłów pomoże mi wyobrażanie sobie ich jak korytarza z drzwiami. Mam wybrać odpowiednie, moja wewnętrzna siła ma być kluczem. Wiara i wyobraźnia, to podstawa.
 Ogólnie pan Odinson ma lekkiego świra na punkcie literatury skandynawskiej, o mitologi nordyckiej nie wspominając. Uczy nas historii i angielskiego, na których to ciągle zarzuca nas nie związanymi z tematem lekcji ciekawostkami typu - " Wiedzieliście, że rzemyk przy Mjolinierze był wykonany ze skóry foki?". Przynajmniej wprowadza to jakieś urozmaicenie do lekcji!
Jednak nic nie pobije biologii. Lekcji z Renibus! Na pierwszych zajęciach było "najciekawiej". Najpier coś tam ględziła o tym czego nie toleruje, ale mało kto ją słuchał. Potem kazała przynieść ze schowka dokładny model anatomiczny człowieka. Nie był to kościotrup, tylko niesamowicie dobrze odwzorowany człowiek z tworzywa sztucznego. Jednak skóra zakrywała wszystkie narządy wewnętrzne i cała piątka (tylko tylu nas chodzi na normalne zajęcia) była trochę zdezorientowana. Roma uśmiechnęła się diabolicznie i skinęła swoim kościstym paluchem w stronę modelu. Coś na wysokości klatki piersiowej zaczęło dziwnie falować i dało się słyszeć niepokojące bulgotanie. Szyja sztucznego człowieka straszliwie się poszerzyła i po chwili wypluł własne płuca! Były oślizgłe i niesamowicie realistyczne. Vegas wybiegła z klasy z piskiem. Roma w ogóle się tym nie przejmując kontynuowała pokaz - ponownie kiwnęła palcem. Przez kilka sekund nic się nie działo, a potem z ust manekina powoli zaczęły wy...wypełzać jelita. Długi szarawy sznur, umoczony w podejrzanej i oślizgłej cieczy. Wydostawały się na zewnątrz dość długo. Ale wcale nie opadły na podłogę, zawisły w powietrzu i uformowały odpowiedni kształt. Pstryknęła kościstymi paluchami i wnętrzności z powrotem skryły się we wnętrzu ludzika.
 Roma ogólnie jest raczej z gatunku tych bardziej przerażający nauczycieli. Samo przebywanie w jej gabinecie to podobno istna tortura. Byłam tam tylko przez chwilę kiedy oprowadzała nas po budynku. Nikt kto usiadł na czerwonym krześle nie wyszedł z tego pokoju taki sam...Nikt...i Nigdy...
 Pomijając zwykłe zajęcia i praktyki z mocy mamy jeszcze trochę wolnego czasu. Zazwyczaj przesiadujemy w pokoju gier i zabaw, a ja często chowam się w bibliotece. To właśnie w tym pomieszczeniu uczę się robić ludziom pranie mózgu przez sen.
 Po zakończeniu pierwszego tygodnia lekcji, nikt z mojego roku nie wybierał się do domu. Wszyscy chcieli poszaleć przez weekend w tajemniczym zamku.
 Wybrałam się na spacer do lasu. Szłam spokojnie od drzewa do drzewa. Pod stopami szeleściły liście, zapadał się mech, chrzęściły szyszki. Czuć było zapach grzybów i wilgoci. Plusk spadających kropel, żywe kolory, mocne zapachy, delikatne dźwięki, ale coś nie pasowało. Nie, coś zdecydowanie było nie tak...Zbyt intensywnie, zbyt pięknie. Brakowało...życia. Nie ma zwierząt, nie ma wróbli, dzięciołów, wiewiórek. Nie ma i jakby nigdy miało nie być. Dopiero kiedy w mojej głowie ukształtowała się ta myśl, poczułam się nieswojo. Jakby wszystko umarło. Nawet mrówki...Nic. Tylko pożółkły liść opadający powoli na ziemię. Zaniepokojona szybkim marszem chciałam wrócić do Akademii, zdecydowanie działo się tu coś dziwnego i niekoniecznie chciałam się dowiedzieć co...Ale nie mogłam wyjść. Wyjścia nie było...
Niemożliwe żebym się zgubiła. Może nie mam jakiejś doskonałej orientacji w terenie, ale nie jest ze mną, aż tak źle. Spokój. Przede wszystkim należy zachować spokój. Rozejrzałam się uważnie dookoła i spojrzałam w górę by odszukać słońce i obrać odpowiedni kierunek. Ale Słońca nie było. Postanowiłam polegać na mchu, ale na drzewach go nie było. Wiatru też nie było. Nie było nic co mogłoby pomóc. Zostało mi tylko jedno jedyne wyjście. Iść do Vincenta i poprosić o pomoc. Poszłam.  Długo nie było nic poza drzewami.
 Nagle gdzieś w oddali zamajaczyło światełko. Może nie biegam najwolniej, ale kondycję mam kiepską.
 Światełko okazało się być ogniskiem. Wokoło niego siedziały dziewczyny, ubrane w luźne suknie, a na głowach miały kolorowe wianki. Są pewnie z wioski Selenów, o której to opowiadała nam Roma. Każda miała w rękach gałązkę lipy. Obrywały listki po kolei. Pomyślałam, że grają w "kocha, lubi, szanuje". Ale gdy podeszłam bliżej okazało się, że mruczą coś zupełnie innego "nienawidzi, niszczy, poluje". Kto? i na kogo? Przerażona wykorzystałam to, że nie zwracają na mnie najmniejszej uwagi i uciekłam od nich jak najdalej. Jakieś wariatki. Gdzieś nie daleko musi być psychiatryk. Jak nic. Już wiem skąd urwał się Vincent...
 Usłyszałam za sobą tupot wielu par stóp. Nie odwracaj się, bo będziesz zgubiona. Nie odwracaj, tylko się nie odwracaj. Nie odwróciłam się, ale wyrąbałam się. Zaliczyłam piękną glebę. Oczywiście na jaw wyszła moja średniej jakości koordynacja ruchowa i potknęłam się o mech. O małą i niepozorną kępkę mchu. Nie mogłam się poddać. Musiałam uciec. Dźwignęłam się na nogi. Najlepiej biec slalomem, wtedy istnieje duże  prawdopodobieństwo, że się wywalą. Wiem, bo często stosuję te taktykę, kiedy bawimy się z Henry'm w ganianego.
 Robiłam co tylko mogłam, wciąż biegłam mimo iż byłam bliska wyplucia płuc tak jak to zrobił model na lekcji Romy. Ciągnęłam za każdą niższą gałąź w nadziej, że któraś dostanie w twarz. Dostały tylko dwie. Te najgrubsze i chyba najstarsze. Moje szanse wciąż malały. Tylko właściwie co one takiego mogły mi zrobić? Udusić wiankiem, otruć wilczymi jagodami? Wszystko to jakoś mało destrukcyjne. Ale mimo wszystko wolałam nie ryzykować. W nagłej chwili olśnienia postanowiłam skryć się w jamce na uboczu. Pięknym ślizgiem dostałam się do środka. Kiedy już myślałam, że wszystko w porządku, poczułam jak na ramię skapuje mi ślina, a przy uchu rozlega się warkot. Wrzasnęłam stanowczo za głośno i wyskoczyłam z tego jakże niebezpiecznego "schronienia". Teraz na dodatek gonił mnie jeszcze jakiś zwierzak. No po prostu pięknie. Moje szanse na przeżycie były tak samo wielkie jak na wygranie w totka.
 Byłam coraz słabsza. Oddech przyspieszał, serce waliło, a w oczach mi ćmiło. To koniec. Ewidentny koniec. Cassandra Tenebris zginęła złapana prze leśne koło gospodyń! Obróciłam się do tyłu, by ocenić odległość między mną, a napastnikami. Była niewielka. Gdy z powrotem patrzyłam przed siebie. Jak wybawienie ukazał mi się postawiony pionowo pieniek, a na nim parujący kisiel w kubku z ładnym wzorkiem w tasaki. Ostatnia deska ratunku. Ale nie powinnam, tego nawet dotykać...Ale z drugiej strony, chcę żyć, a zaraz padnę z wysiłku i tyle będzie z mojej egzystencji. Dopadłam drewienka i wlałam w siebie całą zawartość kubka. Gorąco napoju było takie przyjemne...Tak słodko...Owoce leśne, mój ulubiony...
***
 Otworzyłam oczy. Po twarzy i ramionach spływały mi strugi lodowatej wody. Byłam w bibliotece, a obok siedział profesor Odinson.  To pewnie on wylał na mnie wodę. Mimo wszystko wciąż czułam palenie w przełyku od parującego kisielu.
- Co się stało? - spytałam.
- Zemdlałaś. Kazałem ci oczyścić umysł i otworzyć się na myśli innych, a wtedy straciłaś kontakt z rzeczywistością. Myślałem , że poszło ci nad wyraz dobrze i wniknęłaś w cudze umysły, ale po jakimś czasie osunęłaś się na podłogę. Czasem to się zdarza, na początku. Po prostu nie byłaś przygotowana. Następne zajęcia odbędą się za tydzień. I lepiej nie próbuj czytać innym w myślach sama, może się to dla ciebie źle skończyć - pogroził mi palcem.
- Ale dlaczego?
- Powiedzmy, że niektórzy mogą wykorzystać otwartość twojego umysłu, a tego byś nie chciala prawda? - pokręciłam głową i wyszłam z biblioteki.  
 Ktoś właśnie to zrobił. Właśnie wykorzystał ten moment i wkradł się w mój umysł. Czy to wszystko miało odwrócić uwagę od nieproszonego gościa, czy chciał coś sprawdzić? Nie wiem, nie mam pojęcia, ale się dowiem. I teraz już na pewno nie tknę kisielu...a przynajmniej się postaram.
 Wróciłam do Akademika. Dziewczyny siedziały na łóżkach i chwilę chichotały. Brie z nimi nie było.
 Czując się całkowicie wykluczona, powlokłam się na dół, do pokoju wspólnego. Po drodze napatoczyłam się na Gabe'a:
- Widzę, że zrezygnowałaś z "dziewczyńskiej imprezy". Nie chcesz się malować, czesać i robić sobie paznokci? - spytał piskliwym głosikiem.
- Nie, nie chcę. Chcę w spokoju poczytać.
- Nie ma mowy! Wbijasz na naszą  imprezę. Najlepszą ze wszystkich. Będziesz jedyną pierwszoklasistką, której pozwolimy się na niej pojawić...
- Doceniam, ale muszę odmówić, gdyż....
- Przymknij się, proszę i skończ z tym wiktoriańskim stylem mówienia. To niesamowicie wkó...wnerwia. - poprawił się szybko.
- I niby co ja tam będę robić?
- Coś wymyślę. Chodź - pociągną mnie za rękę, a że mięśnie ma spore, to prawie zwalił mnie ze schodów, na których stałam.
 Pomieszczenie, w którym odbyła się ta "impreza" było dość spore, chociaż trudno określić przez migoczące różnokolorowe światełka i śmieci zaściełające całą podłogę. Na środku ustawiono stół i grupka chłopaków  grała w pokera. W pokoju było tylko kilka dziewczyn i wszystkie siedziały na kolanach swoich chłopaków, albo bliższych przyjaciół, czy jak to tam nazwać.  W rogu, do połowy skryci w cieniu siedzieli dziwni goście grający w ruletkę. Wszędzie poustawiano miski z jedzeniem i piciem, pewnie procentowym.... Gdzieś w kącie pomieszczenia wygrywał irytującą muzyczkę automat do gier. Jak już trochę się oswoję z przebywaniem w jaskini testosteronu to na pewno zagram. Jestem świetnym graczem.
 - Widzę, że balanga na całego - wydarłam się Gabe'owi do ucha.
- Klawo jak zawsze - uśmiechnął się i odszedł do kumpli, którzy przywołali go gestem dłoni.
 No to klawo zostałam sama. Nagle trzech osiłków wniosło coś na kształt straganu i ustawili to z tyłu. Za nimi weszła dziewczyna w ogromniastą tacą, wypełnioną niezliczoną ilością małych miseczek. Za nią weszła następna i jeszcze jedna. Poustawiały naczynia na straganie. Na środek wyszedł gość z megafonem w ręce:
- Uwaga, uwaga ludziska! Nadszedł czas na tradycyjny element naszej balangi! Wybór Króla Klawośći. Zwycięzca, będzie miał masę przywilejów. Na przykład pierwszeństwo w kolejce do łazienki niezależnie od tego, o której wstanie - w sali rozległ się pomruk niezadowolenia. W zeszłym roku mi przyszło zdobyć ten zaszczytny tytuł - uśmiechnął się z wyższością do reszty chłopaków, dlatego nie mogę brać udziału w tegorocznych zawodach. Kto stanie w szranki z iście diabelskim napojem? - w pokoju zapanowała grobowa cisza.
- A nie może być Królowej? - spytałam. Gdyby wciąż grała muzyka nikt by mnie nie usłyszał, ale nie grała. I usłyszeli wszyscy.
- Królowej powiadasz? - prowadzący zeskoczył z łóżka, na którym staną by było go lepiej widać. - Nigdy żadna dziewczyna nie brała udziału, ale jeśli tak bardzo chcesz kotku to proszę bardzo - machną ręką w stronę straganu. - Mam nadzieję, że koleżaneczki opowiedziały Ci już historię Vincenta? Bo wiesz nie każdy zdecyduje się na wypicie kisielu....- kilka dziewczyn jęknęło, a rysy samców alfa stwardniały. Napięcie było tak samo gęste jak...jak kisiel.
- Ona nie weźmie udziału - jednym z graczy w ruletkę okazał się być Dereck. Zignorowałam go i ustawiłam się pośrodku straganu. Po lewej i prawej stronie ustawiło się jeszcze czterech chłopaków.
 Prowadzący - Gavin, omówił zasady. Zwycięzcą jest ten, który jako pierwszy pochłonie osiem porcji kisielu.
 Odetchnęłam głęboko. To moja konkurencja. Zdecydowanie moja. Kisiel. Mam doświadczenie. Piłam kisiel przygotowany przez samego Vincenta. Zostanę Królową Klawości. Nie ma innej opcji. wciągnęłam ręce przed siebie, w oczekiwaniu na sygnał obwieszczający początek zadania.
 Rozległ się dzwonek i wszyscy rzuciliśmy się na kisiel. Jakiś cherlawy chłopak pochłaniał wywar łyżeczką. Bez sensu. Przechyliłam miskę i wlałam w siebie zawartość. I następna. I następna. I jeszcze. Czułam pożądanie. Z każdą kolejną porcją chciałam więcej. Więcej. Kisielowy potwór. Straciłam rachubę, ne byłam już pewna jak wielką ilość kisielu pochłonęłam. Nagle cały pokój wypełniły okrzyki, gwizdy i oklaski. Wygrałam? Czy ktoś jednak okazał się lepszy?
- Brawo, brawo moi kochani. Pierwszy raz w historii mamy remis! Rodrick i....jak masz na imię - nachylił się w moją stronę - Cassandra. Proszę o gromkie prawa dla Króla i Królowej Klawości. Korony proszę! - dziewczyny od kisielu przyniosły papierowe nakrycia głowy dla mnie i Ricka. Gość jest ogromny. Ma dwa metry jak nic. Ja nie jestem niska, ale żeby na niego spojrzeć muszę zadzierać głowę. Potrząsną moją dłonią, która przy jego łapie wygląda jak w skali 1:10.
 Na środek przytachano sporą kanapę, na której zasiedliśmy i zrobiono nam zdjęcie. W życiu bym nie przypuszczała, że będę się dobrze bawić na jakiejkolwiek balandze. Ale los lubi zaskakiwać. Kilka osób podchodziło do nas z gratulacjami i ogólnie dobrze się bawiliśmy. Potem Rodrick gdzieś zniknął i zostałam sama. Miałam akurat dobry widok i przyglądałam się jak Gabe gra z jakimś gościem w Breakout.
Postanowiłam, że zadręczać się z powodu przedawkowania kisielu będę później. Potoczyłam wzrokiem po wszystkich zgromadzonych. Szkoda, że już nie potrafię widzieć ich obaw i pragnień, ale się nauczę. Na pewno.
 Gabe chyba przegrał. Z wściekłością walną pięścią w ścianę. Odwrócił się w moją stronę. Oczy miał przekrwione, a wzrok mętny. Na pewno pił.Kiedy szedł w moją stronę zatoczył się kilka razy. Facet, z którym grał również do mnie podszedł. Dereck.
- Pppprzykro mi Cassy....Pppprzegra...ggrałem - zajęczał i opadł na kanapę. Będzie miał potwornego kaca.
- Co przegrał? O CO graliście? - rzuciłam ze złością w stronę sługusa Vincenta.
- Umowa była taka, że jeśli on wygra ja się od ciebie odczepię, a jeśli przegra to on cię zostawi. Co jak co, ale dopilnuję, żeby dotrzymał słowa, a teraz pozwól, że się oddalę i lepiej, żebym cię z nim nie zobaczył, bo jego buźka nie będzie już taka piękna! - odwrócił się i odszedł. A jednak nie jest tak tępy jak sądziłam.
- Gabe w porządku? - szturchnęłam go lekko.
- Odwal się! Mam same problemy przez ciebie. W ogóle się do mnie nie zbliżaj! - Odszedł ode mnie chwiejnym krokiem.
 Co jest? Jeszcze sekundę temu byliśmy przyjaciółmi!
Ale już nie jesteście.


4 komentarze:

  1. Łoo Boziu... (chyba się powtarzam) Cass Królową Kisielu *_* Niebezpiecznie jest z taką ilością, to jest jak trucizna. Niewiarygodnie smaczna, dająca przyjemność, niezwykle pociągająca... Ale jednak trucizna. Co za idiota z tego Gabe'a zakładać się o coś takiego? Kretyn. I to jeszcze z kim? Z Dereckem. Kolejny niedorozwinięty mózgowo... Przecież nikt nie będzie mówić Cass co ma robić. W dodatku zniszczył bardzo dobrze zapowiadającą się znajomość. Nienawidzę... Zacznę obmyślać tortury.. Najpierw się nie odzywa, udaje że nie zna, a potem odwala takie dziwne rzeczy.
    No i ta wizja z początku rozdziału... Czyżby Vincent sprawdzał jak daleko może się posunąć?
    Za dużo pytań, za mało odpowiedzi.
    Czekam na następne. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kisiel to zdradziecka mikstura, nawet sam Mistrz Eliksirów musiałby trochę pogłówkować
      Zagład iście głupi, ale Fabe jest po przejściach, a Dereck ma wpływy... I to różnie pojęte...
      Vincent może wiele, ale jak każdy czarny charakter ciągle chce więcej... =D
      ~MrocznaKosiarka

      Usuń
  2. Po wcześniejszym pomyślałam,że Cass jest telepatką a teraz okazuje się,że tak objawia się jej moc podróżowania po snach(a raczej wkradanie się w czyjeś sny,tworzenia,zmieniania i kontrolowania ich).Całkiem zgrabnie to zostało ujęte.
    Roma umie zrobić wrażenie i łączyć przyjemne z pożytecznym(uczniów nie lubi to daje im popalić na lekcjach edukując coraz to nowe nabory Selenów;w ogóle to chyba ona nikogo nie darzy sympatią).Gdyby nie to,że biologia nie jest obowiązkowa dla wszystkich powiedziała bym,że Roma dba by Selenami zostali(w sensie wykwalifikowania-ukończenia Akademii) osoby o dobrej wytrzymałości psychicznej(lub może ona prowadzi jakiś przedmiot obowiązkowy dla wszystkich ale później wprowadzany?).Ciekawe co by zrobiła gdyby jakaś osoba zemdlałaby lub dostała zawału podczas jej pokazu?Polerowanie stolika,trafienie do jej gabinetu?Pewnie żeby unikać takich rzeczy zostawiła otwarte drzwi.
    Według mnie ta mroczna atmosfera wzięła się z tego,że jej umysł próbował przekazać jej,że ktoś się do niego wkrada oraz tego,że wślizgując się do jej podświadomości Vincent tak ją zmusił do wypicia kisielu(choć to chyba oczywiste).
    Nie pomyślałam o tych dziewczynach(że będą one mruczeć tą wyliczankę).Jakoś mi się tak z Hyeną skojarzyła...Najwyraźniej pojawi się ona później(a mogła już teraz,w końcu sypiają w tym samym pokoju).
    Cass kisiel wypiła we śnie i na jawie, pewnie znów zacznie Vincent działać(i będzie ciekawie choć ta pod jego wpływem Tenebris mi się za bardzo nie podoba).Powinna sobie ona znaleźć jeszcze jakiegoś sojusznika przeciwko Vincentowi(bo Gabe się nie sprawdza w tej roli).Najlepiej kogoś o jej mocy.Wiem,że jej trudno jest dogadywać się z ludźmi i poznawać nowych ale powinna spróbować.
    Jeszcze jedno mnie nurtuje-Vincent działa przez kisiel,jest to rzecz fizyczna,oddziałuje na nią jak używka(już go pokochała, gdyby trzymała się bezpiecznie to penie niedługo zaczęłaby chodzić na głodzie)-w miarę używania będzie się uodparniać na ilości które dotąd pije, aby ją kontrolował Vincent będzie musiała pić go coraz więcej czy działa to inaczej-kontroluje ją jeśli co jakiś czas zje choćby najmniejszą ilość kiślu?
    Gabe postąpił jak idiota-zna ją bodajże dwa tygodnie(nie wiem czy dobrze zapamiętałam)a już myśli,że przewidzi każdy jej krok!Przecież każdy myśli inaczej(a postępuje według tego co wymyśli).A może zrobił tak bo się upił?
    Pozdrawiam,weny i wolnego czasu życzę!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie nie jest telepatką ;)
      Nie wie co by zrobiła w takiej sytuacji, ale przemyślę to i może gdziś, kiedyś taka scena się pojawi =D
      Co do Hyeny to bohaterka Cameleon, więc u mnie będzie kimś bardziej w roli statystki. Sojusznika w pewnym sensie już sobie znalazła ;)
      To nie do końca tak jak z lekarstwami, że w miarę używania się na nie uodpornisz, (co do "wizji" to jeszcze wszystko się wyjaśni, więc nie będę tu spojlerować). Duże znaczenie mają też niektóre składniki, ale o tym też jeszcze będzie. Kisiel to rzecz fizyczna, ale Vinc potrafi wpływać na sferę duchową...
      upił się po prostu, biedak przeholował z % ;)
      Dziękuję i do napisania
      ~MrocznaKosiarka

      Usuń