czwartek, 17 września 2015

Mogę być zakładniczką, ale chcę wygodniejsze krzesło!

Cassandra - "Rozdział III, część I"

- Cześć dziewczyny! Znowu się spotykamy! - oczywiście Lewis z Hipisem, którego imienia nie znam musieli być tu pierwsi!
- Cześć - odpowiadam sucho. - Co tu robicie?
- Próbujemy rozwiązać zagadkę. Jak znam życie to pewnie ty już ją rozwiązałaś, prawda Cassy?
- Może tak, może nie - szkoda tylko, że żaden z nich nie ma zamiaru się stąd ruszyć! Tym razem to chyba ja będę zdobywać składnik bo Brie wygląda i zapewne czuje się tragicznie. Odciągam ją na bok i mówię przyciszonym głosem:
- Zrób coś, żeby sobie poszli! Możesz nawet udawać, że widziałaś statek kosmiczny na niebie, cokolwiek! Byleby się ich pozbyć!
- Dobra odciągnę Hipisa bo widzę, że chyba nie bardzo chce opuścić to miejsce - patrzy wymownie w stronę przeciwnika, który z zapałem obejmuje baobab.
- Jak dla mnie to on może nawet się ożenić z tym baobabem, potrzebuję tylko tego soku! - Briana podchodzi do hipisa i już po chwili oddalają się oboje pogrążeni w rozmowie. Uważnie rozglądając się na boki podchodzę do drzewa. Pojawią się tylko mały problem, w co ja to wleję? A może... wyciągam z torebki buteleczkę z terpentyną. Na dnie zostało tylko kilka kropel, ale i tak przelewam je do zapasowego pojemnika. Wyciągam też mały nożyk do papieru, który wrzuciłam do torby wczoraj z myślą o zadaniach, w których może się przydać. Najostrożniej jak tylko mogę przebijam baobab, z którego gdy tylko podstawię opróżnioną butelkę, obficie wylewa się bursztynowa ciecz o całkiem przyjemnym żywicznym zapachu. Po zaledwie chwili naczynie jest wypełnione po brzegi. Zakręcona mocno butelkę i delikatnie układam w torbie.
Niesamowicie zadowolona z siebie dopiero po sekundzie zauważam istotny problem - nie ma następnej zagadki! Z tego co pamiętam było coś o wysokości. Chyba mimo wszystko muszę wdrapać się wyżej. Przechodzę z gałęzi na gałąź, ale nigdzie nie widzę nic co mogłoby być kartką. Cholera! Gdzie to jest?! Jeszcze trochę a hipis tu wróci!
- Tego szukasz? - wredny głos Lewisa dociera do moich uszu. Spoglądam w dół, faktycznie w dłoni skrywa kawałek papieru.
- Nie dasz mi tego jak cię ładnie poproszę, prawda? - pytam z rezygnacją.
- Nie - odpowiada  z figlarnym uśmiechem.
- Zmuszasz mnie do użycia radykalnych środków! -  oceniam odległość i zeskakuję na ziemię, tuż obok Lewisa. Chłopak nie ruszył się z miejsca ani o milimetr. Pod wpływem jakiegoś dziwnego impulsu, daję mu w twarz. I to tak porządnie. Lewis zatacza się z bólu i oszołomienia. Wykorzystuję okazję i wyszarpuję mu z dłoni kartkę. Zadowolona z siebie ruszam biegiem w stronę wejścia do piwnicy, po drodze ciągnę za sobą Brie. Zdyszane wpadamy do znów pustej piwnicy.
- Mam sok. Pójdę schować go do szafki, ty masz kartkę. Możesz już myśleć nad rozwiązaniem - nie czekając na jej odpowiedź idę do  szatni. Kiedy ostrożnie wkładam butelkę do mojej szafy, zmęczona opadam na ławkę. Nagle czuję jak czyjeś ramiona oplatają moją szyję. Niestety w niezbyt miły sposób. Przechodzi mnie zimny dreszcz. niespodziewanie ten dziwny osobnik podtyka mi pod nos szmatkę nasączoną dziwnym płynem. Jeszcze świadoma, kopię torebkę, którą wcześniej położyłam pod ławką,by jeszcze bardziej ją schować. Lepiej żeby ten "ktoś" jej nie wziął, gdyż w środku jest kluczyk do szafki, w której schowałam sok. To była moja ostatnia logiczna myśl, a potem już tylko ciemność...
***

Niewygodne krzesło i śmierdzi starą kapustą...ble. To pierwsze logiczne myśli, które wyłaniają się z blado-różowej otchłani jaką jest mój mózg. Ciszę przerywa dziwne buczenie i kroki, jakby ktoś tańczył kółko graniaste wokół mnie tylko bez wydawania dźwięków. Z trudem otwieram oczy. Jedyne źródło światła to świece w rękach zakapturzonych postaci. Ich płaszcze są dziwne, jak z worków po ziemniakach. Śpiewają coś coraz głośniej. Po głosach mogę stwierdzić, że to mężczyźni.  Płomienie ich świec wystają z wydrążonych ziemniaków. Co tu się wyrabia!? Dziwni osobnicy, chodzą wokół niewygodnego krzesła, do którego jestem przywiązana.
- Macie mi natychmiast wyjaśnić gdzie ja jestem! - chciałam, żeby to zabrzmiało jak groźba, ale z moich ust wydobył się tylko nic nie znaczący charkot.
 Kiedy kończy się dziwna pieśń, jeden z mężczyzn podchodzi do mnie bliżej:
- Zebraliśmy się tutaj, aby uczcić dzisiejszy dzień. oto przed nami jest klucz do sukcesu, ta dziewczyna da nam moc i chwałę, a także przewagę na Selenami. Czekaliśmy wiele lat, aż wreszcie ten dzień nadszedł! - po tych słowach uniósł swą ziemniaczaną świeczkę w górę, a zaraz po nim inni powtórzyli tę czynność. Nagle wszyscy jak jeden mąż zdmuchnęli płomienie i w pomieszczeniu zapanowała absolutna ciemność. Zaraz potem rozległ się trzask zamykanych drzwi.
- Przykro mi, że musiało trafić akurat na ciebie - pokój wypełnia przyjemne światło, z żarówki dyndającej samotnie na suficie. Teraz mogę się lepiej przyjrzeć pomieszczeniu - kilka kartonowych pudeł i innych rupieci. W kącie za mopem dostrzegam w połowie skrytego w cieniu osobnika płci brzydkiej.  Przydługie brązowe włosy opadają mu  figlarnie na czoło.
- Czy możesz mi z łaski swojej wytłumaczyć co ja tu robię? - mówię zniecierpliwionym tonem.
- Śmiem twierdzić, że siedzisz - odpowiada z uśmiechem.
- No co ty? Nie zauważyłam, wiesz. Chociaż to krzesło jest tak samo wygodne  jak sterta gruzu...W każdym razie, po co zostałam porwana i czy wyjdę z tego cało? Bo na razie to wygląda jakbym miała zostać złożona w ofierze przez jakiś psychopatów! - zdenerwowana zaczynam się szarpać. Z każdą chwilą jestem coraz bardziej zdenerwowana.
- Spokojnie, przeżyjesz. Ze mną nic ci się nie stanie.
- Uwierzę, jak dasz mi to na piśmie!
- Jeśli bardzo Ci zależy - powoli wychodzi z kryjówki i zmierza w moim kierunku, co przy tym tempie trochę mu zajmie bo pomieszczenie jest spore. - Zostaniesz tu góra tydzień, a potem cało i zdrowo wrócisz do domu. Twoi rodzice zostaną o wszystkim powiadomieni. Nic ci tutaj nie grozi!
- Jesteś pewien? Bo ja nie bardzo - wymownie spoglądam na krępujące mnie więzy. To wszystko wydaje się strasznie dziwne.
- Nie mogę powiedzieć ci nic więcej, ale zabiorę cię do twojego pokoju. Uprzedzam, że warunki sanitarne są tu na nie ukrywajmy średnim poziomie - delikatny uśmiech sprawia, że jego rysy twarzy łagodnieją.
 Nowy znajomy podchodzi do mnie i odwiązuje sznury, które bezwładnie opadają na podłogę. Oswobodzona staję na nogi.
 Chłopak prowadzi mnie przez zaciemniony korytarz do małego pokoju. Nie ma tragedii - jest łóżko, maleńkie lusterko, szafka z zardzewiałymi zawiasami, a przy zasłoniętym oknie drewniany stolik i dwa krzesła. Na przeciw drzwi wisi duży olejny obraz przedstawiający pole ziemniaków. Wymownie patrzę to na obrazek, to na mojego niby wybawcę.
- Architekt miał  jazdę na ziemniaczany klimacik - odpowiada zachowując powagę.
 Wchodzę do wnętrza niewielkiego pomieszczenia  - ściany są z żółtego kamienia, tak samo jak podłoga. W rogu pokoju jest pajęczyna z pająkiem, który powoli kroczy na swych cieniuteńkich nóżkach. Zmierza w stronę okna - pewnie chce stąd uciec. Wyciągam rękę ku górze i pozwalam by pająk, wszedł na mą dłoń, ostrożnie podchodzę do okna i zamaszystym ruchem odsłaniam zasłonę. Chwilę trudzę się z jego otwarciem, ale już po chwili pająk zmyka po murze w dół.
 Dopiero teraz mam okazję by przyjrzeć się widokowi. Jest prawie dokładnie taki sam jak na obrazie - pole i ziemniaki. Ziemniaki i pole. No i jeszcze niebo na horyzoncie. Jest późny wieczór, a niebo usiane jest chyba milionem gwiazd. Lubię gwiazdy.  Chociaż tak naprawdę to nie połyskujące diamenciki, tylko ciała niebieskie składające się z plazmy i gazów; świecące jasnym blaskiem na skutek reakcji termojądrowych zachodzących w ich wnętrzu. Ale i tak cudne... Jak tak patrzę na te ziemniaki to robię się głodna. Lubię ziemniaki.
 Odwracam się od okna chcąc zapytać towarzysza, czy będą mnie tu trzymać o suchym pysku, czy dadzą kilka pyr do jedzenia, ale on sobie poszedł, kiedy ja wykonywałam misję ratunkową.
- No to klawo, będę tu sobie siedzieć nie wiadomo ile! - opadam na łóżko, które jęczy pod moim ciężarem. Zastanawiam się czy niby mam się tu zająć. Jedyny pomysł to przeszukanie szaf w nadziei, że znajdę zdechłego szczura i będę mogła nim rzucać po pokoju. Dziwne pomysły mi czasem do głowy przychodzą...
 Nie mam zbyt wiele skrytek do przeszukania - jedynie maleńka szafeczka przy łóżku i większa komoda w rogu pokoju. Najpierw mniejsza szafa, ale w środku jest jedynie kurz. Zniechęcona zamykam ją z trzaskiem, czas na drugą. Pierwsza szuflada - nic, druga - nic, trzecia szuflada - oderwana od reszty ciała głowa, czwarta - nic....Zaraz czy to była głowa?!?!?

Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam. Wiem, że rozdział miał być w poniedziałek, ale po prostu się nie wyrobiłam. Mam nadzieję, że mimo wszystko się spodobał i nie martwcie się, że porzuciłam czytanie waszych blogów bo od dziś zabieram się za nadrabianie i postaram się już na bieżąco komentować!!! Mogą pojawić się literówki!
do napisania
~MrocznaKosiarka  

*Wypowiedzi Brie są autorstwa Cameleon. 

6 komentarzy:

  1. To się przeraziłam. Żeby tak ludzi z ich szatni porywać?! Dobrze, że przynajmniej zdarzyła oddać Brie zagadkę. A niby-przystojniaczkowi się należało. Nie wolno tak traktować dziewczyn XD zwłaszcza jeśli to jest Cass i Briana.
    To porwanie... Naprawdę zaczynam się trochę bać o dziewczyny a zwłaszcza o Cass. Ale nie może być zawsze kolorowo.
    Czekam na wyjaśnienie sprawy w kolejnych rozdziałach.
    Przytulaski :)
    incaligo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiało grozą ;)
      W pełni się z Tobą zgadzam nie zawsze wszystko może być superhiper, czasami muszą się pojawić jakieś ciekawe przeciwności losu.
      do napisania
      ~MrocznaKosiarka

      Usuń
  2. Głowa. Hahahahahahaha! Głowa! Zdechłe szczury!
    Tak, czasem zachowuję się jak psychopatka. Nie, to tego się nie da wyleczyć. Próbowałam - bez skutku.
    Z tym porwaniem to świetni pomysł. Ciekawe tylko czy Brie rozwiąże zagadkę i znajdzie torbę z kluczykiem.
    Czy tylko mi się wydaję dziwne, że do super hiper tajnego miejsca Selenów trafia jakiś psychopatyczny gościu i porywa jednego z uczestników? Czy to może jedno z zadań uciec z jakiegoś ziemniaczanego zadupia?
    Do napisania!
    - Izi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ty porwanie to bardziej skomplikowane i dobrze wiedzieç że nie tylko ja czasem wychodzę na psychopatkę ;)
      Do napisania
      ~MrocznaKosiarka

      Usuń
  3. Nic nie szkodzi,że masz opóźnienie ważne,że rozdział jest i to jaki!
    Jak dziewczynom ktoś miał przeszkodzić to właśnie Lewis i Hipis-to jest chyba przeznaczenie,że jak ktoś zdecydowany zabiera się do czegoś konkretnego to staje mu luzak na drodze,jak jest systematyczny i pracowity to go otaczają lenie.
    Akcja z baobabem poszła dziewczynom nieźle,bicie nie jest w stylu Cass ale Lewis by jej tak po prostu kartki nie oddał,ona musiała coś zrobić.
    Porwanie-tego się nie spodziewałam,konkretnie nie spodziewałam się, że zrobi to ktoś z zewnątrz.Wygląda to tak jakby zrobili wywiad kogo można łatwo porwać albo skorzystali po prostu z okazji,kiedy nikogo obok niej nie było.Ich zamiary są dla mnie niejasne-albo chcą wziąć ten sok z baobabu i zrobić miksturę ,,mocy i chwały''(a ją porwali by się to nie wydało) albo uważają że porywając ją opóźnią konkurs(choć mogliby kazać samej Brianie wykonywać zadania lub zdyskwalifikować Cass za nie stawienie się) albo uważają,że Briana zacznie ją szukać i da to okazje do zdobycia informacji o CIA albo uważają,że Cass potrafi poprzez sny wchodzić w czyjeś umysły i to wykorzystać do szpiegowania a ona jest tego nieświadoma(tu akurat puściłam wodze najdzikszej fantazji). No cóż pewnie się okaże o co tu chodzi,czyja to głowa i czemu tu jest i na koniec czemu zamknęli ją w pokoju bez toalety(chyba że jest tam nocnik)?
    Pozdrawiam,weny i wolnego czasu życzę!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do toalety to hmmm dowiesz się za tydzień, bo szczerze mówiàc też się nad tym zastanawiałam =D
      A z tym porwanie to jedna i pół Twoich teorii jest prawdziwa!!! Zgadłaś!!
      Bardzo dziękuję za wełnę i wolny czas, którego mi ostatnio brakuje...
      Do napisania
      ~MrocznaKosiarka

      Usuń