poniedziałek, 21 września 2015

Balanga z hipisami przy ognisku przyjaźni!

Briana - "Rozdział IV, część I"

- Hej Eric. - podeszłam do Hipisa obejmującego baobab.
- Witaj moja siostro w konkursie. Czy zechcesz się przyłączyć do mojego protestu przeciw zabieraniu drzew ich naturalnej energii życiowej?
- Pewnie będzie ciekawie! - podskakuję z ubawu. - To twój pierwszy protest?
- Och nie! Gdybym miał je liczyć to chyba bym zsiwiał! Ósmy. - oznajmił z uśmiechem.
- Fajnie! A masz dom na baterie słoneczne i pijesz wodę z deszczówki?
- Skąd wiedziałaś!? - zdziwił się.
- Zgadywałam hipisku. A co jeszcze pokojowego porabiasz?
- Pracuję w schronisku z przyjaciółmi. Robimy dzisiaj ognisko przyjaźni, może wpadniesz?
- Pewnie! Mam przynieść zioło do fajki? - zażartowałam.
- W sumie by się przydało bo Susan wypaliła ostatnią porcję w weekend.
 Wytrzeszczyłam na niego oczy. Oni faktycznie ćpają dymek z tych fajek. Może dadzą mi namiary na swojego dealera to go przy okazji zamknę.
- Kiedy i gdzie?
- Może przyjadę po ciebie do domu o siódmej?
- Yyy ... Tsaa. Ok. - mruknęłam z nieciekawą miną pamiętając o tym, że ostatnio podałam mu zły adres.
 Nagle podbiegła do mnie Cassandra i szarpnęła za rękę. Biegnąc ciągnęła mnie za sobą aż do Piwnicy. Dopiero w środku oddała mi kartkę z nabazgraną zagadką i odeszła zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Patrzę na krzywe pismo. Chyba nie należy do mojej partnerki. Próbuję rozczytać ten zawiły kod i udaje mi się to bez przeszkód bo moje pismo też nie należy do najstaranniejszych.
"Łagodzi ból Przyćmiewa zmysły Odbiera mądrość Zaciemnia stan przyszły Pogrążasz się bardziej w otchłani jej czaru W jej spożyciu nie znasz umiaru Konsekwencje bolesne, przyćmione magicznie Na taką biel zawsze patrz tylko krytycznie."
 Yyy ... dziwna ta zagadka.  Hej, a gdzie zniknęła Cassy? Przecież jeszcze przed chwilą siedziała tam na ławce. Może już poszła. Ale przecież teraz jest podsumowanie. Podeszłam do szafek żeby zobaczyć czy nie stoi za nimi i co zrobiłam? Wypierdzieliłam się o pasek od jakiejś torby! Oto cała ja. Hej to torba Cass! Może poszła do toalety. Wyleciał z niej klucz i potoczył się po podłodze ślizgając. Otworzyłam nim drzwiczki bez wahania. W środku znalazłam butelkę z błyszczącym żywicznym płynem. To pewnie ten sok z baobabu. Zabrałam butelkę i podeszłam do stanowiska Romci. Właśnie patrzyła w szufladę najwyraźniej czegoś szukając. A ja wiedziałam czego.
- Ekhm ... Pani Renibus. - powstrzymałam parsknięcie.
- Czego? - warknęła z nad okrągłych okularów.
- Mamy sok i zagadkę. - pokazałam jej butelkę i kartkę.
- No, no, no ... Po raz kolejny zwycięstwo. Albo macie szczęście głupców, albo jesteście sprytniejsze niż mi się wydawało. - mruknęła z uznaniem zapisując mnie i Cass na liście.
 Włożyłam butelkę z powrotem do szafki mojej partnerki. Spojrzałam na torbę dziewczyny. Dyskretnie ją przeszukałam. Musiałam sprawdzić co ją tutaj przywiało. Było tam mnóstwo przyborów plastycznych i jakieś rysunki potworów. Nic wartościowego. Zamknęłam drzwi szafki, kluczyk włożyłam z powrotem do bagażu Tenebris. Gdy chciałam wyjść na zewnątrz znów wyrżnęłam się o tą torbę. Och! Tym razem upadłam na kolana i przetoczyłam się na bok. Wywołało to tak nagły atak bólu, że myślałam iż zaraz zejdę. To chyba nie powinno tak boleć. Nieskutecznie powstrzymałam się od krzyku. Zaalarmowany na pomoc znów przybył Hipis.
- Idź stąd. - wydyszałam na urywanym oddechu.
- Briano co się dzieje?
 Nie zdołałam mu odpowiedzieć. Ból był okropny. Wyciskał poty, zatrzymywał oddech. To nie powinno tak być.
- Boli. - przyznałam.
- Co się stało?
- Wczoraj ... boczna uliczka ... ty ...
- Nie byłaś w szpitalu. - raczej stwierdził niż zapytał.
- Zabierz to. - wyłkałam między bólem.
- Już siostro.
 Wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego auta. Położył moje zwłoki na przednim siedzeniu, zapiął pas i szybko ruszył do szpitala. Gdy tylko zaparkował z delikatnym piskiem opon wyjął mnie i zaniósł na nocny oddział.
- Pomocy! - krzyknął.
 Rozejrzałam się. Po przeciwnej stronie sali zauważyłam właśnie panią Peters pielęgniarkę, która pomagała mi dochodzić do siebie po tamtym wypadku. Gdy tylko mnie rozpoznała ruszyła w stronę Erica.
- W coś ty się znów wpakowała Bella? - zapytała z troską.
- Ojciec ją pobił. Bardzo mocno. - wyjaśnił mój wybawca.
- Clarence! - zwołała doktora i zabrali mnie na noszach do sali operacyjnej.
 zostawiając Hipisa w poczekalni.
 Gdy patrzyłam jak maleje w oddali ktoś zgasił mi światło co oznaczało, że odleciałam. Obudziłam się z twarzą w masce chirurgicznej nad sobą.
- No hej. - powiedziałam.
- Witaj Briano. Jak się czujesz?
- Nic nie czuję . - stwierdziłam zdziwiona.
- Podaliśmy ci znieczulenie. Opowiesz mi coś się stało? - zapytał grzebiąc mi w brzuchu czy coś równie obrzydliwego.
- No tata mnie pobił. Uderzył mnie z pięści w twarz, kopnął trzy razy, rzucił o ścianę, stanął mi na kolanie miażdżąc je.
- Co zrobiłaś, że w ogóle wstałaś?
- Znajomy mi pomógł. Potem wzięłam trzy tabletki przeciwbólowe.
- Nie za dobrze. Miałś krwotok wewnętrzny, na szczęście nie bardzo mocny. Twoje nieszczęsne kolano też nieźle oberwało.
 Wstrzymałam oddech. Z bezgranicznym przerażeniem wymalowanym na twarzy spojrzałam na doktora.
- Spokojnie, będziesz chodzić. - rzekł. Pół roku temu nie był tego taki pewny. - Co do reszty obrażeń to nie są niebezpieczne. Powinnaś za chwilę znów stracić przytomność abyśmy mogli cię operować.
- Chwila! - przypomniałam sobie o Hipisie - Co wie ten koleś, który mnie przywiózł?
- Praktycznie nic. A powinien?
- Przekażcie mu, żeby jechał na podsumowanie i nikomu nie mówił.
- Oczywiście.
 Patrzyłam chwilę na to co robią lekarze. Po chwili zaczęłam się robić senna.
- Zawiadomić twojego partnera? - zapytał lekarz gdy już ciemniało mi przed oczami.
 Och na naszego Chevy'ego, nie! Tylko jego tu teraz brakuje. Jednak zanim cokolwiek powiedziałam osunęłam się w ciemność.
 Ale wali - pierwsza myśł po przebudzeniu. Ochydny zapach leków wdziera mi się do nozdrzy. I coś jeszcze. Ochydna woda kolońska. Nigel.
 Otwarłam oczy, a on już tam siedział. Obok mnie na krześle. Chciałam żeby poszedł. Teraz niech się wypcha. Mógł nie dopuścić żeby to w ogóle się stało.
- Wal się. - jęknęłam przymykając powieki.
- Och Brie! Wszystko dobrze?
- Tak Lace. Wcale nie leżę w szpitalu z krwotokiem wewnętrznym, rozwalonym kolanem i bólem nie do wytrzymania.
- Podam ci morfinę. Uśmierzy ból, ale nie możesz brać za dużo bo się uzależnisz.
"Łagodzi ból (…) W jej spożyciu nie znasz umiaru (…)"
- Normalne jest zabroniona, ale w lecznictwie można jej używać bo przyćmiewa zmysły. - powiedział wyjmując z szafki białe tabletki.
 "Przyćmiewa zmysły (…) Na taką biel zawsze patrz tylko krytycznie."
 No jasne! Morfina! To jest rozwiązanie trzeciej zagadki! Czy Seleni chcą nas zmusić do ćpania? Ale szajbusy.
- Briano powiedz coś.
- Dupek z ciebie.
- Dlaczego? Co się takiego stało?
- Chcesz wiedzieć co się stało!? Zapytaj kolesia, którego znałam tylko chwilę, a jednak mi pomógł. Ty znasz mnie rok i nie kiwnąłeś palcem żeby mi pomóc. A on mnie uratował.
- Od czego?
- Od ojca. Pobił mnie tak, że mogłam wstać. Gdy ty miziałeś się z tą lalką ja nie mogłam się ruszać z bólu! Doczołgałam się po podłodze do kuchni i wzięłam mocną tabletkę przeciwbólową. Dopiero wtedy mogłam wstać. Żeby się ubrać i jakoś funkcjonować musiałam wziąść jeszcze dwie.
- Ja ... - Lace patrzył na mnie pustym wzrokiem. Nie docierało chyba do niego co ja przeżywałam kiedy on bawił się w najlepsze.
- Skumałeś? Klawo, to możesz wyjść.
 Wstał. Wyszedł z pokoju przeczesując nerwowo włosy rękoma. Mechanicznie wyciągał papierosa z kieszeni. Ja opadłam na poduszki. Rozmysłałam nad naszym zadaniem. Ziarenko papryczki chwili, sok z dającego życie baobabu, morfina. Co łączy te wszystkie składniki? A może właśnie trzeba je połączyć ...
- Och Bella ty mała urwisko. - pani Peterson przerwała moje rozmyślania wchodząc do pokoju.
- Dzień dobry ciociu. - tak kazała na siebie wszystkim mówić - Ciocia Lucy.
- Dla ciebie chyba nie najlepszy słonko.
- Zależy kiedy stąd wyjdę. - wyszczerzyłam się w uśmiechu. - Mam być dzisiaj na imprezie.
- Ocho! A z kim?
 Takim oto sposobem kochana Cioteczka dowiedziała się wszystkiego ode mnie. Już wcześniej wiedziała, że jestem agentką więc mogłam jej wyjawić moją misję. Nie zdradziłam jej tylko składników.
- A myślałam, że ten Nigel to porządny chłopak. - rzekła pielęgniarka z zawodem.
- Ja też. Co za palant.
- Może jednak coś z niego będzie. Musisz dać mu szansę, to był tylko jeden raz. Sama mówiłaś, że go nie do końca znasz. W takim razie musicie się lepiej poznać by na sobie polegać. Trzeba umieć przebaczać.
- Dzięki Ciociu.
- A co do wyjścia na imprezę to chyba zdążysz. Powinni cię wypisać za godzinę.
- Dziękuję.
- Drobiazg słonko.
 Opuściła drzwi pokoju, s ja sięgnęłam do szafki po morfinę w tabletkach. Tak jak obiecała godzinę później ja też opuszczałam pokój. Gdy wychodziłam przed drzwiami stał Nigel, a za nim zauważyłam naszego Chevy'ego. Musiał go odebrać u Selenów.
 Podeszłam i z zaskoczenia wskoczyłam mu w ramiona. Zastanawiałam się też nad daniem mu z liścia.
- Och, a to z jakiej okazji? Jeszcze dwie godziny temu nie chciałaś mnie widzieć.
- Trzeba umieć przebaczać. - powtórzyłam jemu i sobie słowa Ciotki Lucy.
- Cieszę się, że jesteś dla mnie taka łaskawa.
- Prawdziwa ze mnie Matka Teresa z Kalkuty. - zażartowałam.
 W samochodzie okazało się, że zabrał od Selenów także moją torbę. Zanim wróciliśmy do niego na chatę, wstąpiłliśmy do mojej mamy i siostry w hotelu. Dowiozłam im jedzenie i porozmawiałam.
- Już nie wrócimy do domu? - zapytała Hayley.
- Kiedy zamkną tatę wrócimy.
 Mieliśmy już wracać kiedy Nigel skręcił w złą ulicę.
- Zapomniałeś jak dojechać do własnegp domu?
- Och nie. Pomyślałem sobie, że wstąpimy na kolację do Ala skoro nic nie jadłaś. - jalby ma potwierdzenie mój brzuch wydał głośne burczenie rozpaczy i głodu.
- Mój brzuch sié z tobą zgadza.
 Zjedliśmy chińszczyznę rozmawiając i przekomarzając się jak za starych dobrych czasów, czyli przed wczoraj. Udało mi się nawet trafić go kawałkiem kurczaka wystrzelonym pałeczki. Wróciliśmy do niego. Umyłam sié i przebrałam w zwiewną sukienkę w czarno białe kwiaty. No co kwiaty to kwiaty. Buty miałam srebrne na koturnie i korku. Różowe włosy spięłam po bokach.
- Gdzie się stroisz?
- Na imprezę do hipisów.
- Haha!
- Ale ja mówię serio. Przyjedzie po mnie Eric i pojedziemy na ognisko przyjaźni.
- Briana! Przecież na takich imprezach biorą narkotyki.
- Masz mnie za głupią? Oczywiście, że wiem. Oni pewnie też będą ćpać. O chyba już jest! - powiedziałam spojrzawszy na zegarek. Wzięłam torebkę i wyszłam.
- Briana! - zawołał za mną Nigel.
 Podeszłam do samochodu Hipisa zatrzymującego się niedaleko. Mój znajomy wyszedł z pojazdu i stanął przede mną zasłaniając mnie przed Lacem.
- Wyluzka brachu on jest w porządalu. - poinformowałam Erica.
- Och. Sorka bracie. Eric Wiliamsen. Pokój z tobą. - popukał się w pierś.
- Yyy ... Witam. Czy zabierasz Brianę na przyjęcie na krórym będą narkotyki?
- No właśnie gadałem z nią dzisiaj o tym. Susan zużyła wszystko więc muszą wystarczyć naturalne zioła i pety.
- Masz ją przywieźć z powrotem o dwudziestej trzeciej. A jeśli coś jej się stanie osobiście wsadzę cię do więzienia i zamknę za tobą kraty.
- Wyluzuj koleżko. To będzie klawa balanga. - pomachał w powietrzu dwoma palcami.
- Rany Nigel zejdź z niego. Umiem o siebie zadbać. Choć. - pociągnęłam Hipisa do wozu, a on jeszcze krzyknął coś o pokoju zanim wsiadł i odpalił silnik.
- Straznie nerwowy ten twój brat.
- Skąd wiesz, że jest moim bratem?
- To widać po tym jak o ciebie dba. Dobry człowiek chociaż przydałoby mu się kiedyś pożądnie zajarać żeby wrzucić na luz.
- Święta racja. - przybiliśmy piątkę.
 Jechaliśmy na nabrzerze. Eric zaparkował auto przy jakimś lesie i wyjmując koszyk z bagażnika ruszyliśmy w jego głąb. W końci doszliśmy do plaży, na której przy ognisku siedziało trzech mężczyzn i dwie kobiety.
- Pokoik! - przywiali się.
- Hej ludzie. To jest Briana nasza nowa ziomala. - przedstawił mnie.
- Witaj. - każdy po koleji mnie lekko przytulał.
 Czułam się trochę speszona, ale od tych ludzi przebijała tak wielka serdeczność, że od razu ich polubiłam.
- To jest Susan. - Eric wskazał na długowłisą brunetkę z cieniami pod oczami. - To Carin. - pomachała mi krótkowłosa blondynka. - Peter. - chłopak z lenonkami poprawił swoje przetłuszczone włosy. - Ivan. - facet w kręconych włosach. - Oraz Trevor. - facet z czarnymi włosami i gęstym wąsem był chyba najstarszy w grupie. Wyglądał na ponad trzydzieści, podczas gdy reszta grupy była około dwudziestki.
- Witamy w naszym gronie. Zapalisz fajkę pokoju? - Carin podała mi długi, rzeźbiony kij z otworami po obu stronach. - W środku jest mięta i rumianek. - szepnęła.
 Przyłożyłam usta do drewna i dmuchnęłam. Z dugiej strony wypadłu zmielone liście i mały węgielek. Wszyscy zaczęli pokładać się ze śmiechu.
- To się ciągnie. - oznajmił Ivan.
- Aaa! Ależ ze mnie gapa. Chyba wolę sobie odpuścić bo jeszcze będę mieć ten węgielek w przełyku.
 Siedzieliśmy przy ognisku, śpiewaliśmy szanty, Eric grał na gitarze. Opowiadaliśmy dowcipy, a hipisi palili fajkę.
- Masz śliczne włosy. - oznajmiła Susan nieobecnym głosem. Zaraz potem spadła z pniaka na którym siedziała i zaczęła chrapać.
- Uuu! Impreza! - wykrzyknął Peter. Podbiegł do brzegu jeziora, zrzucił ciuchy i wbiegł do wody. Po chwili dołączyła do niego Carin. Hipisi to totalne świry. Klawi ludzie!
- A wtedy ona ... Haha! Hahahaha! - Ivan zaczął się pokłdać ze śmiechu.
- Tak oto zieloni kończą zabawę. - skomentował Trevor. - Podobało ci się Briano?
- Pewnie! Jesteście klawymi ludźmi! Ostro się z wami baluje
- Miło mi to słyszeć. Pokój z tobą! Do zobaczenia następnym razem.
- Jasne, musimy to powtórzyć. Pokoik! - pomachałam palcami w powietrzu i razem z Ericiem wróciliśmy do auta. Podczas drogi rozmawialiśmy o jego przyjaciołach.  Są dla niego jak rodzina. Dojechaliśmy do S Morgan St. trzy minuty po jedenastej.
- To do zobaczenia jutro na zadaniach.
- Właśnie Briano. Przez cały tydzień nie będzie spotkań. Mamy przez ten czas zdobyć rozwiązanie zagadki. Powodzenia. Pokoik!
 Odjechał. Gdyby tylko wiedział, że ja tą morfinę już mam ... Podeszłam do domu Nigel'a. Gdy tylko przekroczyłam próg gospodarz stanął przede mną z surową miną.
- Spóźniłaś się.
- Trzy minuty! Rany Lace ogarnij się!
- Aż trzy minuty. Nawet nie wiesz jak się martwiłem.
- Martwiłeś się? - zapytałam zbita z tropu.
- Yyy ... Tak. - odparł zmieszany. - Obchodzisz mnie. Bardzo mnie obchodzisz. Jesteś dla mnie bardzo ważna. - pochylił się nade mną. Zbliżał się powoli. I ... ucałował mnie w czoło. - Jak siostra. Dobranoc.

Ciotka Lucy Peterson

10 komentarzy:

  1. Okej Nigiel troszeczkę się zrechabilitował, ale nadal mam do niego uraz.
    Impreza wśród hipisów XD można było się spodziewać, że tak to się skończy. Przynajmniej się odezwała od tego co się dzieje :)
    Serio nie zauważyła że Cass coś długo nie wraca z tej łazienki? Nie było to dla niej dziwne?
    A z pielęgniarki super babka. Miałaś świetny pomysł. Jak zawsze. Ciekawe czy gdyby nie wizyta w szpitalu to czy Brie (czy tylko mi się to kojarzy z serkiem?) by tak szybko odgadła zagadkę.
    To czekam na dalsze wpisy, już nie mogę się doczekać tak nawiasem mówiąc.
    No ten tego miałam jeszcze coś napisać... Nie pamiętam co. Trudno.
    Przytulaski, mnóstwa czasu i weny życzę kochana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja? Ja się zrehabilitowałam?
      No pewnie! Klawa balanga po całości! XD
      Nie wracała trochę długo, potem zabrali ją do szpitala.
      Och dziękuję. Może by zgadła kiedy hipisi narzekali na brak tej substancji.
      Och tak! Jak my wszyscy!
      Każdemu się zapomina. Mi zwłaszcza ;)
      Ja również i dziękuję za szybki komentarz
      ~ Cam

      Usuń
  2. Blog został dodany do Katalogu Euforia.
    Pozdrawiam, taasteful. ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny rozdział ,,towarzyski'', że tak powiem, jest on ciekawszy od poprzedniego tego typu ale to chyba dlatego, że mamy tu lepsze towarzystwo, nie dlatego ,że to Briana(Cass też jest ciekawa towarzysko ale tacy towarzysze jej się trafili, że....).
    Fajni Ci hipisi, nieźle się też bawili(chyba wszyscy lubią zabawy przy ognisku,zależy to pewnie od wspólnego śpiewania i zadowolenia wypływającego z konsumpcji kiełbasek). Mięta i rumianek?Czy były jeszcze jakieś narkotyki oprócz tego czy tylko to plus wpływ towarzystwa i odpowiednich tematów(oraz wypływającej z tego głupawki). Gdzieś przeczytałam, że niektórzy ludzie to się potrafią narąbać nawet herbatą(i to pewnie chodziło o zwykłą a nie zieloną bo zielona zawiera dużo więcej teiny od innych i przy niej to stwierdzenie nie miałoby sensu) więc wpływ towarzystwa może też być ważny
    Nie podejrzewali, że Briana może być wtyką?Ja wiem,że ona jest wyluzowana i szalona ale przecież powszechnie wiadomo,że policja chce się pozbyć problemu narkotykowego na wszelkie sposoby a tajny agent ma przede wszystkim...nie wyglądać jak tajny agent.Może przy swoim wyluzowaniu stwierdzili,że po prostu dziewczyna robi to po raz pierwszy i nie trzeba się przejmować wpadką.Z Briany tutaj nawet wylazł wewnętrzny policjant ale bez dowodów nie będzie tutaj robić afery?W szpitalu pewnie zbadają jej krew to się okaże czy to były tylko niewinne zioła(na kontroli czy wszystko jej się dobrze goi..o ile na nią szybko pójdzie).
    Już sobie wyobraziłam jak Nigel przychodzi do niej o 23.05, pakuje Erica w kajdanki do samochodu a potem ciągnie go do aresztu za ucho i zamyka go w nim.
    Fajny chłop z tego Erica,ma on też szczęście, że znalazł pasje, która poświęca całe swoje życie.Tylko czy baterie słoneczne nie są przypadkiem drogie?Skąd on znalazł na nie pieniądze?Praca w schronisku chyba nie dostarcza mu aż takich dochodów.
    Lepiej żeby Briana nie mówiła tak przy Cass tak jak pomyślała na jej rysunki to z pewnością oberwie za to,choć pewnie tylko słownie lub strzeleniem focha.
    Czy Briana nie uważała na lekcjach biologii?Przy zmiażdżonym kolanie nie powinna w ogóle móc chodzić,dobrze chociaż ,że się o nie martwiła.
    No i wreszcie sobie wyjaśnili(wiem,że ta sprawa była rozdział temu ale nie mogłam się powstrzymać by tak napisać). Briana wyjaśniła jemu co było,on to zrozumiał(i nie wiedział co powiedzieć a na końcu określił swój stosunek do niej;do pełnej szczęśliwości brakowało mi tylko tego,żeby jej wytłumaczył, że do zadowolenia życiowego potrzebuje seksu i panienek(o ile tak jest),Briana nie poczuje się zbyt szczęśliwa tym stwierdzeniem ale jak kolejny raz zobaczy Nigela w takiej sytuacji to nie będzie aż tak jej nieprzyjemnie;zresztą nie można chyba wymagać perfekcji w tych sprawach od facetów.
    Na początku czytając zagadkę myślałam,że tu o sen tu chodzi potem domyśliłam się,że o narkotyk(w zagadce mowa o uzależnieniu i złym wpływie na organizm) ale jaki bym nie zgadła.
    Do mojej pełnej szczęśliwości brakuje tylko bardziej rozwiniętego wątku rodziny,było trochę za mało Hayley(skoro się odezwała) ale nie jest tak przebojowa jak Briana więc się za bardzo nie czepiam,na szczęście była tu Ciocia pielęgniarka.
    Pozdrawiam,weny i wolnego czasu życzę!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż trzeba umieć sobie urozmaicić akcję ;)
      Tak oni potrafią się bawić nawet bez jakichkolwiek wspomagaczy.
      To hipisi! Oni przecież wierzą w dobre intecje każdego.
      Haha!
      No nie, ale jak ktoś chce to potafi.
      Gdyby to zrobiła to powinniście wiedzieć, że Cass nie potrafi się długo fochać.
      I Briana i ja nie uważałyśmy na biologii ;)
      Faceci...No nie są perfekcyjni, ale Briana i tak jest nim zawiedzona.
      No cóż Brie miała szczęście, że Nigel jej powiedział ;)
      Och tak cioteczka. A to pełne szczęście może nadejdzie bo niedługo Brie będzie musiała pogadać z mamusią.
      Dziękuję i nawzajem
      ~ Cam

      Usuń
  4. Czy tylko ja jestem takim geniuszem co nie zauważa postów o czasie? Ej no, lol! To nie fair!
    Imprezka u hipisów fajowa, czekam na kolejną.
    Haha! Tak czytam i myślę on ją pocałuję? Przecież to nie w stylu gada. I miałam rację xD.
    Szyko rozwiązała zagadkę. Niezła jest! Morfina, ciekawe...
    Te szpitalne cioteczki...
    Weny!
    - Izi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha =D ale już zobaczyłaś i skomentowałaś!
      Brie też ;)
      Dokładnie XD
      Jakby to Hubcio powiedział "haszysz" ;)
      Hah, miłe i pomocne
      Nawzajem
      ~ Cam

      Usuń
  5. Hej :D zarąbity rozdział. Hipis jest cool. Dobrze, że przywiózł ją do szpitala, a Nigiel niech wraca do swej loszki. Głupek. Świetne opisy i porządna dawka humoru. Uwielbiam :D
    PS. Dzisiaj ukaże się nowy rozdział na moim blogu :D. Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję =D Hipisi są zawse cool i dobroczynni. A co do Nigela, to jeszcze będzie ciekawie. Ja też uwielbiam humor, więc staram się go dodawać na tyle na ile umiem.
      PS. Wow, już lecę

      Usuń