wtorek, 10 stycznia 2017

Ucieczka z koszmaru

Michael  - "Miniaturka"


 Zamach i plask! Dźwięk grubego skórzanego pasa udeżającego w nagą skórę słychać było przez cienkie drzwi łazienki. Udeżone miejsce natychmiast zabarwiło się na czerwono, a jęk był tak oczywisty jak ślady po pasie. Był to odgłos niemal zwierzęcy, pisk wymieszany z jękiem, jęk brzmiący jak wycie i wycie zmieszane z duszeniem. Kolejny świst powietrza i nowy plask pasa wraz z towarzyszącym mu jękiem. Każdy kolejny cios objawiał się cichszą reakcją, aż wreszcie słychać było już tylko chrapliwy oddech ofiary i dyszenie bijącego.
- Może za dwudziestym razem się nauczysz. - Przez dziurkę od klucza widać było jak mężczyzna kredą kreśli kolejną pionową kreskę na ścianie, nad koszem z brudnymi ubraniami. Następnie sięgnął po klamkę, lecz podglądacz już dawno się odsunął. Już dwudziesty raz w tym miesiącu.
 Gdy niski rudy mężczyzna przeszedł korytarzem, do łazienki wszedł nastoletni chłopak jeszcze chwilę temu zaglądający przez dziurkę od klucza. Spojrzał na pobitego kompana leżącego bez koszuli na zimnych, popękanych płytkach. Na jego ciele wyraźnie malowały się czerwone pręgi - wyniki kary. Wyższy chłopak podał mu rękę, lecz ten ją odrzucił i chwiejąc się na wątłych ramionach oraz opierając o ubikację dał radę wstać. Podszedł do umywalki i odkrecając zimną wodę zamoczył w niej rękę.
- Nieźle ci się oberwało, młody. Za co tym razem?
- Nie twoja sprawa.
- Spokojnie. - Chłopak uniósł ręce. - Ja tylko próbuję ci pomóc.
 Jednak Młody milczał. Starszy z chłopców próbował jakoś złagodzić jego ból, jednak żaden pomysł nie przychodził mu do głowy. Nagle spostrzegł małe czerwone ciapki na betonie odsłoniętym przez pękniętą płytkę. Krew.
- Młody... Co się stało zanim zadał ci pierwszy cios pasem? - Po długiej chwili milczenia ponowił pytanie lecz i tym razem nie było odpowiedzi. - Młody, gadaj!
- Kopnął mnie - pisnął tak cicho, że ten ledwo go usłyszał.
- Kopnął cię tak mocno, że plułeś krwią? Co zrobiłeś? ... Michael?
 Dzieciak spojrzał na niego szklanymi od strachu oczami. W jego dziecinnej twarzy była niewinność, a zielone oczy błyszczały przerażeniem. Michael zakręcił kran kościstymi palcami. Patrząc na jego obnażoną pierś można było policzyć mu żebra, był wychdzony, a okrągłą twarz miał zapadniętą. Chłopak przez chwilę pożałował, że zadał pytanie.
- Zeszłem do piwnicy w czasie obrzędu. I zobaczyłem... zobaczyłem...
 Chłopak już wiedział co zobaczył jego młodszy kuzyn. Tego dnia był ostatni dzień miesiąca, wtedy zawsze składano ofiarę. Ofiarami były zazwyczaj ziemniaki palone w, ogniu oraz... przypalanie rąk kobietom. Ich matki były siłą zaciągane do piwnicy pod klasztorem i przypalano im ręce do czarności. Krzyczały, kto by nie krzyczał. Prawie palono je żywcem. Chłopak powstrzymał odruch wymiotny, widział obrzęd pewnego razu przez okno piwnicy. To było okropne.
- Cory, czemu oni to robią?
- Żeby ofiara z ich bólu umocniła...
- Nie. Dlaczego oni na prawdę to robią?
 Michael mimo swojego dziecięcego jeszcze wieku, rozumiał więcej niż niejedni Iryci należący do Bractwa. Wiedział, że bzdury o ofierze z bólu w zamian za pomyślność nie były prawdą. Iryci nie posyłali ich do szkoły, tylko uczyli po swojemu, więc Cory był teraz na poziomie edukacji dziesięciolatka, mimo iż miał 17 lat. Natomiast Michael miał już 13 lat, lecz wyglądał na nie więcej niż 10. Większość ludzi go lekceważyło, włącznie z jego ojcem - Romanem Renibusem przywódcą Irytów. To właśnie on po raz kolejny ukarał swojego syna za nieposłuszeństwo.
- Nie wiem. - Odpowiedział Cory nie całkiem szczerze.
- Bo ja powiedziałem im... Powiedziałem, że nie mają komu składać ofiar. Tata powiedział, że jemu, bo jest bogiem, ale przecież nie jest.
- O matko, chyba nie powiedziałeś tego na głos?
- Powiedziałem.
 Cory przyjrzał się kuzynowi dokładniej. Na żebrach już miał ogromnego siniaka, był zagłodzony, plecy miał czerwone, a przy brwi ślad po czymś co mogło być jedynie ciosem z pięści. I tak miał szczęście - pomyślał chłopak. Roman musiał się śpieszyć na dokończenie rytuału. Nagle Michel spojrzał na niego oczami teraz już nie pełnymi strachu, lecz gniewu.
- Ucieknę stąd.
- Nie dasz rady. Nie rób tego, bo będzie z tobą całkiem źle.
- Dam radę, ucieknę. - Jego twarz wyrażała determinację i siłę, lecz był tylko dzieckiem. Tutaj nie miał szans, a gdy Iryci go złapią będą bezwzględni. Cory chciał mu powiedzieć, że zginie, jednak nie zdobył się na odwagę.
 Tego wieczora Michael został zamknięty w piwnicy za karę. Nie był tu po raz pierwszy. Właściwie to już jego dziesiąta noc w piwnicy. Był już przyzwyczajony do smrodu, wilgoci i zimna. Prycza praktycznie należała do niego. Nikt inny nie był na tyle głupi lub odważny aby przeciwstawiać się Irytom. Już prawie udało mu się zasnąć, gdy usłyszał kroki na kamiennych schodach do podziemi. Przestraszony przycisnął się do kąta pokoju. Myśli galopowały mu niczym rumaki na wyścigu poganiane batem przez adrenalinę. Co zrobić? Jak przeżyć? Dlaczego po niego idą? Czyżby Cory zdradził im, że chce uciec?
 Nagle pukanie do drzwi. Przez kratkę w okienku Michael zobaczył twarz kuzyna. Uff!
- Przyniosłem ci jedzenie. Jeden ziemniak i pół kiełbasy. Mało, ale i tak lepsze to niż nic.
 Przez dziurę u dołu drzwi wsunęła się do środka chusteczka z resztkami. Młody podszedł do niej i z zachwytem rozwinął. Od razu pochłonął całą jej zawartość.
- Jakoś nie widzę żebyś uciekł.
- Jeszcze kilka chwil. Chcesz iść ze mną?
 Cory otrząsnął się zaskoczony. Nie myślał, że dzieciak mówi poważnie. Chwilę milczał rozważając taką propozycję.
- Idę.
 Michael spojrzał przez okienko na Cory'ego. Uśmiechnął się chyba po raz pierwszy w życiu.
###
 Czekali, aż dorośli zasną, a wtedy więzień jednym sprawnym ruchem wyjął kratkę z okienka. Starszy chłopiec wślizgnął się przez Ne do środka. Z tamtąd wystarczyło już tylko wyjąć obluzowany pręt w oknie i obaj chłopcy przebiegli przez porośnięty haszczami ogród. Poczuli się wreszcie wolni! Niesamowite! Michael uśmiechał się promiennie przemierzając pole ziemniaków rosnące za klasztorem. Deptali po pracy ojców i wójków Irytów. Byli wolni, uciekali wreszcie z tego więzieni. Traktowano ich tutaj jak niewolników, bito za nieposłuszeństwo, kazano wykonywać ciężkie prace, uczestniczyli w pokręconych rytuałach. To był harem, to była sekta. A im udało się uciec. Byli szczęśliwi, najzwyczajniej w świecie szczęśliwi.
- Stójcie!
 Machinalnie sie się zatrzymali. To był rozkaz, a oni całe życie wykonywali rozkazy. Zrobili to automatycznie, a to kosztowało ich cenne sekundy. Jednak gdy zobaczyli za sobą goniących ich Irytów, ruszyli do przodu z nową energią. Musieli stąd uciec!
- Chłopcy, natychmiast wracać do domu!
- To nie jest masz dom! - Michael porwał z ziemi ziemniaka i rzucił nim w wujka, tuż za plecami Cory'ego.
 Nie miał czasu sprawdzić czy trafił. Był mały, a mimo to wiedział, że musi teraz tylko biec. Więc biegł że wszystkich sił. Nagle usłyszeli strzał. Buf! Cory pociągnął go i razem upadli na ziemię wśród krzewów. Las był bardzo blisko, wystarczyło kilka kroków do wolności.
- Wyjdźcie, i tak was złapiemy.
 Cory przyłożył palec do ust. Nie mogli się zdradzić. Słyszeli jak Iryci przetrząsają krzaki w poszukiwaniu zbiegów. Ich ucieczka już nie wyglądała tak kolorowo. Byli cal od śmierci. Kuzyn wziął leżący na ziemi kamień i rzucił go kilka metrów od nich by zmylić Braci. Wtedy nagle popchnął Michaela do przodu w las, a sam był tuż za nim. Jednak to nie wystarczyło. Padł kolejny strzał i chłopcy znów polecieli na ziemię. Michel starał się nie oddychać, lecz Cory... On już nie oddychał. Chłopiec z przerażeniem zobaczył czerwoną plamę na plecach kuzyna. Siedemnastolatek miał rozszerzone oczy jakby ze zdziwienia.
- Biegnij, to twoja ostatnia szansa - wycharczał, a potem bezwładnie opuścił głowę na ziemię.
 Michael zrobił to o co prosił go kuzyn, zaczął się czołgać, a potem pobiegł przez las. W oczach miał łzy, lecz udało my się biec szybciej niż kiedykolwiek. Nie przewrócił się na nierównym gruncie, lecz biegł. Nie mógł uwierzyć w to czego przed chwilą był świadkiem. Iryci - ich ojcowie, wujkowie, dziadkowie - właśnie zabili Cory'ego! Jeszcze dzieciaka, krew z ich krwi. Przerażony chłopiec miał teraz jeszcze większą motywację by uciec od dawnego domu. Biegł i biegł. Nie wiedział już ile. Prawie zapomniał, że ktoś go goni. Chciał tylko być jak najdalej od tamtego miejsca. W końcu las zaczął ustępować. Nagle przed Michaelem pojawił się budynek. Pobiegł do drzwi i zaczął walić w nie pięściami.
- Pomocy, pomocy!
 Nagle drzwi się otworzyły i stanęła w nich starsza kobieta o rudych włosach, w szlafrok oraz okularach do czytania na nosie.
- Co się stało? Kim jesteś dziecko?
- Jestem Michael Renibus, niech mi pani pomoże.
 Kobieta wytrzeszczyła oczy słysząc jego nazwisko i natychmiast wpuściła go do domu uważnie rozglądając się przed zamknięciem drzwi. W środku zrobiła mu herbatę i chłopiec opowiedział jej wszystko. Kobieta okazała się jego ciotką - Romą Ronibus - lecz nie była to jedna z tych, które siedziały zamknięte w haremie. Ona zaopiekowała się swym bratankiem i od tamtej pory Michael mieszkał u niej.

2 komentarze:

  1. Wiedziałam, że Roman Renibus jest dziwny ale że jest aż tak porąbany to nie pomyślałam,ciekawe jak to z nim było - rodzice Romy i Romana wychowywali ich pewnie w duchu przyzwoitości i pod ostrą dyscypliną(Romę zapewne jeszcze bardziej bo była dziewczynką a podobno dziewczynki wychowują rodzice surowiej niż chłopców)-Roman nie wytrzymał panującego w domu drylu i hierarchii i uciekł by sam rządzić i oddawać się swoim (chorym) skłonnością, od początku był nienormalny i wyrzucono go z domu jak podrósł na tyle by móc sobie radzić samemu czy też jak osiągnął pełnoletność to się odciął od rodziny i założył sektę?
    Kobiety w sekcie Irytów siedziały zamknięte w haremie i nie pracowały?Bo jakby pracowały to już to by było chore totalnie - kazać pracować z poparzonymi rękami. Wiem, że od przywódcy sekt nie należy oczekiwać rozsądku i dbania o swoich wyznawców ale czy te przypalenia były na tyle ,,lekkie'' by się przez ten miesiąc wygoiły czy też zdarzało się, że nie chciały się goić i przez przerost ego Romana i jego nienormalne pomysły mogły nawet je tracić(ciekawe co w takiej sytuacji robiono - czy próbowano werbować kolejne kobiety do sekty?)?
    Podziwiam siłę charakteru Michaela - przy wychowaniu w takich warunkach i przy stosowaniu takich kar za nieposłuszeństwo pokazywał własne zdanie. Stąd też pewnie jego luźny stosunek do życia i atmosfera na jego zajęciach - przez swoje koszmarne dzieciństwo pewnie obiecał sobie, że nie będzie spełniał więcej żadnych chorych zachcianek a każdy jego podwładny(jeśli będzie go miał - nie planował jeszcze tego, że zostanie nauczycielem) będzie miał wybór i normalne przyjazdne traktowanie.
    Szkoda Cory'ego ale Iryci by im nie odpuścili i nie pozwolili uciec żywym - on był starszy więc dla nich stanowił większe zagrożenie(w razie ucieczki) niż Michael, którego jeszcze mieli w zwyczaju lekceważyć(pewnie pomyśleli, że jest za młody by sobie samemu w świecie poradzić).
    Skąd zmiana nazwiska - sposób odcięcia się od przeszłości(Roma też ma tak na nazwisko ale mimo wszystko zbyt kojarzyło mu się ono z Romanem)?
    Pozdrawiam, weny i wolnego czasu oraz pomyślnej nauki życzę!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu mówiłyśmy, że Iryci to sekta i oto wreszcie widzicie. A z Romanem opcja ostatnia.
      To właśnie takie wychowanie uczyniło go silnym. I tak, obiecał sobie, że będzie taki jak jego ojciec.
      Nie zaniechali poszukiwań przez dłuższy czas, ale w końcu stwierdzili, że młody sobie nie poradzi.
      Tak, poza tym Roma chciała od początku utrzymać torzsamość Michaela w sekrecie.
      Dziękujemy bardzo, na pewno się przyda. Nawzajem

      Usuń