piątek, 6 stycznia 2017

Hollywood baby!

Briana - "Miniaturka"

 Samolot wylądował w Los Angeles o ósmej wieczorem. Zameldowaliśmy się w hotelu i zamówiliśmy urzędnika by udzielił nam ślubu jutro w południe. Matka kazała nam ustalić późniejszą godzinę, żeby móc ze mną cały dzień chodzić po sklepach. Już czuję tę mordęgę.
- Oto i państwa apartament. Tutaj jest jedna podwójna sypialnia, pojedyńcza sypialnia oraz rozkładana kanapa na dwie osoby. - Lokaj przedstawił nam rozmieszczenie pokoji. Mama od razu wzięła się za za zarządzanie.
- Briana i Hayley w sypialni, ja w pokoju. Chłopcy na kanapie.
- Mamo, czy to aby dobry pomysł? Dwóch dorosłych facetów śpiących razem na kanapie?
- Nie pozwolę ci z nim spać. Ślub macie dopiero jutro.
 Spojrzałam na nią wymownie. Wreszcie się zgodziła spać z Hayley na kanapie, odstępując mi i Michaelowi sypialnię. Żeby nie było! Do niczego nie doszło. Nie dzisiaj. Haha!
 Gdy wstałam rano, Nigel już zrobił dla nas pyszne śniadanie. Wszyscy pałaszowali tosty i omlety. To cudownie mieć takiego brata. Po śniadaniu mama i Hay upriwadziły mnie na zakupy, więc Mike był skazany na towarzystwo Nigela. Zostawiłam ich z nadzieją, że się polubią. Tylko z nadzieją.
- Brie, skarbie, zdecyduj się wreszcie.
- Powiedziałam przecież że nie chcę sukienki!
- To, że bierzesz ślub w Hollywood nie oznacza, że możesz wydziwiać moja panno!
 Fuknęłam na nią. Już od ponad trzech godzin kazała mi łazić po sklepach. Byłam już wykończona jej "A może ta? A może tamta?". Miałam już po prostu dosyć. Kurde, trzeba było jej nie brać. Wzięłabym ślub w dżinsach i tyle! Uratowała mnie Hayley, która znalazła dla mnie idealną sukienkę. Z gorsetem, koronkowym dekoltem i odkrytymi plecami. Była prześliczna i musiałam przyznać, że całkiem nieźle na mnie leżała.
 Mama nie była zbyt zadowolona, ale cieszyła się, że wreszcie coś wybrałam i byłam szczęśliwa. Wyszłyśmy ze sklepu i skierowałyśmy się do kosmetyczki. Mama koniecznie chciała zrobić ze mnie księżniczkę. No, ale to jest jedyny taki dzień. Raz w życiu można zaszaleć.
 Minęłyśmy sklep odzieżowy, kiedy drzwi nagle się otwarły, tak, że omal nie rozkwasiły mi nosa. Jakiś mężczyzna wypchnął innego przez próg. Krzyczeli coś do siebie z niespotykaną zajadłością. Przechodnie patrzyli na nich zadziwieni. Jeden z nich powalił drugiego i zaczął lać go po twarzy bez opamiętania. Widać było, że umie zadawać ciosy, ten drugi natomiast nie bardzo. Przyszło mi do głowy, żeby ich rozdzielić, lecz wtedy zobaczyłam twarz atakującego. Serce mi stanęło na jedną przerażającą sekundę. Nigel?!
 Natychmiast skoczyłam na niego. Szybko poskładałam fakty. Mógł się bić tylko z jedną osobą. Z moim przyszłym mężem. J
Najszybciej jak potrafiłam złapałam go w pasie i oderwałam od Michaela. Zupełnie tak jak on mnie na specjalnych zajęciach fizycznych dla agentów. Jeszcze długo się wyrywał, dopóki nie zrozumiał, że to ja.
- Briana? Miałaś być na zakupach.
- Jestem! Jakbyś nie zauważył, rozpętałeś bójkę w środku miasta!
- Ale...
- Zamknij się! Nie chcę tego słuchać!
 Gdy się upewniłam, że nie skoczy znowu gdy tylko go puszczę, uklękłam przy Mike-u.
- Michael? To ja, Brie. Nic ci nie jest?
- Nic, poza tym, że ten dupek próbował mnie zabić!
- Ale o co wam poszło? - Pomogłam mu wstać z chodnika i usiąść na ławce.
- O nic. - Z jękiem rozmasował obolołe ramię.
- Zachowujecie się jak dzieci z przedszkola! Miałam nadzieję, że się dogadacie.
- Brie, czy ty nie widzisz, że on cały czas coś do ciebie czuje?
- Zamknij się! - warknął Lace.
- On jest dla mnie jak brat. Mówiłam ci.
- Chcesz wiedzieć o co poszło? Zapytałem go, czy nam nie przeszkodzi, co do ciebie czuje. On powiedział, że cię kocha!
- Jak siostrę!
- Błagam! Zachowujecie się jak dzieci. Czy dobrze zrozumiałam, że pobiliście się... o mnie? Trochę mi to schlebia. Ale przestańcie! Mike, przecież to za ciebie wychodzę, ciebie kocham. Nigel jest dla mnie jak brat. A ty, jak mogłeś go tak pobić? Przecież wiesz, że masz nad nim przewagę.
- Chciałem dla ciebie jak najlepiej. Bierzesz ślub z przypadkowym kolesiem! Chciałem wiedzieć czy on na prawdę cię kocha. Martwię się o ciebie. A on rzucił się na mnie z pięściami!
- To nie jest przypadkowy chłopak. Wiesz, że nie jestem aż tak głupia. Proszę. Oboje chcecie żebym była szczęśliwa, więc nie kłóćcie się. Uprzedzając wasze pytania, nie zmuszę was do podania sobie rąk na zgodę.
 Chłopcy odetchnęli z ulgą. Poprosiłam obu, żeby doprowadzili się do stanu użyteczności przed ceremonią. Będą wyglądać głupio z siniakami na twarzy.
 Mama próbowała mnie pocieszyć, ale podczas nakłada makijażu, nadal byłam zestresowana. Bałam się co zrobią pod moją nieobecność, a mieliśmy się zobaczyć dopiero na ceremonii. Gdy wchodziłam do sali ślubnej byłam u kresu wytrzymałości. I wtedy się okazało, że nikogo nie ma w środku. Miałam ochotę położyć się na podłodze i płakać jak małe dziecko. Po głowie chodziły mi same najczarniejsze myśli, bolał mnie brzuch od tych wszystkich emocji. Już zaczynałam rwać włosy z głowy, gdy do sali wszedł Nigel.
- Co się stało?! Ja tu umieram ze strachu!
- Briana, spokojnie. - Lace wziął mnie w objęcia. - Wyglądasz prześlicznie, tak przy okazji. Tylko nie płacz, bo się rozmażesz. Chodź. Mamy dla ciebie niespodziankę.
 Zaprowadził mnie na zewnątrz, gdzie czekała czarna limuzyna jak prosto z srebrnego ekranu. Otworzył mi drzwi i razem z nim, mamą i siostrą ruszyliśmy.
- Gdzie jedziemy?
- Jak to, gdzie? Na twój ślub.
 Nie zdradził mi nic więcej, tylko, żeby mnie uspokoić dodał, że Michael wszystko zaplanował razem z nim. Jechaliśmy powoli przez miasto, minęliśmy budynki mieszkalne, podążaliśmy przedmieściami w nieznanym kierunku. Próbowałam się rozluźnić, zjadłam ze stresu paczkę cukierków z limuzynowego barku. Po kilku minutach, które wydawały mi się wiecznością przestałam się zastanawiać, gdzie jedziemy. Lecz wtedy nagle się zatrzymaliśmy i Lace pomógł mi wysiąść. Kiedy widoku nie zasłanianiały mi już ściany limuzyny zorientowałam się gdzie jesteśmy już w kilka sekund. Staliśmy na drodze tuż za napisem Hollywood. O mój Boże!! Bałam w takim szoku, że nie zauważyłam urzędnika i Michaela na środku drogi.
- Tak tu? - zadałam głupie pytanie bez jakiejkolwiek dokładności gramatycznej.
- Tu. Chodź, bo chłopak już się nie może doczekać. Nie każ mu czekać.
 Wzięłam głęboki oddech, przetarłam delikatnie oczy i moim nerwowym tikiem naciągnęłam sukienkę. Nigel podał mi ramię i mogłam ruszyć. Był dla mnie jak brat, ale zastępował mi też ojca. Szczególnie w tamtej chwili. Przekazał mnie Mike'owi i koleś zaczął odczytywać przysięgę. Gapiąc się jak debilka w Michaela, przeoczyłam prawie wszystko.
- Tak. - Dopiero to słowo sprawiło, że się obudziłam.
- Briano Bella...
- Tak!!!
- Nie skończyłem. - Koleś spojrzał na mnie jak na kretynkę.
 Dokończył tekst i dopiero wtedy mogłam odpowiedzieć. Oczywiście, nie zmieniłam zdania, mimo iż koleś tak długo czytał, że można się było rozmyślić.
- Możesz pocałować pannę młodą.
 Rzuciłam się Mike'owi na szyję i zatopiliśmy się w długim, namiętnym pocałunku. Uśmiechałam się od ucha do ucha i nie mogłam przestać. To było to - pełnia szczęścia. Urzędnik uciekł, gdy tylko podpisaliśmy odpowiednie papierki, byliśmy teraz tylko we dwoje... plus Nigel, moja mama i młodsza siostra. Ale my, już razem.
- Michael i Briana Chihuahua. Jak uroczo. - Skomentował Lace.
- Czyż nie? - Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Mogę na chwilę porwać pannę młodą? - zapytał.
 Nie wiedziałam czego ode mnie chce, ale zapewne, było to coś ważnego. Widziałam to po jego minie. Schowaliśmy się za napisem Hollywood.
- Więc tak to będzie wyglądać? Mam wrażenie, że cię tracę. Odeszłaś z CIA, wyszłaś za mąż, pewnie za chwilę się przeprowadzisz. Nie będzie cię ze mną.
- Będę z tobą. Będę cię odwiedzać.
- Ale to już nie to samo. - Nagle wypalił: Prawie bym zapomniał. Twój pistolet. Myślę, że powinnaś go zachować.
 Podał mi mojego starego glock'a. W magazynku były dwa naboje. Od razu wystrzeliłam je w ziemię, milimetry od rurek trzymających napis.
- To już nie jest mój świat.
- Ale mój nadal tak. Proszę Brie. Miej go przy sobie, będę czuł, że masz ochronę. Bo mnie nie będzie przy tobie.
- Mówisz tak jakbyś miał już nie wrócić.
- Nie chciałem ci tego mówić. Szefostwo znalazło dla mnie grubą sprawę w Seattle. Przenoszą mnie tam na czas nieokreślony.
- Co?! - Łzy zaczęły się zbierać w moich oczach.
- Miałem wylecieć wczoraj wieczorem, ale udało mi się wybłagać dodatkowy dzień. Cieszę się, że mogłem przy tym być. Życzę ci szczęścia z tym, jak mu tam? Nicholas?
- Michael.
- No, nie ważne. Wystarczy, że zapamiętam, iż teraz jesteś małym pieskiem chihuahua. - Zaśmiał się, lecz już po chwili mnie objął pełen miłości. - Już za tobą tęsknię, młoda.
- Ja za tobą też.
- Muszę już iść. Trzymaj się.
 I musiałam patrzeć jak mój ukochany brat odchodzi drogą w stronę czekającej już na niego taksówki. Popłakałam się na całego, a makijaż spłynął mi po twarzy.
- Co on ci zrobił? - Mike już przyjął bojową pozycję, mimo, iż fioletowy siniak pod lewym okiem był doskonale widoczny, mimo pudru.
- Musi o-odejść. Szef-f wys-słał go do Seattle!
 Płakałam w ramię mojego świerzo upieczonego męża plamiąc mu całą marynarkę. I tak miała iść do pralni chemicznej. Wszyscy próbowali mnie pocieszyć, udało im się to dopiero gdy pozwolili mi zdjąć sukienkę i spędzić cały dzień z Mike'iem. Tak się stało. Przy nim prawie udało mi się zapomnieć o smutku. Wieczorem wypiliśmy kilka drinków, nawet udało mu się mnie rozbawić. Ogólnie było super, jednak już następnego dnia planowałam wylot do Seattle.

2 komentarze:

  1. Mama Briany-strażnik moralności trochę z niej spóźniony choć mam nadzieję, że Briana nie będzie prostować jej wyobrażeń na temat ich związku(nie wiem jak było wcześniej ale z Michaelem to ona chyba się kochała, tak myślę).
    Już sobie wyobraziłam jak idzie brać ślub w dżinsach(super-cienkich) pod suknią i zaraz po przysiędze ściąga z siebie suknię na oczach wszystkich(ale tego by chyba nie zrobiła swojej mamie, ściągnęłaby by ją z siebie dyskretnie na osobności).
    Briana trochę panikowała -los postanowił być sprawiedliwy i nie tylko jej dał przeżywanie rozterek przed ślubem(choć jej to nie pocieszyło bo właśnie przez to się denerwowała).
    Niezbyt przyjemna niespodzianka ją czekała w dzień ślubu ale przecież może go odwiedzać w Seattle.
    Zapomniałam dopisać do komentarza pod twoim rozdziałem-czego Nigel chciał od Stone?Bo mówiła, że tylko jednego od niej chciał.
    Pozdrawiam!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha! Na pewno się nie zdradzi, woli zachować przed matką dobry wizerunek.
      Hahaha! Faktycznie, trzeba było tak zrobić! Wykorzystam ten pomysł na pewno
      Dokładnie. Brie do tego jest dosyć nerwowa, więc wszystko przeżywa podwójnie.
      Tak, a w V części dowieszdowie się co się co jeszcze jest w Seattle.
      Myślałam, że będzie się tego łatwo domyśleć. Chodziło o zsspokajanie jego męskich potrzeb.
      My również :)

      Usuń