poniedziałek, 14 marca 2016

Twoje flaki są na moim zeszycie....

Cassandra - "Rozdział VI, część II"
Ona to Jelly. Żona Vinca zamieniała się w lisa, którego on zabił. Ale ona dalej żyje. Nie rozumiem.
Myślałam o tym. I myślałam. I myślałam. I dalej myślałam. Aż minęły dwa tygodnie. Tak, spędziłam je na myśleniu.
***
 To taki dobry dzień. Kisiel nie pojawił się na moim stoliku. Frank wysłał mnie po dziennik i mogę spokojnie wpaść na lekcje do Renibus (nikt po za mną by się na to nie zdobył). Sprawdzę czy dla innych klas też jest taka surowa. Z planu wynika, że ma teraz zajęcia z III klasą.
 W sali panowała cisza. Była tak samo gęsta jak....jak....jak kisiel. Bolesna prawda. W klasie nie było zbyt wiele osób. Roma siedziała za biurkiem i patrzyła wkoło morderczym wzrokiem. Pomyl tkankę z żyłą, a nie żyjesz....Zły przepływ krwi cię zabije. Ale najpierw pewnie każe ci sobie te naczynia krwionośne wyrwać....
Mój "przyjaciel" - Dereck stał przy tablicy. Ręką którą dzierżył kredę okropnie mu się trzęsła. Ogólnie cały miał jakieś dziwne drgawki. Nie był w stanie napisać ani jednej literki. Ręce mu pobielały, a z nosa zaczęła cieknąć krew. Bardzo dużo krwi. I co mówiłam, że to go zabije...Roma zdawała się w ogóle nie zważać na jego cierpienia. Albo go zdemaskowała. Albo jest na tyle silny, żeby manipulować uczuciami nauczycieli. Ale jak? Przecież to tylko uczeń. Uczeń, który na pewno pije więcej kisielu ode mnie...
 Dalej stałam w drzwiach jak sparaliżowana. Dereck odwrócił się powoli w moją stronę. W ręce dalej ściskał kawałek kredy, który pękł spektakularnie i rozsypał się w biały pył. Jedyne co prześwitywało przez białą mgłę to krew spływająca mu po twarzy. Oczy zrobiły mu się takie same jak mnie gdy przeholowałam z kisielem. Niedobrze. U niego wypadało to gorzej, ale on brał dłużej i na pewno więcej. I tak znosił to przez tyle czasu. Pył zdążył opaść. Krwi było coraz więcej, a sługus Vinc'a trząsł się coraz bardziej. Powoli zbliżał się do mnie. Dziwnie charczał oddychając. Roma zerwała się z miejsca, ale nie zdążyła. Nikt z nas nie zdążył. Były wszędzie. Masa narządów. Na podłodze wiły się jelita. Krew i dziwna maź pokryły wszystko i wszystkich. Bez wyjątku. Romie po twarzy spływała śledziona. Oj będzie wkurzona...
On się rozpadł. Rozwalił. Przerażające. I niesamowicie obrzydliwe...Naprawdę nie sądziłam, że on pali, ale jego płuca mówią co innego...
 Zrobiło się spore zamieszanie. Wszyscy biegali, krzyczeli. Nawet Roma nie mogła uspokoić rozwrzeszczanych uczniów. Sama też chyba ledwie mogła się opanować, w końcu miała śledzionę a twarzy....
Otrząsnęłam się z szoku i dopiero dzięki temu zauważyłam, że na ramieniu mam nerkę Derecka. Ostrożnie zdjęłam ją z ramienia i ułożyłam na najbliższej ławce. W końcu nie wolno marnować narządów. Można by je oddać na przeszczepy, ale raczej nie zdążymy i niektóre zostały uszkodzone. A szkoda, a nóż okazałoby się, że antygeny zgodności tkankowej są w miarę podobne i można by komuś pomóc, a tak zmarnują się takie dobre nerki czy taka wspaniała wątroba. Serca bym nie przeszczepiała, jest spaczone przez Vinca. Mózg o dziwo pozostał w nienaruszonym stanie. Trochę poszarzały, ale wciąż imponujący. Przynajmniej mam pewność, że on MIAŁ mózg, bo nie byłam do końca pewna. Patrząc na jego zachowanie, można by pomyśleć, że kisiel sprawia zanikanie pewnych narządów.
 Dopiero po chwili MÓJ własny mózg podpowiedział mi, że moja reakcja na całą sytuację nie jest do końca właściwa. Powinnam krzyczeć czy uciekać, ale że biegać nie lubię, a od krzyku zaraz boli mnie gardło zdecydowałam się na opcję C, taktowne wycofanie się z tłumem. Ja to mam szczęście do takich sytuacji...i jeśli ktoś mi powie, że na obiad jest dziś wątróbka, albo zupa flakowa, to się po prostu zrzygam. Naprawdę...
***
Nie zrzygałam się. Nie spotkałam Vincenta od tego czasu. Nie piłam kisielu od tego szaleńca. Z nikim się nie kłóciłam. Za to jeszcze bardziej zaprzyjaźniłam się z Rodrickiem. Zawiązałam cichy sojusz z Serową Księżniczką. Dostałam kilka szóstek z biologii i chemii. Zaczęłam bardziej wyglądać jak człowiek i właściwie zaczęłam wreszcie normalnie funkcjonować. Czy wspomniałam o tym, że naprawili automat do gier? Niedługo (nie)oficjalny turniej gier. I ja go wygram. Nie ma innej opcji. Co jak co, ale w rozpikselizowanej nawalance jestem całkiem niezła!
Przegryzając cieplutkiego i przyjemnie słonego precla rysowałam swoje obrazki. Może nie były perfekcyjne. Futro nie zawsze miało odpowiedni cień, a oczy niekoniecznie błyszczały realistycznie no i nie zawsze łuski były w odpowiedniej liczbie. Mimo wszystko i tak były całkiem dobre. Kiedy byłam w domu oddałam kilka na wystawę Młodych Talentów w Galerii Sztuki. Mimo, że nie widziałam Henry'ego przez kilka tygodni i tak wydawało mi się, że tak bardzo urósł. Jeszcze trochę, a będzie wyższy ode mnie, a ma dziewięć lat...
Nie było żadnych informacji o Derecku. Żadnych, po za tym, że nie zginął. Bo on nie zginął. Nie rozpadł się. Nie został rozszarpany. Nie wybuchnął. O nie, on zniknął - wyparował. A śledziona i inne bardzo realistyczne narządy to manekin z klasy Romy został rozwalony w dość brutalny sposób. Ale kto i dlaczego pomógł temu durniowi nie wie nikt....
 Nauczyciele zaczęli jeszcze bardziej trząść portkami. Co teraz będzie? Czy jest, aż tak silny? Do czego jeszcze jest zdolny? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi, ale niby kto miałby je znać. Vincent przestał się pokazywać, a Dereck zniknął bez śladu (narządy nie były jego, więc się nie liczy). Dobrze chociaż kilka elementów pozostało niezmiennych - Roma ciągle wrzeszczy, Shagowsky nadal za dużo pije, a Bor dalej niesamowicie przynudza i podgląda kucharkę prze otwór w ścianie. Sądził, że naprawdę nikt się nie domyśli?!
Poszłam do biblioteki, żeby znaleźć "Selenium: Lek i trucizna". O tej książce była wzmianka w podręczniku, od biologii.  Był to opasły tom (wielkości lodówki turystycznej), oprawiony w skórę i ze złotymi zdobieniami. Żałowałam, że nie mam taczki, żeby zaciągnąć to do pokoju. Jednak okazało się, że Rodrick świetnie spisuje się w roli tragarza i zaniósł mi książkę do pokoju.
 Żeby dostać tę księgę musiałam się naprawdę postarać. Z początku w ogóle nie mogłam jej znaleźć. Dopiero kiedy przypadkiem potknęłam się o jeden z foteli przesunęłam coś na jego poręczy i stojący obok regał zrobił obrót, tak że ukazały mi się zupełnie inne, bardzo stare ( i bardzo zakurzone). Tam właśnie była ta, której szukam, na moje szczęście Bor wyszedł gdzieś na chwilę i po prostu zostawiłam mu kartę na biurku, a książkę wyniósł mi Rodrick. Może i dobrze, że tak wyszło? Przynajmniej uniknęłam zbędnych pytań i innych takich bzdur, ale mam księgę i to jest najważniejsze.
Teraz mogą ją spokojnie przeczytać, co z pewnością zajmie trochę czasu ze względu na jej gabaryty.
Pominęłam dokładny opis właściwości Selenu bo tym zajmę się później, jednak po przewertowaniu okazało się, że książka nie jest aż tak gruba jak mi się zdawało (ma tyko tysiąc stron,  a naprawdę liczyłam na więcej...). Co z tyłem okładki było zdecydowanie nie tak był jakby za gruby. Obmacywałam książkę przez dobrych kilka minut by znaleźć coś interesującego. Jednak moje próby spełzły na niczym, niczego nie odkryłam, poza kilkoma listami miłosnymi. Odłożyłam je a biurko i zabrałam się za ukrywanie tomiszcza. Pod łóżkiem? Nie zbyt oczywiste. Pomiędzy ubraniami? Nie, jeszcze gorzej? W łazience? Nie, mogłaby się jeszcze poplamić tymi wszystkimi mazidłami Vegas. Może szuflada to jednak nie taki zły pomysł? Otworzyłam swoją i wyjęłam ubrania. Dno było ruchome dobrze. Wyjęłam płytę i odłożyłam, książkę ułożyłam na belkach utrzymujących konstrukcję szafy, na książce z powrotem ułożyłam płytę i wszystko przykryłam ubraniami. Tak, wreszcie jakaś porządna kryjówka!
Teraz czas na listy:
Droga Isso
Długo nad tym wszystkim myślałem i sądzę, że to jednak może się udać. Uciekniemy razem, nie martw się o pieniądze to nie problem. Wszystkim się zajmę, ale błagam wyjedź ze mną! Zrobię wszystko bylebyś tylko mnie nie zostawiała! Proszę, zrób to dla mnie!

Issa, 
 jak mogłaś?! Jak mogłaś mi to zrobić?! Okłamałaś i mnie i jego! Teraz za to zapłacisz
Love, Vinc

Drogi Vincencie
piszę by wyjaśnić kilka spraw. Byłeś mi niezwykle bliski, ale po tym co się stało nie potrafię już dłużej Ci ufać. Złamałeś mi serce i dobrze o tym wiesz. Ravid będzie spisywał się wspaniale w nowej roli. Jest taki przejęty. Nie próbuj niszczyć naszego szczęścia i tak wiele dla Ciebie zrobiłam. Pozwoliłam ci uciec. Mam nadzieję, że już nigdy więcej nie przyjdzie nam się spotkać...
Przykro mi
na zawsze twoja Issa

2 komentarze:

  1. Obrazek pasuje do rozdziału ale mi osobiście niezbyt się podoba.
    Cassy zrozumiała kim jest Jelly ale nie rozumie czemu żyje-nie powinna się chyba domyślić,że istnieje jeszcze wiele rzeczy związanych z Selenami których nie wie a które mogły jej ocalić życie(np o zmieniających się w zwierzętach czy o biologii i medycynie Selenów) lub ,że Vincent przez swoje szaleństwo postrzega świat inaczej i mogło mu się wydawać,że ją zabił lub twierdzi,że nie żyje bo nie żyje dla niego(w sensie,że już go nie kocha)?Naprawdę po wizycie w domu Vincenta uwierzyła,że jest on tak bezwzględny,że ją zabił?Dobrze,że czyta książki-przez to może dowie się czegoś co jej pomoże.
    Idealnie była opisana ta scena z Dereckiem.Naprawdę uwierzyłam,że on wybuchł( współczuje temu co dostał zawartością jelita grubego kiedy wylatywało,choć może to niewłaściwe słowo bo wtedy zostałaby z niego tylko papka albo nawet mniej) a tu dalej spokojnie i logicznie tłumaczysz,że to było oszustwo.To było po prostu mistrzostwo.
    Czy ta scena miała przypomnieć Cassy o Vincencie i o tym,że nie jest jednak bezpieczna,że może coś jej zrobić(no dobra zorganizował tylko zniknięcie Derecka,który ma zdolność kontroli umysłu więc mógł wywołać panikę ale w końcu zwiał sprzed nosa samej Romy;muszę przyznać,że doskonale wybrał moment-ona pewnie się od niego odgrodziła mentalnie-nie myślała o nim-więc nie zwróciła uwagi na to,że czaruje cała klasę swoją mocą).Vincent nie może jej na razie skrzywdzić ale Dereck może ją kontrolować i nauczyciele nie mają go teraz na oku.Jego wygląd to część tej sceny czy naprawdę tak kiepsko wyglądał kiedy obrzucił ich narządami?Jeśli Roma potrafi oprzeć się wpływowi Derecka(potrafi to naprawdę?,myślę,że nie chciał być wywołany do tablicy a jednak przy niej stał i to na lekcji Renibus) to Cassy powinna ją poprosić o szkolenie w tym zakresie lub sama poszukać o tym informacji w książkach.Czy w tej kwestii to zależy również od charakteru człowieka(zdecydowany,uparty jest bardziej odporny na mieszanie w uczuciach) czy to jest też również zależne od osoby(jedni są bardziej odporni,inni mniej?)?
    Myśli i czuje się mózgiem(oraz układem hormonalnym) a ona uważa ,że serce mu spaczył Vincent?Jak na osobę co trzeźwo patrzy na świat(od-Vincentowana oczywiście) to jest dziwne.Czy Cassy od początku patrzyła tak względem użyteczności na świat(a ja dopiero teraz to zauważyłam) czy też teraz tak zaczęła?
    Jak można pomylić te rzeczy?Przecież żyła zaczyna się od słowa żyła a tkanka od tkanka?
    Istniej jeszcze opcja D-stanie w nieruchomo w miejscu bo nie może się przyjąć tego co widzi do wiadomości/nie wierzy w to co się widzi,E-być sparaliżowanym z przerażenia,D-nic nie zrobić bo nie wie się jak zareagować na taką sytuację i właśnie się zastanawia nad tym.
    Dlaczego Briana została księżniczką?Że serowa rozumiem ale księżniczka?Bo tak się wśród nich wyróżnia?Spodziewałam się też,że dowiedzenie się prawdy o Belli wywoła w niej jakąś większą reakcje niż tylko spokojne przyjęcie tego do wiadomości(bo tak to wygląda z tego rozdziału).
    Cassy umie i lubi grać na automacie?Nie spodziewałam się tego.Może to głupie pytanie ale czy ona robi to by wyładować codzienne frustracje i dlatego doszła do takiej wprawy?
    To już chyba udowodnione naukowo,że patrząc dzień w dzień na wzrost dziecka nie widzi się postępów a jak się je widuje po dłuższej przerwie to tak.
    Więc dlatego Bor to robi!Nie sądziłam,że mężczyźni w tym wieku jeszcze się tym interesują ani,że on jest podglądaczem.Ale wie on co najlepsze-a raczej najzgrabniejsze!
    Kawałek wiadomości o Vincencie-no cóż dobrze się czegoś dowiedzieć ale to trochę za mało.Oby szybko dowiedziała się więcej.
    Pozdrawiam,weny i wolnego czasy życzę!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawa żony Vincenta jest dość zawiła nawet chwilami dla mnie. Idzie się w tym wszystkim pogubić...
      Cieszę się, że było realistycznie =D Och nie chwal tak, bo popadnę w samozachwyt ;)
      Co do odporności każdy Selen przechodzi związany z tym kurs, ale to dopiero pod koniec nauki. Roma jest w tym zakresie mistrzynią, więc praktycznie nic jej nie ruszy. Sprawę z Dereckiem mam obmyśloną i jeszcze się wszystko objaśni, ale mogę ci powiedzieć, że Vincent ma więcej "przyjaciół" w Akademii.
      To był tylko taki żart, bo ona szczerze wątpi w użyteczność tego organu w zakresie związany z emocjami. Uważa to tylko za narząd pompujący krew i niezbędny człowiekowi do życia.
      Chodzi o to czym krew płynie do serca, a czym odpływa z serca do tkanek, chodzi o pomylenie funkcji, a nie nazwy. I zawsze można pomylić gdzie są zastawki, czy które ściany są grube i elastyczne, a które cieknie i wiotkie.
      Nie obeszło jej to bo nie ma to bezpośredniego wpływu na jej życie. Ma teraz większe zmartwienia niż tajna agentka z tęczowymi włosami.
      Uwielbia grać na automatach. To jej druga ulubiona rzecz, zaraz po rysowaniu. Rozwalanie zombi ją uspokaja.
      Bor...taki niepozorny staruszek, ale nie pozostał nieczuły na wdzięki kucharki ;)
      Dowie się więcej spokojnie...
      Dziękuję i do napisania
      ~MrocznaKosiarka

      Usuń