poniedziałek, 9 maja 2016

Różowy Donut

Różowa landrynka i spasiony pączek, czyli wpis z perspektywy Dolly i Franka.

Frank Donut
 Batoniki, ciastka, wafle, gofry, czekolady, torty, chrupki, ciasta, lody. Burgery, frytki, cola, tortilla, barbecue, tacos, nachos, chipsy. No i oczywiście PĄCZKI! Po co komu w torbie zeszyty, sprawdziany czy kartkówki kiedy można mieć żarcie?! Życie jest piękne gdy posypie się je owocową posypką. Tylko dwie rzeczy sprawiają, że jestem szczęśliwy: jedzenie i mój synek Alvin. No i może żona. Al niedługo kończy piętnaście lat, za rok będzie już chodził do Akademii. Mój synek. Jestem z niego dumny, w zwykłej szkole ma same czwórki. Jest taki bystry.
- Tato, pogramy w piłkę?
- Pewnie, skocz mi tylko po batonika.
 Dzieciak wybiegł z domu, ze Snickersem i piłką. Chcąc się popisać rzucił do mnie baton, a potem kopnął piłkę w stronę siatki. Snickers wylądował w połowie drogi między mną, a synem, natomiast piłka kopnięta z czubka trafiła w bramę od garażu po jego lewej zamiast w bramkę
- Moja krew. - Wypiąłem dumnie pierś. - Synku podaj mi tego batonika bo nie sięgam. - Zamachałem leniwie ręką w kierunku słodyczy.
 Al podał mi niezbędną dawkę cukru i mogłem w spokoju usiąść na ogrodowym krześle i gapić się jak mój syn próbuje kopnąć w piłkę, ale nie trafia. Pięć razy pod rząd. Łzy mi pociekły z oczu, jest do mnie taki podobny. Ale Lucinda oczywiście próbuje nauczyć go zdrowo się odżywiać. Nie wiem czemu, chyba chodzi jej o tą nową modę na marchewkę. Cóż w każdym razie sielanka nie trwała długo bo Lucinda zawołała nas na kolację.
- Alvin dałeś tacie batonika? - Spojrzała na młodego podejrzliwie znad talerza.
- Poprosił mnie. - Chłopiec spuścił głowę.
- Frank! Przecież wiesz, że to ci szkodzi.
- Och, Lucy daj spokój! To był tylko baton.
- Tak samo mówiłeś kiedy zjadłeś pięć żeberek na grillu u Madeinusy.
- Dawno i nie prawda! Ale marynata była wyśmienita, yyy ... to znaczy ...
 Lucinda westchnęła głęboko. Co ta kobieta się tak przejmuje? Zerknęła na mnie karcąco, a ja tak tego nie lubię! Nadąłem policzki jak mały chłopiec. Czemu ona cały czas czegoś mi zakazuje? Jestem już duży, umiem o siebie zadbać. Zjadłem kanapkę z grillowanym serem w milczeniu. Cisza budowała nieprzyjemne napięcie, ale wystarczyło wyjść do salonu. Akurat leciał mecz naszych, więc mała reprymenda żony szybko poszła w zapomnienie.
 O poranku wyruszyłem do Akademii. W soboty udzielam dodatkowych lekcji siatkówki, więc wpakowałem się w samochód i pojechałem do wioski. Na małym boisku za zachodnim skrzydłem stała już grupka odzianych w obcisłe stroje dziewcząt. Dziesiątka nastolatek czekała na moją komendę i rozpoczęła rozgrzewkę. Usiadłem na ławeczce i na drugie śniadanie wyciągnąłem pudełko ciastek z czekoladą. Po pięciu okrążeniach wokół boiska nie skończyłem jeszcze paczki, więc kazałem Rowan poprowadzić ćwiczenia gimnastyczne. Skłony, przysiady i pajacyki przyprawiły moje uczennice o rumieńce. Ja natomiast skończyłem oblizywać palce z czekolady. Mmiam! Kazałem im podzielić się na dwie drużyny i rozpoczęły mecz. Grały dwa razy do trzydziestu punktów. Drużyna Rowan wygrała oba sety więc wpisałem im szóstki. A, niech mają! Wypiłem butelkę coli, a w tym czasie przybyła druga grupa. Chłopcy mieli koszykówkę. To aż dziw, że im się chce tyle biegać! Ja bym tak nie mógł, to by mnie totalnie wykończyło. Lecz chłopcy byli zapaleni do walki mimo iż na zegarze była dopiero jedenasta trzydzieści. Ale jeśli chcą ... Oczywiście rozgrzewkę poprowadził Łuka, bo mi się nie chciało wstawać z ławki i pokazywać im ćwiczenia. Grali w sumie też tak jak chcieli. Dla mnie to i dobrze bo mogłem zjeść spory kawałek placka, który moja mama upiekła wczoraj. Nie ma to jak ciepła szarlotka mamusi. Siedziałem tak jeszcze dwanaście minut. Byłem w sumie potrzebny tylko do tego, żeby ich upilnować, więc na takie lekcje mógłbym przyjeżdżać codziennie. A w sumie to tak jest. No i fajnie.
 Już miałem odjeżdżać, chłopcy skoczyli pod prysznic, kiedy nagle ...
- Donut! - Usłyszałem wrzask od strony wejścia do szkoły. Pisnąłem jak mała dziewczynka. Wrony spłoszone z drzew zwiastowały nadejście dyktatora.
- Pani Renibus! Dzieńdoberek. - Wymusiłem uśmiech.
- Nie taki dobry, Donut. Do mojego gabinetu, już! Narada nauczycieli.
- Ale ... ale tak teraz?
- Teraz, a co ja ci mówię?! Ach, gorzej jak z Chihuahua. Rusz się, ty tłuściochu!
 Mówią, że horrory są straszne, ale wcale takie nie są bo nie ma w nich Romy Renibus. Ona dopiero wywołuje strach i wrzaski. Każde jej pouczenie jest dziesięciokrotnie gorsze od najgorszej reprymendy mojej żony. Ruszyłem więc potulnie do gabinetu dyrektorki. Zastałem tam już gotowego Bora. Nagle coś huknęło za moimi plecami. Serce mi stanęło, a to tylko Madeinusa teleportowała się do pokoju. Roma i Kwazimir przyszli po chwili. Wyjąłem ciastka w oczekiwaniu na resztę. Chrup! Twarz Romy się skrzywiła. CHRUP! Zaczęło jej drgać oko. CHRUP! Zgrzytnęła zębami. CHRUP!
- Donut!! Do jasnej Anielki, przestań! Idę po Dolly.
 Renia nie wytrzymała i wyszła z pomieszczenia. Co ona ma do kruchych ciastek? Może też jedno chciała? Wystarczyło poprosić.


Dolly Roberts
- Jesteś pewna, że ten kolor odpowiednio podkreśla moje oczy? Wydaje mi się, że ten z nutką łososiowego różu bardziej pasuje do odcienia moich paznokci? Ta biel z domieszką pistacji jest chyba mimo wszystko trochę zbyt krzykliwa, no i nie sądzisz, że kwiaty nie powinny być, aż tak duże? Nie chcę, żeby odwracały ode mnie uwagę! - Jako przyszła panna młoda byłam wszystkim bardzo przejęta, a Madeinusa jako mężatka z kilkuletnim stażem udzielała mi wszelkiego rodzaju porad.
- Myślę, że faktycznie ten łososiowy będzie lepszy, a kwiaty są cudowne, więc niech pozostaną. - nauczycielka geografii zawsze była bardzo rzeczowa.
- Chyba masz rację....ale jeszcze nie jestem do końca pewna co do upięcia włosów.... Czy lepiej będzie zrobić loki i kok pełen maleńkich spirali, czy raczej luźne upięcie u dołu... Naprawdę nie mam pojęcia!
- Myślę, że w obu fryzurach będziesz wyglądać pięknie, ale kok to chyba lepsze rozwiązanie - przeglądałyśmy właśnie tony czasopism z poradami dotyczącymi ślubu, odpowiedniego ubioru, makijażu i fryzury...
Czas upływał nieubłaganie, a Wielki Dzień był coraz bliżej. Cały czas nie mogę w to uwierzyć. Warner jet taki idealny, to istny książkę na biłam koniu! Co tydzień kupuje mi kwiaty, sprząta, gotuje. Jest perfekcyjny pod każdym względem. I co najważniejsze nie widzi świata poza swą ukochaną.
- Już po prostu nie mogę się doczekać! - pisnęłam.
- Na pewno będzie cudownie - zapewniła mnie Madeinusa. - Słyszałam, że Cassandra Tenebris ma wygłosić przemówienie w imieniu uczniów?
- Tak, to prawda. Na pewno powie coś uroczego, ona zawsze jest taka wesoła, tylko jej prace na moich zajęciach często bywały dość niepokojące.... - Skrzywiłam się na samo wspomnienie dziwnych obrazków. - Oczywiście dostawała najwyższe oceny, ze względu na oryginalność, styl i czasem nadmierną wręcz szczegółowość, ale te rysunki były naprawdę dziwne...
- Co dokładnie masz na myśli?
- Kiedy na przykład podałam temat "Kraina Snów" wszyscy narysowali siebie na leżakach przed basenem, a ona jakieś dziwne stwory rodem z horroru, naprawdę nie mam pojęcia skąd się u niej to bierze.
- Czy wszystkie jej prace tak się przedstawiają? - drążyła temat.
- Nie, niektóre są....hmmm inne. Kiedyś mieli narysować rodzinę i wiesz jak to młodzież narysowali kilka koślawych ludków i tyle, a Cassandra narysowała coś co tak niesamowicie mnie wzruszyło...
- A mianowicie?
- Kilka splecionych ze sobą dłoni. Młodzieńczych, starczych, spracowanych, nieskalanych pracą, męskich, kobiecych, pojawiła się też bardziej dziecięca rączka, należąca zapewne do jej młodszego brata. Ten obrazek był naprawdę wspaniały!
- Rzeczywiście musiał być piękny - Madeinusa popatrzyła na mnie jakoś tak dziwnie...przecież ma Ravida i Perry. Może nie jest do końca zadowolona z doboru skarpetek swojego męża pod względem kolorystycznym? Wcale bym się nie zdziwiła, są okropne...
- Wróćmy do tematu, wciąż nie mam wybranych butów, a przecież nie pójdę boso!
- No tak, racja. Musimy wybrać coś odpowiedniego - odpowiedziała i zaczęła na powrót przeglądać przyniesione przeze mnie czasopisma.
Na wybieraniu poszczególnych elementów spędziłyśmy jeszcze kilka dobrych godzin, ale przy dobrej zabawie czas zawsze płynie tak szybko! Wzięłam Bruce'a na ręce i pożegnałam się z Madeinusą. Moja koleżanka w wyjątkowo brzydkim sweterku poszła do siebie.
 Nagle w przedpokoju zadźwięczał telefon. Podbiegłam (mam wprawę w eleganckim truchciku w szpilkach) by odebrać.
- Halo? Z tej strony Dolly Pinkie, ale już niedługo Roberts - zachichotałam cicho.
 Jednak w słuchawce nikt się nie odezwał. Odezwałam się jeszcze dwa razy, po czym odłożyłam słuchawkę z powrotem na widełki. To pewnie jakaś pomyłka, albo kolejny żart uczniów.
Zrobiłam sobie  kawkę i rozsiadłam się wygodnie w fotelu, właśnie nadawali mój ulubiony program "Wygląd ponad wszystko". Właśnie pokazywali niezwykle brzydką dziewczynę, która chciała całkowicie odmienić swoje życie, a moja ulubiona prowadząca - Amy Spriengfield, przeprowadzała jej metamorfozę. Siedziałam tak sobie wygodnie z Brucem na kolanach, kiedy ktoś załomotał w drzwi. Pomyślałam, że to pewnie Warner czegoś zapomniał.
Ale to nie był Warner, to była moja pomarszczona i kompletnie pozbawiona gustu, ale jakże przerażająca szefowa. Roma Renibus. Na głowie miała kolejny turban zrobiony z szala, który był modny kilka dobrych dekad temu. Na sobie miała coś kraciastego, ni to sukienka ni to worek po ziemniakach. Wydawała się wściekła:
- Zebranie nauczycielskie. Teraz. Zaraz. Już. - Wytrzeszczyłam na nią oczy, przecież mój program dopiero się zaczął! Wściekła tupnęłam nogą i wyszłam za dyrektorką. Mogła mnie wcześniej uprzedzić, przebrałabym się, a tak wszyscy zobaczą mnie po raz drugi w tej samej stylizacji...że też ona nigdy nie myśli o takich sprawach! Zresztą po co szła do mnie tak kawał, jakby nie mogła po prostu zadzwonić!
Przemierzyłyśmy plac przed Akademią i udałyśmy się do gabinetu Romy. Pozostali nauczyciele już tam byli. Była sobota, więc oczywiście wszyscy prezentowali się koszmarnie, no po za mną oczywiście! Ja nawet spać kładę się w makijażu, tak na wszelki wypadek!
- Zebraliśmy się tutaj z dwóch bardzo ważnych powodów - zaczęła Roma.- Jak zapewne wiecie, ostatnimi czasy ataki się nasiliły, a kiedy już na chwilę ustały wróciły ze zdwojoną siłą...Musieliśmy odesłać pana Johnsona do zakładu dla obłąkanych! Forrester gdzieś zniknął, ale to tylko potwierdza nasze obawy. Holland zginął! Do tego Vegas, ostatnio bardzo dziwnie się zachowuje. Jakby nie ona. I zdecydowanie nie są to przebłyski inteligencji, tylko czegoś znacznie gorszego.. No i nie zapominajmy o Tenebris. Z jakiegoś powodu on bardzo się nią interesuje...
- Jaki on? - spytałam. Oni zawsze używają tylu trudnych słów, że nigdy nie wiem o co chodzi...!
- Vincent! - wykrzyknęła Roma. - On za tym wszystkim stoi! Uczniowie wiedzą więcej niż powinni! Jeszcze nigdy nie było tak źl...
Drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie i wpadła ta pielęgniarka. Ona niestety zawsze wygląda ZA dobrze. Lepiej dla niej, żeby na mój ślub, ubrała dłuższą spódniczkę niż te, które zakłada do pracy!
- Pani dyrektor! - wykrzyknęła od progu. - Vegas - wydyszała.
- Co z nią?! - ponagliła Renibus.
- Uczniowie...zna....znaleźli ją...martwą....

~MrocznaKosiarka


5 komentarzy:

  1. Dziewczyny... Nie róbcie mi tak na następny raz.. Wchodzę sobie na blogera, patrzę nowy rozdział "Jeeej, super", wchodzę cała w skowronkach i strona nie istnieje. To sprawdzam jeszcze raz i znowu i znowu.. A ja tu czekam aż rozdział będzie.

    Może zacznę od landrynki, bo tam się więcej działo. VEGAS NIE ŻYJE?!?!!! No nie... Mimo wszystko lubiłam tę landrynke lvl uczeń. Miała w tym swoim słodko głupim zachowaniu pewien urok. Macie zamiar zabić wszystkich uczniów? Dolly i jej problemy. Skoro nie pasuje jej ubiór koleżanki to dlaczego przyjmuje jej każdą radę? (retoryczne) serio... Bedzie chyba najbardziej jej żal śmierci Vegas przecież straciła ulubioną uczennice.. Ale to mi wyjaśnicie jeszcze.

    Donut... Donut... Paczusiu... Może troszkę ogranicz te pyszności. Cukrzyca nie jest miłą chorobą, wiem coś o tym. Może twój kochany Al chciałby żebyś czasem kopnął tę piłkę, nauczył jakiś tricków albo pokazał inne gry? Spraw dziecku radość i wierz mi zgadzam się z twoją żona... Moment... Przed ślubem tyle cukru nie jadłes, że cię chciała?

    Tym oto niezręcznym pytaniem, kończę. Za dużo jest niewiadomych jeszcze. Za to lubię to opowiadanie, nie jest banalne i proste.
    Tule, In :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cameleon chciała coś dopisać i dlatego tak wyszło, ale to już się nie powtórzy. Obiecujemy!
      Zawsze powtarzam, że jak nie masz pomysłu na rozdział, to wyklucz jakąś postać, zawsze pomaga!
      Landrynka rzeczywiście wprowadzała pewien urok, ale taki już jej los...
      Serce nie sługa...a do cukrzycy to rzeczywiście mu blisko!
      Może coś się niedługo wyjaśni ;)
      ~MrocznaKosiarka

      Usuń
  2. Te dwa fragmenty wyszły wprost uroczo-Donut i Dolly, tacy optymistyczni i beztroscy...aż miło się o nich czyta(to wcale nie ironia).
    Rozumiem żonę Franka-otyłość może nie być taka zła,jednak cukrzyca,miażdżyca i ryzyko zawału serca to już poważny problem a ona po prostu stara się dbać o niego,no i o syna-żeby nie przejął złych nawyków po tatusiu.Powinna mu upiec ciasto marchewkowe-słodkie to i zdrowe przysłużyłoby mu się.Czy on w ogóle by zjadł coś co jest smaczne ale również zdrowe czy za przekąskę uważa wyłącznie słodycze i tłuste potrawy(wtedy niestety ciasto marchewkowe by odpadło)?
    Roma nie ma nic do ciastek(choć pewnie nigdy by tego nie powiedziała) ale do sposoby ich jedzenia(odgłosów) już tak.Czy Frank potrafi zauważyć,że swoim zachowaniem może drażnić innych czy też ma jakąś samokrytykę,od czasu do czasu wynurzającą się spod warstwy wewnętrznej beztroski?
    Frank jest chyba jednym z niewielu ludzi,którzy są dumni z cech,które przekazali swoim dzieciom a nie są zaletami(bo normalnie są dumni z zalet lub ze sposobu w jaki podobnie do nich dokazują).
    Dolly to ta nauczycielka-słodka blondyneczka?
    Trochę mnie zdziwiło to,że pytała się o radę właśnie Madeinusy?Rozumiem,że ona chce znać opinię kogoś innego-chce mieć ślub idealny ale żeby pytać się od niej pod względem rozwagi?Naprawdę doświadczenie w tych kwestiach jest tak ważne?
    Widać,że dla niej świat to jedynie nieciekawe tło dla jej cukierkowego życia po tym co powiedziała o Tenebris,no chyba,że to co powiedziała o Cassy wynika ze naturalnego dla każdego człowieka zainteresowania swoim życiem i nie wtykania głowy w coś innego, oprócz odkrywców,plotkarzy i dziennikarzy rzecz jasna.
    Jeśli ta inicjatywa przemówienia nie wyszła od Cassy to musiała ona być tym bardzo zachwycona.
    Pięlęgniarka wygląda lepiej bo ma bardzo kobiecy gust(wie co ubrać by uwypuklić to co dostała od Matki natury) i emanuje naturalnym seksapilem a nie jest tylko słodką laleczką?
    Pierwsza moja myśl po przeczytaniu ostatniego zdania była taka: Cassy zabiła Vegas w afekcie?A druga:zabiła ją w samoobronie?
    Pięć rozdziałów z perspektywy nauczycieli-czyli będą jeszcze trzy?Czy będzie wśród nich profesor od wstawek o skandynawskiej mitologii(o ile dobrze pamiętam-Kwazimir?).
    Pozdrawiam,weny i wolnego czasu życzę!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miło :)
      Zdrowe i smaczne jednocześnie uważa za zjawisko niewystępujące w przyrodzie... Natomiast to co ocieka tłuszczem i wali kaloriami jest dla niego najbardziej naturalne na świecie. A troskę żony, bierze za zwykłe ględzenie...
      Kiedy ma w ręku ciastko nic nie jest w stanie mu przeszkodzić w konsumpcji... nawet Roma Renibus!
      Tak, to ta.
      Nie miała za dużego wyboru, większość Selenów nie miało zbytnio styczności z tego typu okazjami...
      Dolly jest centrum swojego własnego wszechświata, a inni to tylko małe nic nie znaczące planetki wokół.
      Jest naturalnie piękna i nie potrzebuje do tego tony kosmetyków, co bardzo denerwuje Dolly.
      Powiem Ci tylko, że tę możliwość możesz od razu wykluczyć ;)
      Nauczyciel od mitologii to Bor i tak rozdział z jego perspektywy również się pojawi =D
      Dziękujemy
      ~MrocznaKosiarka&Cameleon

      Usuń
  3. Super napisane. Musze tu zaglądać częściej.

    OdpowiedzUsuń