Strony

Spis treści

poniedziałek, 15 lutego 2016

Hyena i Lis to nie chimera...to moi znajomi

Cassandra - "Rozdział IV, część II"

Potwory. Obrzydliwe. Wielkie. Przerażające. Głodne. Tak blisko. Za blisko. Czują mnie. Widzą. Słyszą. Chcą. Z ziemi podnoszą mnie wielkie owłosione łapska. Przez ułamek sekundy patrzę prosto w ogromne żółte ślepia. A potem potwór odrzuca mnie z wielką siłą. I spadam. Spadam. W przepaść. Ale nie czeka na mnie lawa. Tam jest...kisiel?
Poderwałam się z łóżka. Pierwsze promienie słoneczne wdarły się już do pokoju. Uch, jak ja nienawidzę wcześnie wstawać. Mimo wszystko zepchnęłam się z materaca i wyszłam do łazienki. Wyglądałam potwornie, podkrążone oczy, włosy w nieładzie i trzęsące się dłonie. Czy to wina nawrotu snów czy kisielu? Niezależnie od tego co to powoduje ostatnio dość kiepsko się czuję, cały czas jestem zmęczona i nawet bardziej blada niż zazwyczaj. Żyły odznaczają się koszmarnie na moich rękach.
 Umyłam zęby, zrobiłam ogon kucyka pony i ubrałam się. Wlokąc się niemiłosiernie wolno doczłapałam z powrotem do pokoju. Przyzwyczaiłam się już do tego, że codziennie rano czekał na mnie kisiel. Dziś go nie było. To dobrze, może to pozwoli mi się poczuć lepiej. Wszystkie dziewczyny jeszcze śpią. Brie ma taką zabawną fryzurę zawsze kiedy wstaje. Bardzo dziwnie mi z tym co jej wtedy zrobiłam. Przez chwilę naprawdę chciałam się jej pozbyć, ale przełamałam to. Kto wie co by było gdybym tego nie zrobiła? Ale ona chyba nie jest na mnie zła, a przynajmniej tego nie okazuje.
 Na ostatni weekend pojechałam do domu. Tak cudownie było zobaczyć się z rodzicami, dziadkami no i Henry'm. Nie tykałam kisielu, dzięki czemu zaczęłam wyglądać i czuć się lepiej, na twarz wróciły rumieńce, a szepty Vincenta zniknęły zupełnie z mojej głowy. Mój nałóg zastąpiłam kakao i herbatą. Cierpki smak cytryny i słodycz miodu zawsze poprawiały mi humor. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak przez czas spędzony w Akademii brakowało mi zabaw z bratem. Znowu budowaliśmy pojazdy kosmiczne z klocków lego i bawiliśmy się w łowców potworów, które rzekomo ukrywały się w szafie.
Jednak kiedyś trzeba było wrócić do Akademii i mojej nowej codzienności, do epickich lekcji z Romą, które stały się moimi ulubionymi i kiedy dostawałam najlepsze oceny z testów Renibus zaczęła mnie darzyć czymś w rodzaju sympatii.
 Inne zajęcia też były ciekawe np. chemia, fizyka, matematyka, czy angielski. Obecnie omawiamy literaturę skandynawską i specjalnie wypożyczyłam z biblioteki kilka opasłych tomiszczy na temat mitologii nordyckiej.
Zajęcia z języków były dziwne. Nauczyciel zbyt wyluzowany, zbyt przyjazny i zbyt miły dla niektórych...
Na zajęciach artystycznych rysowałam swoje obrazki, bo na tych lekcjach chodziło głównie by rozwijać pasję związane ze sztuką. Tak więc ja rysowałam. Wybrałam sobie sztalugę najbardziej w rogu by mieć ciszę i spokój. Na te zajęcia poza mną uczęszczała tylko trójka osób z mojego roku - Lewis, który grał na gitarze, Tom pisał swoje wiersze, a Tris wykonywała  makiety.
 Największą niespodzianką był wf. Frank Donut, to kapitalny wf-ista. Pozwala robić co nam się tylko podoba. Skoro biegam z Rickiem, to nie angażuję się w gry zespołowe, których i tak nie lubię, zamiast tego siadam na ławce i czytam książki, a czasem też się uczę.
Postanowiłam, że kończę z kisielem, ale tym razem tak na poważnie. Kiślomat stojący w stołówce omijałam szerokim łukiem. Od czasu do czasu zdarzało mi się tylko rzucić tęskne spojrzenie w jego stronę. Jednak udawało mi się zapanować nad rządzą. Vincent wreszcie dał mi spokój, a przynajmniej chwilowo. Tak samo Dereck. Z Gabe'm nie rozmawiałam ani razu od imprezy. Wyraźnie mnie unikał. Najlepiej dogaduję się z Rodrickiem, który jest taki opanowany, spokojny, prostolinijny, szczery i świetnie nadaje się na najlepszego przyjaciela. Zdarza mi się też usiąść w ławce czy pogadać na przerwie z Tris, która dla mnie jest względnie miła.
- Hej patrzcie kto przyszedł, morderczyni na zamówienie. Daj swój numer może mi się kiedyś przydać! - zawołał za mną Gavin, po czym przybił piątkę z napakowanym kolesiem.
- Dziewczyna ma wyrazne zle sklonności  - mocny rosyjski akcent rozbrzmiał tuż przy moim uchu.
- No weź  Łuka! Stać cię na więcej - parsknęłam.
- Nie jesteś warta nawet litra wódki jesli o to ci chodzi - uśmiechnął się wyniośle, przez  co zabłysnął jego  złoty ząb.
- Naprawdę uraziłeś mnie do żywego - złapałam się za serce z udawanym oburzeniem.
- Ty nie masz serca Tinebris - nachylił się jak dla mnie trochę za blisko. - Jesteś śliczna matrioszka, ale pusta w śirodku - puknął mnie w czoło.
Opanowanie to podstawa, ja nie dam im tej satysfakcji. Okazywanie uczuć to nie moja działka. Ja mogę co najwyżej ograć go w ruletkę. Sprawię, że straci wszystko. Nawet złoty ząbek!
- Nie denerwuj się tak pirożku, bo ci żyłka piknie!
- Ja się nie denerwuję. Zachowuję stoicki spokój jakbyś jeszcze nie zauważył.
- Ależ zauważyłem. A teraz wybacz, ale muszę cię opuścić. Wiesz lekcje z Dolly są ciekawsze niż gawędka z Tobą...Wybacz - odszedł wygwizdując jakąś melodię.
 Że ja tracę czas, na zniżanie się do jego poziomu...
- Dlaczego oni mnie tak nie lubią?
- Dlatego, że zostałaś Królową Klawości, a im się nie udało. Łuka spróbował tylko raz i przegrał, więc już teraz nie gra. Jest zazdrosny - Rodrick zmaterializował się przy moim ramieniu. Chociaż z łatwością mógłby użyć mojej głowy jako podpórki pod łokieć... - Idźmy na spacer. Musisz pooddychać świeżym powietrzem. Tyle czasu w pobliżu Łuki, a cagara czuć od niego na kilometr - popchnął mnie w stronę drzwi wejściowych.
Wiał lekki wiatr, ale słońce dalej świeciło. Kichnęłam jak zwykle i weszłam do lasu. Stożek Thyndalla prezentował się tak pięknie, ale nie powodował kichania co najlepsze. Spacerowaliśmy przez jakiś czas, aż zachciało mi się zabawy i zaczęłam chodzić tyłem. Coraz szybciej i jeszcze i jeszcze...
- Cassandra uważaj! - krzyknął Rodrick, ale było za późno. Grzmotnęłam porządnie. Upadek zamortyzował mech...i coś jeszcze. Coś miękkiego.
***
Dawno, dawno temu był sobie Vincent Exorcist. Był bardzo zły, kiedy jego mała przyjaciółka odmówiła mu pomocy. Przyjaciół nie zostawia się w biedzie. O nie. Nie wolno tego robić. Postanowił się zemścić. Ale nie najbardziej dotkliwie. Chciał dać jej jeszcze jedną szansę. Tylko jedną. Znalazł Cel. Żywy. Pełen krwi. Pełen maleńkich kosteczek tylko czekających na złamanie. O tak. To było to. I ten Vincent poszedł do lasu. Las był piękny i przyjazny. Ale Vincent nie. Stanowczo nie był przyjazny. Spotkał go. Swój cel. Miał plan. Spektakularnie. Ale nie boleśnie. Przecież nie był szaleńcem. Chciał zrobić to szybko. Chciał żeby było sterylnie. Znał się z Celem. O tak. Znali się bardzo dobrze. On i Cel też byli kiedyś przyjaciółmi. Cel również dostał kiedyś ostrzeżenie. Ale nie uważał. Myślał, że ujdzie mu to na sucho. Myślał, że Vincent zapomni. Nie zapomniał. Vincent nigdy nie zapomina. O nie. I tak głupi, bezmyślny Cel spokojnie przechadzał się po lesie. Niczego nie świadomy. Żyjący w błogiej nieświadomości. Tak, Cel był niewątpliwie głupi. Vincent zrobił to szybko. Nie chciał zbytnio się babrać. Ale chciał, żeby było widowiskowo. Krwi było za mało. Podszedł do Celu. Wyrwał z piersi nóż, który sam wbił tam przed sekundą. Przyłożył ucho do jego klatki piersiowej. O tak. Uwielbiał ten dźwięk. Dźwięk ostatniego uderzenia serca. Puk - i życie uleciało z Celu. Dobrze. Bardzo dobrze. Sięgnął do jego czoła. Musiał zostawić wiadomość. Ważna wiadomość. Dla swojej przyjaciółki. Zadowolony odszedł na kilka kroków. Popatrzył na swoje dzieło. To wciąż nie było to. Jak tort urodzinowy bez świeczek. Vincent chciał żeby było idealnie. Przecież to miała być niespodzianka. Niespodzianki muszą być perfekcyjne. I ta będzie. Wziął sznurek. Bardzo dobry, mocny sznurek.  Sznurek bardzo dobrej jakości. Mocny splot. Idealny odcień piasku skrzącego się w zachodzącym słońcu. Bardzo dobry sznurek. Zawiesił go na drzewie. O tak. Wybrał odpowiednie drzewo. Jego mały pomocnik postara się by było idealnie. Bo Vincent mu każe. A mały pomocnik robi wszystko co Vincent mu każe. Drzewo było rozłożyste i z pokaźnym pniem. Bardzo dobrym, mocnym pniem. Zawiesił sznurek na bardzo dobrej, mocnej gałęzi. "To bardzo piękna niespodzianka pomyślał" Vincent. "Moja przyjaciółka na pewno się ucieszy". I odszedł. Ale nie na zawsze. Przecież Vincent zawsze jest. Blisko. Tylko jego przyjaciółka jeszcze o tym nie wie...
***

  Jego zimne ciało leżało na miękkim, zielonym i z pozoru przyjaznym mchu. Krew spływała powoli. Nigdzie jej się nie spieszyło. Bo i po co? Spływała ciemnymi strugami. I jeszcze. I jeszcze. Oczy miał szeroko otwarte, a spływający z czoła płyn zabarwił je na czerwono. Cały był blady, siny, zimny.  Z miejsca gdzie powinno być serce. sterczał nóż. Drogi, ostry nóż. Reszta klatki piersiowej była rozryta. Rozwalona. Rozszarpana. Koszmarna....
Nierównym i brzydkim pismem wyryto mu na czole "Uważaj", gdy tylko to przeczytałam, obejrzałam się w stronę Rodricka. Stał w pewnej odległości i wpatrywał się w coś za mną. Nad jego głową z gałęzi zwisał sznurek. Dobry, mocny, trwały sznurek. Nawet pętla była już zawiązana.
A więc tak ma być. Następny będzie Rick? On też ma zginąć?! Nie, nie pozwolę na to. Nie przeze mnie. Nie przez Vincenta....
Kazałam biec Rodrickowi po kogoś ze szkoły. Najlepiej po Romę. Trzeba go stąd zabrać. Jego biedne, martwe ciało.Na rękę zaczął wdrapywać mu się ślimak. Odrzuciłam go ze wstrętem. Co za obrzydliwe stworzenia.
Jego śliczna twarz zniszczona. Rozryte czoło, oczy zabarwione krwią i ten okropny uśmiech. Policzki zapadały się do środka, ale uśmiech pozostał.
Biedny Gabe...Sądził, że uwolnił się od Vincenta. Ale to nieprawda. Od niego nie można się uwolnić.
- Nie rozpaczaj tak, przecież nie był ci do niczego potrzebny - czyjaś ręka poklepała mnie po ramieniu. Mroczna postać Vinc'a ukazała się tuż przy mnie.
- Dlaczego ty to robisz? Trzeba być potworem by zdobyć się na coś takiego - odepchnęłam jego żylastą łapę. - Zostaw mnie w spokoju. Nie chcę twojego kisielu. Nie chcę. Rozumiesz?! Nie chcę! Nie za taką cenę...
- Zabawne, myślisz że masz jakiś wybór.
- Nie wiesz co myślę.
- Wiem o tobie więcej niż ci się wydaje. Ale proszę bardzo droga wolna. Idź, skoro tak ci na tym zależy. Ale to nie koniec. Jesteś mi potrzebna Cassandro - pomachał mi na pożegnanie i odszedł. A raczej rozpłynął się w mroku.
Potem nadeszli nauczyciele. Zabrali ciało Gabe'a. A ja poszłam do gabinetu Romy. Powiedziałam jej wszystko. Wszystko. O Vincencie. Mówiłam i mówiłam. Piłam jego kisiel. Rozmawiałam z nim. Byłam w jego domu...Chyba w pewnym momencie zaczęłam płakać. Chyba bo nie jestem do końca pewna.To takie upokarzające.
Roma zabroniła mi wchodzić do lasu do odwołania i stwierdziła, że mam się nigdzie nie ruszać bez Rodricka. Nigdy, nigdzie nie chodzić sama. A w Akademiku, jakaś dziewczyna powinna się ciągle za mną pałętać. Żegnaj prywatność! Witaj osaczenie! Ale wolę to niż, Vincenta....
 Dyrektorka objęła mnie ramieniem i odprowadziła do pokoju. Wcześniej w jej gabinecie zadzwoniłam do rodziców. Oni byli tacy zmartwieni, bali się o mnie i najchętniej zabraliby mnie z tej przeklętej Akademii! Ale Roma wytłumaczyła, że tu jest bezpiecznie, przynajmniej jeżeli nie będę wchodziła do lasu. No cóż, ze zbieraniem grzybków halucynków mogę się pożegnać.
 Ale on się nie poddał. Na stoliku stał kubek ze wzorkiem w topory. Wypełniony kisielem. Im dłużej nie piłam tej zdradzieckiej mazi, tym gorzej się czułam. Chwiałam się na nogach, w głowie mi ćmiło. Ale nawet kiedy go piłam, to czułam się równie źle. Niszczył mnie, ale też uzależniał. Potrzebowałam go. Bardziej niż czegokolwiek. Roma widząc mój stan zabrała kubek i wyszła. Zostawiła mnie samą. Samą. A mówiła, że ktoś ciągle powinien przy mnie być! Kłamała?!
Znowu ta koszmarna wściekłość. Spojrzałam w lustro wiszące na ścianie. Moje oczy miały barwę gęstego różu. Barwę kisielu. Nagle znikąd pojawiła się niewyraźna postać. Powoli uformowała się  w wyraźniejszy kształt. W Gabe'a. Był cały i zdrowy. Położył rękę na moim ramieniu i uśmiechnął się. Spojrzałam za siebie, ale nikogo tam nie było. Nikogo. Pustka. Spojrzałam ponownie. Jego twarz była fioletowa. Skóra odłaziła płatami, oczy raziły czerwienią. Gnił. On gnił na moich oczach. Krzyknęłam. A potem....a potem chyba zemdlałam.
 Nie obudziłam się w moim, w naszym pokoju. Pomieszczenie było jasne i pełne specjalistycznej aparatury. Pewnie gabinet pielęgniarki. Było pusto. I cicho. Zdradzieckie promienie słoneczne na chama wdzierały się do środka. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Zerknęłam na stolik - pusto. Parapet - pusto. szafka na  leki - pusto. Biurko - pusto. Odetchnęłam z ulgą. Jednak jakieś dziwne przeczucie (swoją drogą dziwna sprawa z tymi przeczuciami) kazała mi spojrzeć pod łóżko. Był tam. Stał sobie beztrosko, tylko czekając na mą zagładę. Pełen chwały i wdzięku. Nie, nie kisiel! Mój kapeć króliczek!
 To słońce, przywodziło na myśl wesołość. Ale jak można się cieszyć kiedy ktoś właśnie zginął. I to w tak okrutny sposób, przecież to nieludzkie! Tak nie można. Są jakieś zasady moralne. Cokolwiek!
Wyszłam na korytarz. Wybrałam się na stołówkę, żeby poprosić o kubek gorącej herbaty. Kątem oka dostrzegłam jak Lewis wchodzi do łazienki przy schodach. Bardzo dziwny i z pozoru nieistotny fakt. Może utopi się z muszli klozetowej? Albo zemdleje na wiodok własnego odbicia w lustrze? Życie pisze naprawdę przeróżne scenariusze.
 Lucy na szczęście stałą przy garach i pozwoliła mi zrobić sobie herbaty. Trochę ponarzekała na moje o dwa rozmiary za duże swetry i pytała jak przeżywam to wszystko. Grzecznie stwierdziłam, że już lepiej. Nadeszła mnie myśl o pogrzebie. O jego pogrzebie. O momencie gdy spuszczą trumną w otchłań. O momencie gdy złożę kwiaty na jego grobie. Ładne kwiaty. Na pewno będą to ładne kwiaty. Należą mu się. Lucy na szczęście pozwoliła mi milczeć i taktownie nie przerywała moich melancholijnych rozważań. Podziękowałam jej za pogawędkę i wyszłam.
 Cały czas ciężko oddychałam. Obracałam się za siebie. Chyba zaczęłam się go bać. Vincenta. Nagle usłyszałam skrzypnięcie podłogi. Zwykły, codzienny odgłos, który o mało co nie przyprawił mnie o zawał! Przywarłam do ściany i oczekiwałam.
 Drzwi łazienki uchyliły się. Ktoś sprawdzał czy nikogo nie ma. Nie zauważył mnie. Jakaś postać wynurzyła się z pomieszczania z brzydkimi kafelkami. I nie był Lewisem. Zdecydowanie nim nie był. Chociaż podobieństwo było tak uderzające. Ale to niemożliwe...Jego nie powinno tu być. Punckowe ubrania. Makijaż. Kolczyk w wardze. Co robił tu mój dziwny znajomy? Co robił tu Flynn?!?!?!



*Wszystkie błędy w wypowiedziach Łuki są celowe ;)

5 komentarzy:

  1. O jestem pierwsza...Fajnie.
    Czy tytuł to aluzja do tego kto jej w tym rozdziale pomógł(Lis-Roma ale kto jest Hyeną?).
    Sny powróciły ale nie dały jej ulgi.Tylko strach i cierpienie,które nie nastąpiło bo Vincent postanowił się wtrącić i ją opętać.Dobrze,że się obudziła przed wpadnięciem w kisiel.Stałyby by się wtedy pewnie straszne rzeczy,może zaczęłaby na Vincenta lecieć(w sensie że kisiel by jej wpadł w intymne okolice a że Vincent chce ją kontrolować to hormony zaczęłyby by jej szaleć; mam nadzieję,że ubranie by to osłabiło i w swoich snach nie jest przypadkiem naga).Rany, o czym ja myślę...
    Czemu ogon kucyka pony a nie zwyczajny koński ogon?By było oryginalniej?Czy w sensie,że ma długie włosy i długiego kucyka(jak kucyk pony)?
    Fryzura Briany podczas snu to włosy nastroszone niczym szopa i sterczące na wszystkie strony tak,że ledwo można pohamować śmiech gdy się pierwszy raz coś takiego widzi?Nic dziwnego,że nie lubi się czesać(o ile dobrze pamiętam to gdzieś o tym wspominała ale mogłam źle zapamiętać).
    Myślałam,że Cassy będzie zła i będzie wygrażać Brianie a tu spokój.Trochę to dziwne ale widać,że wyrwała się trochę spod wpływu Vincenta,jest sobą.Vincent nie próbuje jej kontrolować bo zaczęła odstawiać kisiel

    OdpowiedzUsuń
  2. Komentarz piszę a komputer się zacina,dobrze,że zdążyłam wysłać.
    ...planuje coś i w tym czasie mniej się nią zajmował,zauważył jej reakcje i stwierdził,że jest pod jego mocnym wpływem(jak rzuciła się na Brianę) i nie musi na razie wzmacniać wpływu?
    Łuka to chyba nie jest rosyjskie imię,prawda?To jego przezwisko?Zachował się tutaj jakby miał przerost ego.I te jego teksty-chodziło mu o to,że jest zdolna do wszystkiego,jest pozbawiona empatii,nie zależy jej na nikim i dlatego umie krzywdzić innych,nie umie kochać?Jak mówił to wszystko do niej to wydawało mi się,że ma do niej jakąś urazę,nie tylko dlatego,że nie pozwoliła mu wygrać ale ponieważ nic względem niego nie czuje(mówił jak urażony lowelas o przeroście ego),to tylko takie wydawania czy mam trochę racji?Błędy w jego wymowie są bo jest obcokrajowcem?
    Co to stożek Thyndalla?
    Vincent pisał o sobie jakby to się zdarzyło jednocześnie dawno temu i teraz.Vincent w swoim szaleństwie myśli,że Cassy to jego przyjaciółka(ta sama moc,podobnie dziwny charakter)i chce ją odzyskać-więc z Dereckiem zamordował Gabe'a by ta się z nim liczyła.Czemu nie próbuje on opętać innych ludzi by całkiem przyciągnąć Cass do siebie?Może opętywać tylko kogoś kto wypije jego kisiel lub tak jak on ma moc podróżowania w snach(a tacy zdarzają się wśród młodych Selenów rzadko,starsi pewnie umią bronić się przed takimi wpływami),to by wyjaśniało czemu nie próbował wpłynąć na Rodricka(jest najbliżej niej i mógłby wpłynąć na nią najbardziej ale z drugiej strony nie ma on odpowiedniego charakteru do takich działań,zaczynam też myśleć,że może ma on swego rodzaju odporność na to i może obdarzać nią innych po jakimś czasie przebywania-okres abstynencji kisielowej i powrót do normalności się właśnie wtedy rozpoczął).
    No i wreszcie się wydało!Ciekawe jak na to zareaguje Briana gdy tylko przestanie rozpaczać nad swym życiem osobistym...
    Kisiel nie działa jak narkotyk ale ją tutaj uzależnia,wygląda jakby była wyniszczoną przez prochy ćpunką i źle się czuje jakby była na głodzie a jak odstawiła to czuła się świetnie(nie licząc okresu głodu).Czy inspiracja do kisielu były jakieś książki o narkomanach lub anorektykach na odwyku?(lub też wpływ Vincenta na jej umysł sprawiał,że chorowało jej ciało albo ma początki anemi).Powinni ją skłonić by pokazała się paru nieukom w nocy,może to ich zmobilizuje do nauki( i rozpowiedzieli,,Kiedyś była tu taka co miała naukę na pierwszym miejscu tak,że nie spała ani jadła póki się tego co chciała nie nauczyła, zła na nią osoba za popisy wiedza w klasie podstawiła jej nogę blisko schodów,przewróciła się,przekoziołkowała,zleciała ze schodów i teraz straszy wszystkich leniwych i złośliwych!'').
    Lucy lubi gdy dziewczyny eksponują swoje wdzięki i sweterek Cassy ją drażni czy tez tak zwyczajnie ponarzekała?
    Cofam pytanie z początku,zauważałam Tris.
    Czemu nie wywalili kiślomatu skoro wiedzą o Vincencie?Ostatnio nikogo nie opętywał,dziwne rzeczy działy się w Akademii gdy próbowano go wywalić czy tez po wywaleniu zawsze wracał,tylko kisiel dany od vincenta opętuje a oni sVrwują ich kisiel?
    Pojawił się Flynn-ten,który świrował ,brat Lewisa-teleportera?Myślę,że coś się na jego temat może się wyjaśnić,może dojdzie coś nowego(a na pewno pytania).
    Pozdrawiam,weny i wolnego czasu życzę!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacznę os strony naukowej:
      Stożek Thyndalla to rozszczepione światło, tak się dzieje kiedy snop światła przechodzi przez zawiesiny, tworzy taki jakby stożek
      Tak to była aluzja i tak chodzi o Romę i Tris :)
      To nie do końca tak działa i sądzę, że raczej była w ubraniu ;)
      Ogon kucyka pony dlatego, że po ang. mówi się ponytail, a to mnie zawsze niesamowicie rozśmiesza i nie mogłam się powstrzymać =D
      Włosy Brie praktycznie żyją własnym życiem...
      Bardzo trafne spostrzeżenia co do Łuki, niezwykle trafne. Łuka to rosyjski odpowiednik Łukasza.
      Vincentowi najłatwiej kontrolować moce podobne do jego czyli przenikanie przez sny i kontrola uczuć. Wiele zależy też od cech charakteru, niektórzy są po prostu odporni.
      Twój pomysł na historię jest genialny, i faktycznie kisiel trochę tak działa. Ale nie każdy tylko ten Vinc'a. Dlatego nie pozbyli się kiślomatu. To dzięki kisielu Seleni mają moc, ale ten jest przyrządzony bez pewnego składnika, który dodaje Vincent.
      Pojawił się Flynn, a w następnym rozdziale będzie go dużo więcej, no bo kiedys wreszcie musiało się to wyjaśnić ;)
      Dziękuję i do napisania
      ~MrocznaKosiarka

      Usuń
  3. Wasz blog został nominowany do Liebster Blog Award! Gratuluję! :)

    http://ksiezycowapieknosc.blogspot.com/2016/02/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń