poniedziałek, 14 grudnia 2015

Finałowa rozgrywka

Briana - "Rozdział X, część I"

- No hej. - uśmiechnęłam się sztucznie ze stresu. - Ładnie? - zapytałam odgarniając włosy.
- Co to ma znaczyć? Pofarbowałaś się na blond? Przez cały wieczór to byłaś ty?
- Nawet nie wiesz jak trudno jest wytrzymać będąc tą jędzą. Jak ona tak może przez cały czas? - powiedziałam głosem typowej Mariolki.
 Nigel zdębiał. Chyba tym razem na prawdę mi nie wyszło.
- Co zrobiłaś z Trinity?
- Nic jej nie zrobiłam! Cassandra po prostu mnie z nią pomyliła od tyłu. A tak w ogóle to powinieneś się wstydzić! Tak wykorzystywać biedną Cass.
 Spojrzał na mnie surowym wzrokiem. Odpowiedziałam wyniosłym spojrzeniem. Nie dałam się stłamsić.
- Jesteś zawiedziony? - zapytałam robiąc sarkastyczną smutną minkę. - Nie zaliczyłeś Trini.
 Prowokowałam go. Wiedziałam o tym. Chciałam żeby wybuchnął bo miałam go dość. On jednak wziął mnie w ramiona i głaszcząc po złotych pasmach zapytał:
- Czemu? Co się stało?
- Nie pytaj co się stało!! - wrzasnęłam wyrywając mu się. - Czy ty jesteś aż taki głupi i ślepy?
- No dobrze. Zakochałem się w Trini. I tyle.
- Zostawiłeś mnie. - Byłam bliska łez.
- Ale ... Faktycznie. Wybacz młoda. - Po chwili gdy łzy zaczęły cieknąć z moich oczu dodał: No hej! Nie smuć się. Brie ...
 Lace wziął mnie w ramiona. Przytulił, a ja namoczyłam mu łzami cały rękaw. Byłam słaba,tak bardzo słaba. Musiałam mu w końcu powiedzieć wszystko prosto w twarz. Lecz czy to coś zmieni? On mnie nie kocha. Przynajmniej nie tak jak bym tego chciała. Nie będę mu przeszkadzać, nie chcę go skrzywdzić. Ostatecznie rzekłam:
- Przepraszam za moje dzisiejsze zachowanie. To był chyba kiepski żart. - Odsunęłam się i mie dając mu nic powiedzieć poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic opłakując moją przegraną.
 Rano udawałam, że wszystko jest ok. Nigel zrobił nam śniadanie i zjedliśmy je zachowując się jakby nic się nie stało. On chciał dzisiaj pojechać do siedziby CIA żeby coś tam załatwić. Ja w takim razie udałam się do siłowni z Nicole i Alice. Nie powiedziałam im. I tak już byłam zbyt samolubna wobec nich ciągle mówiąc o swoich problemach. Następnie pojechałam do mamy na obiad. Zwykły dzień by ukryć prawdziwe uczucia.
 Dziewiąta część próby rozpoczęła się tak jak zwykle życzeniami połamania nóg od Romy. W tym przypadku dosyć dosłowne. Ogłosiła również, że dziś jest ostatni dzień i po ogłoszeniu wyników rozpoczniemy ostatnie zadanie. Potem wskazała na tablicę gdzie widniała przed ostatnia zagadka. Brzmiała ona tak:
"Jest, lecz jej nie ma
Patrzysz jak znika,
Jak diament przejrzysta,
Dla niej zegar nie tyka,
Utrudzona w tułaczce, 
A wciąż piękna i młoda,
Masz ją - nie doceniasz,
A tracić tak szkoda,
Inne zazdroszczą jej wspaniałości,
Nikt nie osiągnie takiej doskonałości,
Tak niemożliwa,
A jednak istnieje.
Pokazuje co widzi,
chowa co skryć trzeba,
Dla niej nie ma końca,
Początków jest wiele,
pomaga i chroni,
Niszczy i zabiera,
Zastanów się dobrze gdzie szukać trzeba,
Podpowiem tylko nie patrz na drzewa
Odpadnie każdy kto zbyt narowisty"
 Czyli ja. Nie ma początku ani końca, jest, ale nie jest! Co to ma być? Nie ograniczona czasem, szkoda ją tracić, chroni, pokazuje. Nie mam pojęcia! To może być wszystko! Niby taka przejrzysta. Żeby tylko ta zagadka była przejrzysta! Pomyślałabym, że to czas, ale tutaj pojawia się wielokrotnie rodzaj żeński. Co też to może być?
 Zauważyłam, że Cassy już wyszła, a za nią Hipis, Levis i jakaś blondi. Trinity Stone - obrzydliwość - stoi jeszcze tutaj, tuż obok bliźniąt.
 Nie na drzewie. Ale podpowiedź! No cóż skoro nie wysoko, to nisko. Co jest tak doskonałe? Diament nie bo został tutaj użyty jako porównanie. Po uważnej analizie wszystkich przymiotów stwierdziłabym, że to matka. Idealna mamusia. Ale to nie to. Wszystkie pozostałe rzeczy, które mieliśmy odszukać były martwe. Niekróre nawet  dosłownie jak ta krew. Co wyjdzie kiedy to połączymy? Ziarenko papryczki chili, sok z baobabu, morfina, fiołki, krew węża, prazeodym/neodym, sierść lisa i kamień zodiakalny. Co mogłoby to sprawić? Ale gdybyśmy nawet wszystko zmielili i wrzucili do kotła to gęsta żywica baobabu i lepka krew nie połączą tego do kupy. Tu potrzebna byłaby ... woda. WODA! To jest rozwiązanie zagadki! Przejrzysta, doskonała, bez początku i końca. Tak! Wystrzeliłam pięść w górę i odtańczyłam na środku Piwnicy taniec zwycięstwa. Wszyscy zebrani spojrzeli na mnie jak na kompletną wariatkę (którą zresztą byłam). Wybiegłam w las, po drodze nadeptując glanami na sporej wielkości gówno. Nie przejęłam się tym, pobiegłam prosto do strumienia, przy którym znalazłyśmy fiołki. Pomiędzy drzewami mignęła mi gdzieś kredowo biała sylwetka Cassandry z czerwoną ręką. Rękawiczki latem? Nie możliwe. W każdym razie, skoro ona już wracała to musiałam się pośpieszyć. Zatrzymując się przy strumyczku wyciągnęłam butelkę po soku. Nabrałam do niej wspaniałej substancji i zakręcając odbiegłam z powrotem na miejsce. Tuż po mnie przybiegła Stone, jednak ja byłam pierwsza. Kiedy Romcia mnie zapisywała pokazałam jej język. Ona otworzyła szeroko oczy. Chyba dopiero teraz się skapnęła, że to ja! Ale ubaw! Wyglądam przecież jak ona!
 Zadowolona z siebie weszłam na górę do Al's żeby tam odczekać godzinę do podsumowania. Po drodze minęłam Cassandrę z ręką w krwi. Tak też myślałam, że to nie były rękawiczki! Ale skąd ta krew? Nie wiedziałam czy się jej o to pytać, czy też nie. Stwierdziłam, że Tenebris ma własne życie. Kisiel czy co tam jeszcze. Usiadłam więc przy barze u Ala i zamówiłam sok z kostkami lodu. Na dworze zachodziło właśnie słońce, dopiero zaczynało się ochładzać. Złote i czerwone promienie tworzyły krwawą łunę prezentując się wprost przepięknie pomiędzy wierzowcami miasta. Kostki zastukały o ścianki kieliszka kiedy uniosłam go do ust by wysączyć jego resztki.
- Hej młoda, jak leci?
- Powoli. - powiedziałam patrząc jak sok skapuje po ściance.
- A co z zadaniem? Łatwe?
- Zagadka była trudna. Ale potem już gładko poszło. Byłam chyba druga, albo trzecia. Po przerwie będzie ostatnie zadanie.
- Jeszcze dzisiaj? Rany, to powodzenia. Czekać na ciebie?
- Nie, pójdę do mamy. - Tak na prawdę nie miałam najmniejszej ochoty z nim jechać, a już zwłaszcza jeśli by przy okazji odwoził Stone. O nie!
 Zerknęłam na zegar. Jeszcze nie wybiła wyznaczona godzina, ale wolałam być wcześniej na miejscu. Zapłaciłam za soczek i wyszłam z baru. Czerwone promienie pomiędzy budynkami wyglądały na prawdę olśniewająco. Las również płonął krwawą łuną zachodzącego słońca. Jakże cudownie było mieszkać w Chicago.
 Dopiero wtedy dotarło do mnie jak daleko zaszłam. Ukończyłam dziewiątą część, byłam w wielkim finale. To dawało mi niespotykaną szansę na ukończenie tego konkursu. Będę mogła zinfiltrować nie zinfiltrowane dotąd Bractwo Selenów. Czy ukończenie Próby faktycznie da mi moc? Zaraz się przekonam.
 Wszyscy już zebrali się w Piwnicy. Po mnie do środka wszedł jeszcze tylko Levis i Roma rozpoczęła podsumowanie.
- Była to przed ostatnia Próba. Dziewiąta część dzieląca Was od sukcesu. Ku mojemu zaskoczeniu - Z jej tonu wywnioskowałam, że nie była to dla niej miła niespodzianka - wszyscy przeszli.
 Cała nasza ósemka zaczęła wiwatować i klaskać. Eric zagwizdał. Szczęście przerwała dalsza mowa Renibus.
- Teraz nastąpi ostatnia Próba. Kto ją ukończy posiądzie niespotykaną moc, kto skiepści odejdzie z kwitkiem. - Poprawiła turban z szalika na głowie. - Za tymi drzwiami czeka na Was przeznaczenie. Osiem kotłów do, których wrzucicie zebrane przez całą Próbę składniki. Zmieszacie je według starej receptury Selenów. Brakuje jednak ostatniego składnika. Ostatnia zagadka jest już wywieszona w sali. Ustawcie się w szeregu. Czas na ostateczne starcie.
 Złowieszcze słowa zawisły w powietrzu. W kolejności ukończenia ostatniego zadania weszliśmy do pomieszczenia po prawej od biurka Romci prowadzeni przez nią. Gdy niepozorne drzwi (których przysięgałabym, że wcześniej tam nie było) się otwarły naszym oczom ukazało się pomieszczenie z szerokim podestem, na którym stało osiem żeliwnych kotłów. Przy każdym z nich na podeście leżała cienka księga oprawiona w skórę. Oświetlenie pomieszczenia stanowiły wypalone w połowie świece umieszczone w kinkietach na ścianach, które samoistnie się zapaliły gdy weszliśmy. Poza tym przez świetlik w dachu czerwona łuna oświetlała wstęgę, na której napisana była ostatnia zagadka. Jedno zdanie.
"Ostatni składnik jest najbardziej oczywisty"
 Proste zdanie. Już wiedziałam, że tego nie przejdę. Jestem kiepska w takich zgadywankach! Ale nie mogłam się poddać. Tak jak powiedziała Roma: to przeznaczenie, a dla mnie i życiowa szansa więc musiałam to zrobić. Nie mogłam zawieść.
- Zawodnicy! - głos Renibus poniósł się echem po sali. - Stanąć przy kotłach.
 Zajęłam miejsce. Księga leżała na specjalnej szafce. W środku na półkach były zebrane przez nas fanty oraz potrzebne przyrządy. Poczułam jak adrenalina, zdenerwowanie, strach i determinacja przepływają przez moje żyły. Czekałam na to półtora miesiąca, nie mogę teraz tego spieprzyć.
- Gotowi? Start!
 Natychmiast otworzyłam księgę. Na szczęście była na napisana po angielsku. Były to przestarzałe słowa, jednak potrafiłam wszystkie zrozumieć. Natychmiast zabrałam się za mielenie ziarenka chili. Potem przyszła pora na dodane do niego soku z baobabu. Do kotła wsypałam morfinę, a następnie poszatkowany fiołek. Zalałam to tym sokiem. Dopiero wtedy jedną ze świec umocowanych w ścianie podpaliłam drewka przygotowane pod kotłem. Przy tym cały czas myślałam o ostatnim składniku. Dwie krople krwi węża, stopiony w osobnej misce kawałek szkła z zawartością prazeodymu, reszta krwi. Otarłam pod z czoła. Stres i gorąco dawały już się nam wzystkim we znaki. Długą hohlą zamieszałam w kotle. Obok mnie Hipis głaskał właśnie fiołka, mówiąc mu, że wszystko będzie dobrze. Świr. Kolejny składnik czyli włosy lisa musiałam pociąć, a ametyst pokruszyć i zmielić. Wszystko zalałam litrem wody ze strumienia. Teraz miałam czekać aż się zagotuje, a potem jeszcze dwadzieścia dwie minuty. Wtedy zastanowiłam się nad ostatnią zagadką. Coś co jest oczywiste. Mi nic nie przychodziło do głowy. Drewo skoro jesteśmy w lesie? Raczej nie. Wosk ze świec? Nie. Kawałek z tego płótna? Nie! No co to ma być!? Nie miałam pojęcia. Byłam załamana. Co Seleni mogli dodać do jakiejś zakichanej mikstury? Głupi Seleni ... No właśnie! Seleni! Głównym składnikiem był selen! Ale gdzie go znaleźć? A co ważniejsze, jak on wygląda? Podeszłam do Romy.
- Psze pani, gdzie mamy znaleźć ostatni składnik?
- Tam gdzie resztę.
- Chyba sobie pani jaja robi? W tym ogromnym lesie? - wykrzyknęłam. Ruda potaknęła lekko głową tak żeby jej turban nie spadł.
 Wróciłam do kotła, w którym już zaczęło się gotować. Miałam jeszcze tylko dwadzieścia dwie minuty żeby odnaleźć selen. Wyszłam z pomieszczenia, wyszłam z Piwnicy. Gdzie to może być? Spojrzałam na las, a następnie obróciłam się by spojrzeć na lampę nad drzwiami. Czasem mawiają, że najciemniej jest pod latarnią. Ja stałam dokładnie w jej świetle, natomiast w cieniu tuż pod drzwiami leżała wycieraczka z ... wielkim, czerwonym "X"! Pod spodem, zakopane w ziemi było metalowe pudełko oznaczone napisem "Selenium". Bingo! Zabrałam ze środka jedną szarą skałkę i zamknęłam pudełko. Pobiegłam z powrotem do sali by zdążyć sproszkować selen przed upływem czasu. I udało mi się! Po upływie określonego czasu wsypałam proszek i zamieszałam w kotle dziesięć razy ruchem przeciwnym do wskazówek zegara.
 Wielki księżyc w pełni oświetlał treść ostatniej zagadki srebrzystym blaskiem. Roma oznajmiła, że czas minął. Wszyscy puścili hohle i czekali na dalsze instrukcje pani w turbanie.
- Oto i nadszedł czas. Kolejna generacja Selenów kończy próbę. Nie śmiejcie jak głupcy do sera. - warknęła na uśmiechającego się Levisa. - Nie powiedziane, że każdy z was to przeżyje. - dodała nonszalancko.
 Wszyscy przełknęliśmy głośno ślinę. Wiedzieliśmy co nas teraz czeka. Degustacja eliksiru. Roma podała nam złote puchary. Nalaliśmy do nich gęstą ciecz hohlą. Ciemnoróżowy kolor wyglądał normalnie, ale jak działał? No cóż raz kozie śmierć ... Ej, to smakuje jak kisiel owoce leśne!


4 komentarze:

  1. No i zakończenie najlepsze. Wow... To, że nie każdy ma przeżyć... Stone może nie przeżyć... To kusząca alternatywa. I rzeczywiście proste te dwie ostatnie zagadki. Może nie takie oczywiste, ale proste.
    Skąd ja znam to ukrywanie uczuć.. Hmmm... Szkoda mi Brie. Takie nieodwzajemione uczucie, zwłaszcza do kogoś kto traktuje nas jak młodsze rodzeństwo jest straszne, nawet gorsze od tzw friendzone, bo jednak taka osoba kocha, ale nie tak jakbyśmy chcieli. Smutny ten rozdział mimo wszystko.
    Czekam na finał konkursu ciekawa jestem, czy tylko we dwie zdobędą te moc czy ktoś jeszcze.
    A właśnie znów kisiel! Przypadek. Zdecydowanie nie! Czekam na wyjaśnienie.
    Tulę.
    Wasza In :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję =) No cóż zawsze pozostaje ryzyko. Muahaha! No i tak. 9 wymyślała Kosiarka, a 10 ja.
      No cóż takie życie. Zobaczymy czy Brie sobie poradzi.
      Skąd wiesz, że Briana albo Cass nie zginą?
      Hihi... Czekaj cierpliwie bo wszystko zależy od Mrocznej.
      Przytulaski! :*

      Usuń
  2. Myślałam,że wyjdzie z tego afera-a tu tak się to skończyło.Właściwie to cieszę się z tego-Briana nie powiedziała Nigelowi całej prawdy ale już ze sobą zaczęli rozmawiać i to całkiem szczerze-to już postęp!
    Tylko skąd Nigel stał się bardziej domyślny(wiem,wcześniej mu zarzucałam całkowitą ślepotę i psioczyłam na to ale teraz...)-nie domyśla się wszystkiego ale nie zrobił awantury stulecia Brianie i ją również pocieszył?Przejrzał częściowo na oczy,przeczytał jakąś książkę psychologiczną o rozumieniu innych,jakaś jego krewna(lub dobra znajoma) wzięła go i wyjaśniła mu jak myślą kobiety czy też nic się nie zmieniło a on przestał zajmować się ciągle Trinity i zawsze umiał pocieszać Brianę?
    Nie dziwie się życzeniu Romy-pewnie będzie ich jeszcze uczyć w Akademii a z Brianą nie będzie jej pewnie łatwo.
    Skąd u Cass krew na ręku-zraniła się o jakieś drzewo czy krzew czy też to zemsta Trinity za to ,że Briana zamiast niej spędziła wieczór z Nigelem?(wiem,że jak na razie dla nikogo innego nie była wredna ale to koniec eliminacji i różne rzeczy dziać się mogą).
    Ten zwrot psze pani przypomina mi Hagrida(panie psorze,pani psor...).Czy to taka specyficzna maniera Briany czy jak na tamte czasy to było całkiem normalne?
    Eliksir mocy-wyobrażałam podanie go raczej przez strzykawkę.Smak kisiel owoce leśne-przypadek czy sprawka Vincenta?
    Pozdrawiam,weny i wolego czasu życzę!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż to jest wersja 2. Pierwsza była mniej miła.
      Po prostu już zna Brie i wie, że musi być dla niej miły żeby go nie zbiła na kwaśne jabłko.
      Jakbyś zgadła.
      Cóż to tajemnica Kosiarki.
      Takie czasy.
      Haha! Nie całkiem.
      Dziękuję :)

      Usuń