poniedziałek, 26 października 2015

Nie-ludzie w żółtych płaszczach

Cassandra - "Rozdział VI część I"

 Z czego oni robią taki problem?! Pogapiłam się przez chwilę na Romę, a oni to tak przedstawiają jakbym zrobiła nie wiadomo co! To nawet nie moja wina. Ja tego nie kontroluję, to się dzieje i już!
 Wydaje mi się, że to ma jakiś związek z Nim*. Od tego wszystko się zaczęło. Ale nie powiem im tego. Zapewne nie uwierzą. I mogliby by mi w końcu powiedzieć po co zostałam porwana. Chyba nie po, żeby mogli mnie uratować?! Jacy oni są beznadziejni!  
- Cassandro Tenebris czy zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji?! - Dlaczego Roma jest taka wściekła przecież ja nic nie zrobiłam!
- Nie bardzo - mamroczę. - Czy mogę już iść do domu i wypić kisiel?!
- Co ty powiedziałaś?! - oczy wszystkich są wlepione prosto we mnie. Nagle rozbrzmiewa alarm. Co tu się wyrabia?! Do pomieszczenia wbiegają dziwne stwory w żółtych uniformach. Otaczają mnie ciasnym kręgiem i już po chwili czuję jak wąska igła wbija mi się w ramię.

***
Wszytko poszło nie tak! Jasna Cholera. Dlaczego musiała wspomnieć o tym kisielu! Nie mogła trzymać buzi na kłódkę. Jeszcze trochę, a wszystko legnie w gruzach! Mam nadzieję, że wystarczająco namieszał jej w głowie. Ma nienawidzić. Ma siać strach. Ma być potworem. Ma być jak ja... On nic nie robi jak należy! Może nie wybrałem dobrze? Nieee...JA zawsze wybieram dobrze. On zniszczy ją, a ona a jego, a ich zniszczenie zniszczy Selenów. Będę patrzył na ich koniec. Na ostatnie ogniki ledwie tlące się  w ich oczach. A im pozwolę patrzeć. Niech widzą co uczynili. Niech myślą że to ich wina, ja tylko trochę pozmieniałem im myśli. 
 Seleni muszą zrozumieć, że nie wszystko kręci się wokół nich i że ja nadal tu jestem... 

***
 Co to było?! Dlaczego oni nie mieli twarzy? Co tu się dzieje w ogóle. I dlaczego leżę na stole operacyjnym?! Nie wyrobię tu zaraz. Czego ci wszyscy ludzie ode mnie chcą. A Roma niech spada na drzewo z tymi swoimi fanaberiami.
- Znowu narobiłaś sobie kłopotów skarbie. Było nie wspominać o... no wiesz o czym! 
- Przecież to tylko kisiel! Gdzie leży problem? - jestem już kompletnie zdesperowana, to wszystko jest zbyt psychiczne. Nawet jak dla mnie! I nagle ponownie to uczucie wszechogarniającego gniewu. Nie, nie tylko nie to! Nie chcę się zachowywać jak Hulk!!!!! Na wszelki wypadek ukradkiem sprawdzam czy nie robię się zielona. Na szczęście pozostaję biała... - Czego.tu.chcesz.?
- Spokojnie, spokojnie, bo ci żyłka pęknie - drwiący śmiech. Ze mnie nie wolno śmiać się w ten sposób! - Teraz będzie już tylko lepiej - piękny uśmiech i cała złość znika. Spokój i wyciszenie. Jakbym była naćpanym hipisem. Co on ze mną robi, ja nie mogę kontrolować własnych uczuć! 
- Zebrano już próbki twojego materiału genetycznego, więc możesz iść. Tylko nie wspominaj o kisielu, proszę. Zrób to dla mnie - i znika. Dlaczego on jest taki dziwny, a ja lubię dziwne osoby, mimo że nie chcę go lubić. Czuję się zmęczona. Dodatkowo miałam dziwny sen. Dużo węży, a wszystkie jadowicie zielone. Zebrały się pod drzewem, na gałęzi którego wisiał największy z nich. Martwy.Krew ciekła w spowolnionym tempie. W rubinowych kroplach odbijały się nikłe promienie słoneczne. Lśnienie w zaroślach. Coś mi to przypomina, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć co... 
 Podnoszę się z dziwnego posłania. Pomieszczenie, w którym się znalazłam przypomina zwykły gabinet lekarski i w dodatku niezbyt gustownie urządzony... ostrożnie przemykam korytarzem i wybiegam na zewnątrz. Zrobiło się późno - zapalono latarnie, ale Chicago tętni życiem nocą, czasem nawet bardziej niż za dnia. Gdy świeci słońce nic nie da się ukryć, gdy błyszczy księżyc można ukryć wiele. Noc chroni, daje poczucie bezpieczeństwa w odmętach mroku. 
 Wsiadam do taksówki i proszę kierowcę by zawiózł mnie do domu po czym uiszczam należną mu opłatę. Światła i kolory przesuwają się za szybami samochodu, w tle słychać The Beatles. Jak ja uwielbiam takie momenty. 

Spałam długo. Zresztą ja uwielbiam spać i rzadko kiedy jestem wyspana. Na dodatek witające mnie od rana promienie słoneczne nie nastrajają zbyt pozytywnie...uh. Mam nadzieję, że na śniadanie sa tosty błagam powiedzcie, że moje marzenie się spełni!
- Cassy śniadanie! Lepiej chodź bo Henry chętnie zje twoje tosty! - głos mamy przebija się przez niematerialną powłokę snu, która otaczała mnie jeszcze pięć sekund temu. TOSTY!
 Śniadanei przebiegło w normalnej, miłej rodzinnej atmosferze. Potem bawiłam się z Henrym w superbohatera i łotra. On był Batmanem, a ja Jokerem, rzecz jasna. Nawet przy użyciu starych i prawie zużytych kosmetyków mamy zrobiłam sobie upiorny makijaż. Potem przyszła Emma, która się mnie przestraszyła, więc Mama kazała mi zmyć "to coś" z twarzy jak to określiła. A ja tak wczułam się w rolę! Nawet udało mi się już osiągnąć tę chrypę i wariacki śmiech! Henry ma prawdziwy kostium Batmana, który zakłada na każde Halloween. Może i jestem na to za stara, ale nadal wraz z nim chodzę w przebraniu i zbieram cukierki. Zawsze przednio się przy tym bawimy. 
 Kiedy mój braciszek bawi się z Emmą klockami lego, ja zabieram się za lekturę "Hobbita". Czytałam tę książkę już wiele razy, więc widać delikatne ślady jej używania. 
Zadania są dopiero za dwa tygodnie, więc mam sporo wolnego czasu. Może poukładam wszystkie ksiązki od nowa, bo dawny układ już trochę mi się znudził.
  Dni mijały powoli, aczkolwiek, nie nudno. Byłam na turnieju szachowym i zajęłam drugie miejsce, co równa się tym, że wygrałam wycieczkę nad Wielki Kanion wraz z całą rodziną. Było super! Inscenizowaliśmy z Henrym walki gladiatorów i w ogóle dobrze się bawiliśmy. Tata robił nam zdjęcia, a mama wybrała się do pobliskiego spa, na kąpiel w glinie wulkanicznej. 

Jednak wszystko co dobre szybko się kończy. Nadszedł czas na zadanie. Nie mówię, że ich nie lubię, ale muszę wysilać swoje szare komórki, jeśli chodzi o zagadki. Kiedy byłam na wakacjach, zauważyłam na pustyni martwego węża. Krew powoli z niego wyciekała. Jak rubinowa rzeka. Był w jadeitowym kolorze. Brak tylko szmaragdu. Liście w Selenowym lesie mają właśnie taki kolor, więc może właśnie to jest rozwiązaniem zagadki? Ale po co im martwy wąż? Chyba, że chodzi tylko o jakąś jego część? Może o serce, albo krople jadu? Nie mam konkretnego pomysłu, ale mogę kazać Brie się trochę wysilać. Swoją drogą coś mi w niej nie pasuje, cały czas się rozgląda, pyta co sądzę o zgromadzeniu Selenów i jest trochę sztucznie wesoła przez cały czas, coś mi w niej nie pasuje...Do tego grzebała w moich rzeczach, wiem bo znalazłam RÓŻOWY włos.
 Schodzę do barowej piwnicy, dziś grubasa zastępuje jakaś blondie, a obok niej kuca facet koło dwudziestki, nie wiem czemu, ale pierwsza myśl jaka nasunęła mi się na jego widok, to to że pasowałby mi do Briany...Czy ja mam samoistne zadatki na swatkę czy jak??!?! Nie ważne, takie rzeczy mało mnie obchodzą. Najpierw rodzina i nauka, a potem takie pierdoły jak faceci (mam tu na myśli całe to zakochiwanie się, a nie ogólnie płeć przeciwną). Musze się skupić na rozwoju umysłowym. Chcę w przyszłości zostać kardiochirurgiem, więc muszę sporo czasu poświęcać na naukę, ale nie przeszkadza mi to. To jedno z najwspanialszych uczuć, kiedy słyszysz, że Rodzice czy Dziadkowie są z ciebie dumni. Lubię to słyszeć. Lubię być chwalona. To potęguję moją przypadłość - niebotycznie wysokie ambicje, co objawia się uczęszczaniem na miliony kółek zainteresowań i częstym zmęczeniem. Jak dobrze, że istnieje coś takiego jak weekend. Czasem Mama mówi mi  żebym sobie odpuściła i wyluzowała, ale ja nie mogę. Mam duże zadatki na pracoholika.
  Przy szafkach czeka już na mnie Brie, ale bez słowa mijam ją, bo nie mam nastroju na pogaduchy, ale ona nie zauważyłaby gdybym miała nawet depresję...Bo niby czemu by miała?!
 Zabieram ciemnozieloną bluzę i idę do lasu, wiem że idzie za mną. Tak samo jak wiem, że on tam będzie. On czeka. Tylko dlaczego na mnie...?
 Po cichu tłumaczę Brie, że zaraz do niej wrócę, tylko muszę się po coś wrócić i proszę by wypatrywała martwego węża. Specjalnie kluczę między drzewami, bo zdaję sobie sprawę iż istnieje szansa, że mnie śledzi. Podświadomie wiem, gdzie on jest. Mimowolnie zagłębiam się w nieznaną część lasu. A Brie ma mapę! Ale nie mogę przestać. On chce ze mną rozmawiać.
- Przyszłaś.Masz może ochotę na kisiel? A zresztą, wiem że masz. Owoce leśne. Twój ulubiony prawda. Czekałem na ciebie. Obaj czekaliśmy. Dereck, czy ty się rumienisz młodzieńcze?  Chociaż racja,  Cassandrze bardzo ładnie w tej koszuli. Możesz już iść. Ja tu sobie jeszcze pogawędzę z twoja koleżanką. Ależ gdzie moje maniery! To wręcz karygodny błąd nie przedstawić się w tak doborowym towarzystwie. Jestem Vincent...

~MrocznaKosiarka

*On - Dereck

6 komentarzy:

  1. O Bożusiu.... Co za rozdział. A ten Vincent... Czemu mi przyszedł na myśl ojciec Brie? To miało być specjalnie?
    I gdzie to zdjęcie martwego węża ja się pytam? Już się nastawiłam psychicznie a tu nic...
    Co oni jej robili. Nie podoba mi się to ani trochę. Dziwne uczucie nie wiedzieć co się dzieje.
    Nie wiem co miałam jeszcze napisać, ale takssię kończy czytanie i pisanie na raty i ciągłe mówienie rodzicom "Dajcie mi sorry spokój, dopiero wzięłam telefon do ręki!" bo nie.. Ja niby korzystam z niego 28/24 8 dni w tygodniu (zabieg specjalny, wykorzystywany już w Psalmach, ma podkreślić, zwiększyć rangę i coś jeszcze ale nie pamiętam).
    Wysłałam już torcik wenowy z polewą wolnoczasową, przepis mojego autorstwa to może daj komuś najpierw na spróbowanie czy nie trujący.
    Całuje :-*
    Incaligo

    OdpowiedzUsuń
  2. Wąż miał być, ale zdjęcia mi się nie podobały...
    Lubię Vincenta no i lubię kisiel, a za budynkiem to już nie przepadam ;)
    Trochę pomieszałam z tymi myślami, uczuciami i tak dalej, ale za jakiś czas wszystko się wyjaśni =D muahahaha
    Dziękuję za torcik, zjem z przyjemnością =D
    Odbierający buziaki
    ~MrocznaKosiarka

    OdpowiedzUsuń
  3. Vincent, jest no cóż... Jest spoko xD Bardzo ciekawi mnie ta jego osoba...
    Ten kisielek, czy to on nie jest przypadkiem tym magicznym napojem Selenów?
    W poprzednim wpisie akcja już miała dobre tempo, ale teraz zaczęłaś się znowu śpieszyć. Spróbuj dodać trochę więcej opisów. Tak, będę Cię męczyć z tym do końca świata xD Chociaż tym razem to tylko początek zbyt szybki...
    Czasami, znaczy się bardzo często chciałabym być pracoholikiem... Może bym nie była tak leniwa...
    Jutro po lekcjach masz się stawić na najbliższym peronie, bo przyjedzie do ciebie wena w meeeega długim pociągu ;)
    Pozdrawiam
    - Izi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno przyjdę ;) Vincent jest fajny, też go lubię, co prawda kisiel nie odgrywa jakiejś znaczącej roli, ale bardzo go lubię, więc stwierdziłam, że Vinc będzie miał spaczenie psychiczne na punkcie kisielu, bo czemu nie?
      Ta szybka akcja jest wynikiem tego, że mam mało czasu i pisze fragmentami i potem trochę zapominam co już napisałam, a co jeszcze nie, ale postaram się tego unikać! Obiecuję.
      ~MrocznaKosiarka

      Usuń
  4. Pierwsza moja myśl na tytuł była rozdarta między,,będzie ciekawie'' i ,,o co tutaj chodzi?''.Na to drugie odpowiedź zyskam chyba dopiero za jakiś czas ale myślę,że zdecydowanie będzie ciekawie.
    Reakcja Cassy była dokładnie taka sama jak ja bym zareagowała w takiej sytuacji.Ciekawe co by Roma zrobiła gdyby Cassy wypowiedziała swoje myśli na głos?
    Porwali Cassy by zbadać dlaczego dostaje mocy przed terminem i co się ogólnie z nią dzieje.Tytyłowe dziwne stwory-funkcjonariusze Selenów do załatwiania różnych,niebezpiecznych spraw.Czemu ich stroje chroniące przed skażeniem są żółte?Biały jest przereklamowanym kolorem na stroje ochronne czy Seleni muszą być oryginalni w tej kwestii?
    Więc to Vincent ją kontroluje,sprawia, że nienawidzi Derecka i chce się na nim zemścić oraz ma ochotę na kisiel-na pewno będzie się działo.Rozumiem jej frustrację z powodu bycia kontrolowam i spodziewałam się,że będzie to robił ktoś zły i niesympatyczny a tu Vincent, który podoba mi się(takie pierwsze wrażenie).Zdobył u mnie plusa za oryginalność i kojarzy mi się z wampirem arystokratą oraz szalonym naukowcem(choć nie wiem skąd to ostatnie skojarzenie).Sytuacja Cassy przypomniała mi tutaj Ginny Weasley opętaną przez Voldemorta w drugiej części HP.
    Niech się Cassy nie boi, że się zmienia w Hulka, gdyby tak się stało to mniej osób byłoby dla niej niemiłych i nie miałaby problemów ze zbędnymi kaloriami(zmiany w Hulka=wymagany szybki metabolizm=szybkie trawienie=mogę jeść ile chce!).
    Miłe,normalne życie rodzinne Cassy -ktoś musi tak mieć,zwłaszcza jeśli Briana ma tak przerąbane(chyba już dłużej mieć nie będzie ale nie wiadomo co się zdarzy w przyszłości). Tęga głowa z niej skoro tak wysoko dostała się w tym turnieju.
    Nie tak doskonała agentka z Briany lub może to kwestia tego ,że Różowa jest nieostrożna a Cassy zaczęła być bardziej spostrzegawcza(lub może wcześniej była a ja tego nie zauważyłam),może się zacząć domyślać prawdy.
    Pozdrawiam,weny i wolnego czasu życzę!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zaczynam coraz poważniej się zastanawiaç czy ty nie studiujesz czasem psychologii...
      Ja też lubię Vincenta no i mam słabość to kisielu. Tę wzmianki o komiksach, po prostu same mi się pisza bo ja ogólnie Marvela uwielbiam. I jestem fanką Staną Lee. Uwielbiam Irona Mana. Nabijam się z Kapitana Ameryki i tak dalej ;)
      Wszystko wyjaśni się dokładniej w drugiej części.
      Do napisania
      ~MrocznaKosiarka

      Usuń